Christian Dior spoglądał w stronę minionej Belle Epoque, a Raf Simons ponownie zajrzał w lata 50 kiedy to francuski mistrz stworzył to, co dziś stanowi kanon mody. Bowiem nowy dyrektor kreatywny marki w swojej drugiej kolekcji chciał zamieścić to, co łączy go z jej założycielem, czyli odniesienie do przeszłości.
To właśnie pojęcie przeszłości charakteryzuje pokaz marki na jesień zimę 2013/14 autorstwa Rafa Simonsa. Z poszanowaniem historii domu mody Dior, czerpiąc z jego archiwów projektant stworzył kolekcję, która choć utrzymana w diorowskim duchu ma więcej w sobie z niego samego. Belg zebrał wszystkie myśli, uczucia i doświadczenia, które kiedykolwiek wpływały na jego proces twórczy i pokazał je na wybiegu przenosząc nas w surrealistyczny świat własnej wyobraźni.
Hipnotyzująca atmosfera wytworzona podczas pokazu miała, więc symbolizować wolność i powrót do przeszłości. Stąd najmocniejszym elementem kolekcji są wczesne grafiki Andy’ego Warhola. Pojawiły się zarówno na sukienkach jak i na kultowej torebce Miss Dior, która zwieńczona została szkicem złotego bucika. To powrót do czasów rodzącego się wówczas pop-artu a zarazem do najbarwniejszego okresu w historii domu mody.
Co zobaczyliśmy na wybiegu? Nieśmiertelne połączenie czerni i bieli uzupełniane od czasu do czasu pepitką lub delikatnym różem a przeplatane szarością. Wyszywane aplikacje, lekkie i zwiewne jak na jesienno-zimowy sezon tkaniny, dziergane niczym na drutach projekty, nowoczesne spojrzenie na tradycyjne damskie garnitury (geometryczne kształty klap!), projekty w całości wykonane ze skóry, obszerne futra i płaszcze (wisienką na torcie jest ten czerwony) – wszystko to uzupełnione m.in. butami na zdeformowanym słupku. Simons wprost z archiwów marki wyciągnął także kultowy Bar Jacket z 1947 roku, którego wariacje zaprezentował w nowoczesnej formie.
Wśród srebrnych lustrzanych kul w sali usłanej chmurami kolekcję „The Persistence of Memory” zaprezentowały m.in. dwie Polki – Zuzanna Bijoch i Kasia Struss. Gładko zaczesane fryzury, delikatny makijaż modelek idealnie komponowały się z nieco trudnym do noszenia pret-a-porter. Nie ma w nim sukni wieczorowych, ani projektów, które spodobają się wszystkim. Są momentami krzykliwe, wciąż romantyczne i z pewnością ryzykowne. Jako całość są elektryzujące i stanowią kolejne stadium rozwoju francuskiej marki. Po kobiecym Diorze, szalonym Galliano dziś mamy Simonsa, który czerpiąc z przeszłości daje coś niepowtarzalnego przyszłości, z całkowitym poszanowaniem dokonań założyciela domu mody.