noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0
(1,0)foreachslotdata->visible_adsense:0
Warto odwiedzićAdvertisement
(1,0)foreachslotdata->visible_adsense:0
Logotyp serwisu lamode.info
noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0

„Inspirować można się wszystkim”. O kolekcji dyplomowej rozmawiamy z Niną Grajewską, absolwentką MSKPU.

Nina Grajewska zaczynała od wzornictwa. Dziś stawia pierwsze kroki w branży modowej. 

„Inspirować można się wszystkim”. O kolekcji dyplomowej rozmawiamy z Niną Grajewską, absolwentką MSKPU. 26700 114795
noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0

Nina Grajewska to młoda projektantka, która pod koniec września zaprezentowała swoją kolekcję ubrań na gali dyplomowej Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Obszerne formy i sportowe wykończenie projektów z „Unbreakable Fear” początkowo skojarzyły mi się z współczesną modą streetwearową, jednak za ideą kolekcji kryje się znacznie więcej.

Inspiracje określa “wielką mapą myśli” – zaczyna od literatury, która ukształtowała jej wrażliwość jeszcze w dzieciństwie, a kończy na problemach dotykających współczesne społeczeństwo. Teraz czytam o Sacklerach i epidemii opioidowej w Stanach Zjednoczonych. Widzę, że mogłabym przełożyć to na kolekcję – mówi. Podczas wywiadu opowiedziała o idei stojącej za jej kolekcją dyplomową oraz o tym, dlaczego nie warto poddawać się w poszukiwaniu siebie.

Marysia Jasek, LaMode.info: MSKPU nie było Twoim pierwszym przystankiem na ścieżce edukacji modowej. Kiedy stwierdziłaś, że chcesz projektować ubrania? 

Nina Grajewska: Moja babcia zajmowała się robieniem ubrań, ale nie jako krawcowa. Szyła dla siebie – powiedziałabym, że swoją rzeczywistość kreowała właśnie przez ubiór i podchodziła do tego bardzo artystycznie. Obserwowałam z jaka łatwością przychodzi jej wyrażenie siebie przez modę. Wpływ na rozwój moich zainteresowań miała też wszechobecna popkultura, a w tym program Fashion TV, który oglądałam od najmłodszych lat. Wtedy muzyka elektroniczna nie była jeszcze tak modna, a na wybiegach pokazywanych w tym programie sety były naprawdę dobre! Moja rodzina nigdy nie stawiała mi ograniczeń w kontekście ubioru, dlatego zawsze mogłam nosić to, co chcę – to też sprawiło, że moda stała się dla mnie pewnego rodzaju nośnikiem myśli.

Kolekcja dyplomowa Nina Grajewska. fot. Instagram @nigrajewska

fot. kolekcja “Unbreakable Fear”, Nina Grajewska. fot. Klementyna Dulak

Edukację policealną zaczęłaś właśnie od mody?

Zaczęło się od sztuki użytkowej. Poszłam na Politechnikę Bydgoską, gdzie studiowałam wzornictwo. Na zajęciach projektowaliśmy głównie meble. Chociaż wiedziałam, że to nie jest coś co chciałabym robić, wzornictwo ma wiele punktów wspólnych z projektowaniem ubioru. Wszystko trzeba było stworzyć od podstaw i wnieść w to ogromny ładunek emocjonalny. Później  dostałam się na scenografię ze specjalizacją ubioru na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. To wtedy pierwszy raz na swojej ścieżce edukacyjnym zetknęłam się z projektowaniem ubioru. W tworzeniu ubrań podchodziliśmy do formy od strony artystycznej, dlatego mogła być ona bardziej wyzwolona. Od kiedy pamiętam myślałam nieszablonowo – przykładowo, że sweter nie musi wcale wyglądać jak sweter. Moim konikiem jest robienie na drutach i to właśnie w Poznaniu nauczono mnie, że nawet ta sfera nie musi mieścić się w określonych ramach. Standardowo przy dzierganiu myśli się o włóczce, ale prawda jest taka, że do takiego splotu można użyć wielu innych nietypowych rzeczy – taśmy, sznurów i nie tylko. Ostatni etap – czyli MSKPU – było zamknięciem klamry i cieszę się, że mogłam tam trafić.

Na dyplomach MSKPU rozbiłaś bank! Byłam tam również w zeszłym roku i nie przypominam sobie, aby przy wręczaniu nagród tak często padało jedno nazwisko. A tym razem – Grajewska, Grajewska, Grajewska. Chociaż wszystkie kolekcje były świetne, Twoja zdecydowanie się wyróżniała. 

Zupełnie się tego nie spodziewałam. Wiesz, z natury jestem buntowniczką, a taka ścieżka nie jest łatwa. Na każdych studiach musiałam docierać się nie tylko z wykładowcami, ale również z samą sobą. Gdy zaczynałam projektować, często spotykałam się z lekkim niezrozumieniem. Zdarzało mi się, że chęć wyrażania siebie generowała konflikty, przez co, w finalnym rozrachunku, edukacja nie kojarzyła mi się z niczym miłym. Do teraz mam syndrom oszusta  – kiedy spytałam, kiedy będą wręczać wyróżnienia, ktoś odpowiedział mi, że jeszcze nie teraz. Myślałam, ze wszyscy wiedzą, ze nic nie dostanę. Nie chce, żeby zabrzmiało to jakbym chciała być na siłę skromna. Naprawdę się tego nie spodziewałam, wręcz przeciwnie, bałam się, że skończę kolejny kierunek i nic z tego nie wyniknie. Tworząc staram się być zawsze zgodna ze sobą, a to co robię mi się po prostu podoba. Ale nie musi podobać się wszystkim. Moda i sztuka jest czymś względnym, bo każdy może interpretować ją inaczej. 

Opowiedz więcej o swoim projekcie. Dlaczego główną inspiracją był akurat hokej?

Mój tata grał w hokeja. Ja tez miałam swoje nieśmiałe próby gry, ale nie skończyły się zbyt dobrze. Warto wiedzieć, że przy tworzeniu moodboardów do kolekcji zaczyna się od dziwnych rzeczy, które pod wpływem dalszej eksploracji przechodzą w coś zupełnie innego. Ja zaczęłam od filmu „Skóra, w której żyje”, która nie ma absolutnie nic wspólnego z hokejem. Potem znalazłam informacje o kanadyjskim hokeiście, Terrym Sawchuku, który zaczynał swoją karierę gdy nie było żadnych restrykcji względem wymaganego ubioru – ochraniaczy, masek czy kratek na oczy. Co ciekawe, do teraz kobiety mają obowiązek noszenia krat na twarz, a mężczyźni nie. Ów hokeista stwierdził, że nie będzie w ogóle z nich korzystał. Ostatecznie, po dwóch dekadach kariery w hokeju i około czterystu bliznach zaczął używać maski. Z punktu psychologicznego to było bardzo ciekawe – bo dlaczego nie chciał korzystać z czegoś, co uchroniłoby go od kontuzji? Miał cala poharataną twarz. To właśnie przeszycia, kształty i kolor w kolekcji nawiązują do jego przypadku, a także ubrań charakterystycznych dla hokeistów.

Przeczytaj też: TAK RYSUJE SIĘ PRZYSZŁOŚĆ POLSKIEJ MODY.WSPANIAŁE KOLEKCJE, KTÓRE ZOBACZYLIŚMY NA POKAZIE DYPLOMÓW MSKPU

Kolekcja dyplomowa Nina Grajewska. fot. Instagram @nigrajewska

fot. kolekcja “Unbreakable Fear”, Nina Grajewska. fot. Klementyna Dulak 

Jak długo, od pomysłu do finalnego efektu, trwało przygotowywanie tej kolekcji?

Moja promotorka od samego początku mówiła, ze im dłużej pracuje się nad projektem i rysunkiem, tym całość może wyjść gorzej. Tak więc stworzenie bazy do kolekcji zajęło mi niewiele czasu, ale prawda jest taka, że papier przyjmie wszystko. Potem zaczęła się droga między szwalniami – część krawcowych odradzało mi zrobienie pewnych elementów kolekcji, uznając to za niemożliwe. Trafiłam do Szwalni u Szpili i to okazało się dużym faktorem sukcesu tej kolekcji – każdy szczegół został wykonany tak, jak chciałam. Bez ograniczeń technologicznych i ograniczeń formalnych. Łatwo na rzecz schematycznych rozwiązań odejść od tego, co pierwotnie się wymyśliło.

Czyli to właśnie pomysł, ten pierwotny i niezmodyfikowany w trakcie realizacji, uważasz za najważniejszy?

Każdy etap jest ważny, ale szukanie informacji, niezamykanie się na własną kreatywność, a później trzymanie się swojej wizji wyznacza szlak dla dalszych etapów produkcji. To kluczowy moment, bo właśnie wtedy siebie szukamy. W moodboardzlie młodych projektantów nie powinno się używać ubrań innych projektantów, bo inspirować można się wszystkim, bez ryzyka zatracenia siebie.

Szczególnie, że tworzenie pojedynczej i niezarobkowej kolekcji pozwala na prawdziwą eksplorację swoich potrzeb. Dziś projekty największych domów mody są przekopiowywane przez sieciówki – to też przez to moda wysoka powszednieje. Studenci nie muszą oglądać się na trendy i myślę, że dzięki temu Wasze projekty były tak barwne. 

Najgorsze jest to, że jeśli okrada się artystę, nieważne z jakiej dziedziny i w jakim stopniu, to nie tylko inspiracja, ale również kradzież cudzych doświadczeń. Fragment sampla, t-shirtu, akcesoriów – nie chodzi jedynie o to, że kopie są gorszej jakości, ale również nie mają związku emocjonalnego z twórcą.

Kolekcja dyplomowa Nina Grajewska. fot. Instagram @nigrajewska

fot. kolekcja “Unbreakable Fear”, Nina Grajewska. fot. Klementyna Dulak 

Spytałam już o najważniejszy moment, ale nie o ulubiony. W czym najbardziej się odnajdujesz?

Lubię każdy etap! Goniący czas, przerażenie terminami i zmagania technologiczne. Nigdy nie miałam problemów z pomysłami, bardzo o to dbam. Uwielbiam sesje fotograficzne, bo to zwieńczenie pracy nad kolekcja. Kocham energię na sesjach, rozmowy z modelkami, łapanie wspólnej energii z fotografem. Dla mnie zdjęcia robiła Klementyną Dulak, niesamowita fotografka – na samym wejściu  zapytała mnie o czym jest kolekcja, chociaż nawet nie wiedziała jeszcze, jak ona wygląda. Poprosiła mnie, żebym przedstawiła jej dlaczego dane aspekty są takie, a nie inne. Największe uniesienie przychodzi wraz z tym, gdy na wybieg wychodzą modelki i po wielu trudach i zwątpieniach wreszcie widzę przełożenie projektu z głowy i kartki na rzeczywiste ubrania w ruchu.

Kiedy mówiłaś o swojej kolekcji, wszelkie inspiracje wydawały się być pewnym ciągiem myśli. Czy gdy coś widzisz lub słyszysz, od razu w głowie przekładasz to na modę?

Trochę tak – inspirować można się wszystkim. Uwielbiam książki i wiele z nich może stanowić solidny fundament dla kierunku kolekcji. Teraz czytam o Sacklerach i epidemii opioidowej w Stanach Zjednoczonych. Widzę ze mogłabym przełożyć to na kolekcje. Inspiracją może być też forma kamienicy, w której mieszkasz. To może być film, który otrzymał nominacje do Złotej Maliny, a Ty, mimo opinii krytyków, odnalazłaś w tym podróż sentymentalną.  To nieograniczona mapa myśli – zaczynamy od butelki wody czy szklanki, przez światło, które się w niej załamuje. Od laptopa z jabłkiem, przez życie Jobsa, aż po historię jego córki, która nigdy nie była przez niego wystarczająco zaopiekowana. To jest niesamowita mapa myśli która może się tak rozciągać! W przypadku mojej kolekcji tak naprawdę zaczęłam od „Mechanicznej pomarańczy” – to jedna z moich ulubionych książek dzieciństwa. Pojawiły się w niej suspensory czy ochraniacze na miejsca intymne, które przecież noszą także hokeiści. Ta „skóra, w której żyje”, rozerwana przez uderzenie krążka. Często ludzie rzucają się na to ze to musi być sztuka wysoka i kino niezależne. Ale nie wszystko musi być tak górnolotne, jeśli wykorzystamy to w odpowiedni sposób.

Jak na przestrzeni lat zmienił się Twój styl i patrzenie na materiał? 

W ramach tworzenia teczki na uczelnię w Poznaniu zrobiłam kolekcję z przyjaciółką, Katarzyną Suberlak. Wcześniej nie potrafiłam korzystać z maszyny. Ubrania zrobiłyśmy w dziesięć dni i wszystkie były dosyć mroczne. Pokaz okazał się być spełnieniem naszych marzeń i chociaż te wszystkie rzeczy nie były zbyt dobrze wykonane, do dziś noszę je w sercu. 

Potem przez okres studiów czułam, że to właśnie ciemnych tonacjach i trudnych tematach chciałabym się poruszać. Jednak w sztuce trzeba się przełamywać i wychodzić ze strefy komfortu – o tym jest cała moja praca magisterska. Pomyślałam, że coś w założeniu też może być mroczne, ale nie musi opierać całej sfery wizualne na ciemnych kolorach. Finalnie kolekcja była cala w bieli i w beżu. To też uświadomiło mi, że nadal muszę siebie szukać, ale kolekcje mogą się od siebie różnić. Utożsamiam się z tym co chce pokazać i to dla mnie ważne, ale nie muszę tego nosić.

Zobacz też: Z TATE MODERN NA WYBIEG MCQUEENA. PRACE POLSKIEJ ARTYSTKI NA FASHION WEEKU W PARYŻU 

Kolekcja dyplomowa Niny Grajewskiej. fot. Instagram @nigrajewska

fot. kolekcja “Unbreakable Fear”, Nina Grajewska. fot. Klementyna Dulak 

MSKPU słynie m.in. z zajęć dotyczących zrównoważonej mody. Jak profil szkoły przełożył na materiały, z których korzystałaś na potrzeby ostatniej kolekcji? 

Gdy zaczynałam studia na MSPKU musiałam podpisać dokument, że w trakcie nauki nie użyję żadnego materiału pochodzenia zwierzęcego. Pamiętam, że zadzwoniłam wtedy do przyjaciółki, opowiedziałam jej o tej sytuacji i dodałam, że to miejsce jest dla mnie. W mojej kolekcji używałam przede wszystkim ekoskóry, która formą i materiałem nawiązuje do starych ochraniaczy hokejowych. Użyłam też organzy, która znamionuje lekkość i kruchość pozornie silnych osób. Ten materiał jest zazwyczaj ukrywany pod formami i rzadko pokazuje się go na zewnątrz projektu. To połączenie ciężaru z lekkością świetnie wyważyło kolekcję w kontekście idei. Przedstawiłam też interpretacje spodni garniturowych, które w każdym projekcie z kolekcji są inne.

Planujesz stworzyć coś swojego?

Pierwszy projekt mam już za sobą. TOOPOLISZ stworzyłam razem z moją przyjaciółką, o której wspomniałam wcześniej – Katarzyną Suberlak. Obie mamy dosyć buntowniczy styl.  Po pokazie zabrakło nam czasu na kontynuacje, ale wciaż myślimy o ciągu dalszym historii TOOPOLISZ. W międzyczasie robiłyśmy się też filmy modowe i inne niezależne inicjatywy. Obecnie jestem asystentką w jednej z marek modowych, ale marzę o stworzeniu własnego brandu.  Wszystko traktuje jako drogę – wiem, że to dopiero początek i muszę się jeszcze mnóstwo nauczyć. A w tym zrozumieć rynek modowy, który jest, powiedzmy sobie szczerze, hermetyczny. Przebić się nie jest łatwo.

Nina Grajewska i Katarzyna Suberlak - projekt TOOPOLISZ. fot. Instagram @toopolisz

fot. kolekcja “Horror Show” Niny Grajewskiej i Katarzyny Suberlak dla TOOPOLISZ. fot. Michał Gerszewski 

Hermetyczność to jedno, a drugie to to, co przyjmuje się w Polsce. Moda uliczna nie jest zbyt zróżnicowana i projektanci nie zawsze mogą tworzyć w zgodzie ze sobą.

Moda musi być sprzedażowa – to jest odwieczny problem artysty. Uważam, że w modzie ważne jest zachowanie pewności co do swojego twórczego kierunku. Rozumiem źródło tego wyzwania – w ciągu roku mamy przecież cztery sezony, a przygotowanie się do nich zajmuje znacznie więcej czasu. Jednocześnie trzeba ciągle powodować, aby o nas słyszano. 

Co, na kanwie własnych doświadczeń, poradziłabyś studentom mody, którzy dopiero zaczynają swoją drogę z projektowaniem?

Być wiernym swoim ideom. Stawiać na swoim. A czasem odpuszczać i słuchać ludzi z większym doświadczeniem, ale jednocześnie nigdy nie oddawać projektu bez walki. Wydaje mi się, że młodzi artyści często rezygnują ze swoich początkowych faz projektowych, bo według mentorów coś nie powinno być w jakiś sposób połączone. I w moim przypadku też tak było – na potwierdzenie ich słów ostatecznie dany pomysł okazywał się niewypałem, wykładowca miał racje. Ale przynajmniej próbowałam i nie miałam czego żałować.

Przeczytaj też: JAK Z OBRAZU. KIEDY POLLOCK POJAWIŁ SIĘ W VOGUE’U, ŚRODOWISKO SZTUKI ZAMARŁO 

Zdjęcie główne: kolekcja “Unbreakable Fear” Niny Grajewskiej, fot. Klementyna Dulak

noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0
noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0
podobne artykuły

noSlotData noSlotDataButCampaignVisibility:0