Wczorajszego wieczoru, obszar toru wyścigów konnych na warszawskim Służewcu, zamienił się w zupełnie inną przestrzeń. Tym razem zgromadzili się w niej goście pokazu jesienno-zimowej kolekcji Łukasza Jemioła na sezon 2014/2015. Nie da się ukryć, że takie miejsca zawsze dodają uroku tego typu wydarzeniom. W tym wypadku, nawet takie sporty ekstremalne jak maraton na trawie w wysokich szpilkach i powłóczystych sukniach (na zaproszeniu pojawiła się sugestia dress code’u, jakim były stroje wieczorowe) wydają się o wiele lepszym wyborem, niż przebywanie w surowej przestrzeni znanego z pokazów mody Soho. Kiedy jeszcze zobaczymy udaną kolekcję, to tym bardziej wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Przejdźmy więc do głównego punktu programu.
Trudno zignorować detale, jakie pojawiają się w kolekcjach Łukasza Jemioła. Nie pierwszy raz przekonaliśmy się, że stanowią one silny argument w modzie, jaką prezentuje polski projektant. Nie dość, że wprowadzają ciekawe urozmaicenie w konstrukcjach, to jeszcze budzą bardzo pozytywne wrażenia estetyczne. Dobry pomysł na wykorzystanie charakterystycznych detali to już zadanie dla wytrawnych graczy. Jak wiemy, między kreatywnością a wymuszoną oryginalnością przechodzi bardzo cienka i chwiejna granica. Jeden niefortunny ruch, a zamiast powiewu świeżości, otrzymujemy sporą dawkę chaosu.
W przypadku najnowszej kolekcji Łukasza Jemioła, raczej nie musimy obawiać takich nieporozumień, bo widać, że projektant potrafi doskonale wyważyć proporcje w powyższym temacie. Nawet wyeksploatowane do granic możliwości, nudne suwaki, są u Jemioła nadającym charakteru całości patentem. W jesienno-zimowych propozycjach, choć często pełnią funkcję zwykłego zapięcia, aplikacje z zamków pojawiają się również w postaci rozporków na plecach (jak w przypadku jednego z okryć wierzchnich) czy jako ciekawy detal przy kołnierzu płaszcza.
Wśród innych elementów, jakie urozmaiciły charakter najnowszej kolekcji, znalazły się pagony, pióra oraz szarfy, które można potraktować jako pasy obi w najprostszej i najmniej skomplikowanej wersji. W przypadku tych ostatnich, skojarzenie z detalem typowym dla tradycyjnego azjatyckiego stroju, nie jest przypadkowe. Szarfy były uzupełnieniem kopertowych zapięć koszul, sukienek, płaszczy i marynarek, co można uznać jako delikatną aluzję do japońskiego kimono (tego typu kroje to już lejtmotyw mody projektowanej przez Jemioła).
Wszystko, co działo się w konstrukcjach, uzupełniających je aplikacjach, jak również różnorodnych fakturach materiałów (futra, skóry, brokatowe oraz połyskujące tkaniny, dzianiny) uspokajała kolorystyka. Cała paleta ograniczała się do czerni, szarości, beży oraz złota. Zamiast zdecydowanych kontrastów, dominowały połączenia różnych odcieni tego samego koloru. A jednak nie zabrakło przeciwieństw, jakie zaznaczyły swoją obecność w stylistyce całej kolekcji. Obok eleganckich wieczorowych fasonów pojawiły się sportowe kroje (kurtki typu bomber, smokingowe kombinezony z gumką). Nie zabrakło również akcentów militarnych takich jak wspomniane już pagony przy koszulach, dwurzędowe płaszcze i kamizelki czy spodnie-bojówki.
Tak ciekawa hybryda różnych stylów wyzwoliła szykowną i elegancką modę od zachowawczości i monotonii. Frywolności i świeżości pokazowym stylizacjom dodawały również takie niuanse jak długie dzianiny zawiązane z tyłu na supeł czy ozdobne elementy z piór, jakie pojawiły się na ramionach. Podsumowując- Łukasz Jemioł nie zaskoczył, bo po raz kolejny zrobił bardzo dobrą kolekcję.