O kolekcji dyplomowej „Monotype”, początkach pracy w branży mody i planach na przyszłość rozmawialiśmy z absolwentką warszawskiej MSKPU, Karoliną Siarkowicz, która swój talent od dwóch lat rozwija w marce Bohoboco.
***
KAROLINA SIARKOWICZ – WYWIAD Z PROJEKTANTKĄ
Twoja kolekcja zaczęła powstawać jeszcze rok przed dyplomem… i tak naprawdę, wcale nie miała nim być. Co wydarzyło się po drodze?
Wszystko zaczęło się od lekkiego zawirowania w moim życiu, kiedy tworzenie ilustracji i nowych kolekcji dla marki Bohoboco i jednoczesne egzaminy w MSKPU mnie zwyczajnie przerosły. Szukałam czegoś, co mnie zaintryguje, zainspiruje w życiu, popchnie do rozpoczęcia nowych rzeczy, być może próby założenia własnego brandu. Opierając się na tym, co zawsze mnie pociągało, powstawały szkice i rysunki, które miał okazje zobaczyć Mariusz Przybylski. Usłyszałam od niego, że to, co widzi, zwyczajnie nie może się zmarnować. A jednak się marnowało, leżąc między innymi projektami. W końcu nadszedł moment, w którym udało mi się nareszcie skupić i rozwinąć to, co ja nazywam prawdziwym „sztosem” – modele płaszczy inspirowanych twórczością Marii Jaremy i sztuką Bauhausu.
(fot. Edyta Chachulska)
Swój dyplom „Monotype” przygotowywałaś właśnie pod opieką Mariusza Przybylskiego. Jak wspominasz Waszą współpracę?
Byłam świadoma swojej pracy, pewna siebie i zaangażowana w to, co chcę pokazać światu. Mariusz widział projekty do kolekcji już na samym początku, po czym zniknęłam, nikomu nic nie mówiąc. Z czasem sylwetki się zmieniały, ewoluowały. Z powrotem pojawiłam się dopiero przed samym dyplomem, zaskakując promotora. Zrobiłam kolekcję dyplomową, powiedziałam. Stałam obładowana pokrowcami z ubraniami, które widzieli wcześniej tylko moi bliscy. Bardzo dobra robota!, skomentował. Nie ukrywam, że właśnie takiej reakcji się po nim spodziewałam.
Jak sama przyznajesz, inspiracja do kolekcji niemal wpadła Ci w ręce. Co zafascynowało Cię w sztuce Bauhausu i twórczości Marii Jaremy?
Moją pierwszą i jednocześnie główną inspiracją był rzeczywiście Bauhaus, co widać po niektórych modelach z kolekcji. Poszukując dodatkowych bodźców wybrałam się do księgarni, ale nie znalazłam tam nic, co by mnie zainteresowało… poza albumem z twórczością Marii Jaremy. Zwyczajnie wpadł w moje ręce, a kiedy go otworzyłam, poczułam jakbym to ja była autorką jej prac. Urzeka mnie w nich paleta kolorystyczna, w której stonowany monochromatyzm łamały dominanty pojedynczych barw. Kompozycja wydała mi się idealnie wyważona i opracowana z matematyczną precyzją. Dostrzegłam siłę obłych, a jednocześnie geometrycznych, rozproszonych plam o ostrych kątach.
(fot. Edyta Chachulska)
Dokładnie jak w Twoich projektach, pełnych obłych, geometrycznych cięć, które tym pozornie klasycznym formom nadają unikatowego, a zarazem intrygującego charakteru. Jaki związek ma dla Ciebie moda ze sztuką?
W modzie od zawsze szukałam odniesień do sztuki. Szczególnie tych dosłownych, takich jak przenoszenie dzieł na tkaninę. A że sama tworzę ilustracje, postanowiłam to wykorzystać. Tak powstały niezdefiniowane „ciała” na moich ubraniach – kształty i plamy kolorów, przypominające ludzi.
Twojej kolekcji miałam okazję przyjrzeć się bliżej podczas obrony dyplomowej i to, co zwraca ogromną uwagę to niezwykle wysoka jakość wykorzystanych materiałów. Opowiesz mi o nich coś więcej?
Rzeczywiście,
tkaniny w mojej kolekcji są drogie i nietypowe. Odwiedzając outlety tekstylne,
szwalnie i hale produkcyjne, zawsze polowałam na coś nowego. Jednocześnie trzymałam się przy tym pewnej
stylistyki, jaką sobie obrałam już dawno temu, szukałam konkretnych gramatur i
kolorów. Tych niepowtarzalnych, cennych materiałów miałam w domu już cały stos.
Powstały z nich unikatowe modele, z których składa się cała kolekcja.
Od ponad dwóch lat pracujesz jako projektantka w polskiej marce Bohoboco. Jak trafiłaś pod jej skrzydła?
Ładnie się ubrałam i poszłam na rozmowę! (śmiech) Poważnie – rzuciłam swoją dotychczasową pracę (nie związaną z modą) i oznajmiłam rodzinie, że zostaję projektantką. Chciałam spełniać swoje marzenia. Wiele osób się śmiało i żartowało z mojego szalonego pomysłu. Nie miałam doświadczenia w tym zawodzie, ale szukając znalazłam ofertę Bohoboco. Wysłałam zgłoszenie i czekałam. Zadzwonił telefon i zaproszono mnie na rozmowę. Musimy iść na zakupy!, powiedziałam do przyjaciela. Wchodząc do jednej z sieciówek, zapytałam: gdzie znajdę najdroższe spodnie? Koniec końców kupiłam tańsze, bo w nich wyglądałam i czułam się dobrze. Byłam gotowa. Rozmowa przebiegła pomyślnie, a zmagania o miejsce w dziale projektowym trwały trzy dni. Byłam najlepsza! (śmiech). Ale telefon zadzwonił dopiero po trzech tygodniach, co przysporzyło mi wiele nerwów. Tak trafiłam na statek Bohoboco i płynę nim do dziś.
(fot. Edyta Chachulska)
Na Twoje projekty z kolekcji „Monotype” czekamy z niecierpliwością. Kiedy planujesz wprowadzić je do sprzedaży?
Pracę z indywidualnymi klientkami w zasadzie już zaczęłam. Kontakt nawiązujemy najczęściej na Instagramie, później powstają projekty. To świetny rodzaj współpracy, w której daje z siebie wszystko. Na razie staram się zachować indywidualizm marki i chcę tworzyć przede wszystkim unikatowe rzeczy. Na większą, sprzedażową kolekcję przyjdzie jeszcze pora.
(fot. Piotr Porębski)
Projektantów, którzy są na początku budowania swoich marek odzieżowych zawsze pytamy: co jest kluczem do sukcesu na współczesnym rynku mody?
Znajomości. Jeszcze w liceum plastycznym jeden z profesorów powiedział mi: Karolina, talent to 2%, cała reszta to znajomości, ciężka praca i konsekwentne dążenie do celu. Myślę, że miał rację i tego się trzymam. Nie chcę oczywiście podcinać skrzydeł młodym osobom, które nie znają zbyt wielu osób w branży, ale to rzeczywiście istotny element sukcesu. Ich opieka, współpraca ze zdolnymi fotografami, grafikami. Zawsze pracujcie z kimś, kogo znacie i kto Was rozumie.
(fot. Piotr Porębski)
Jakie plany na najbliższą przyszłość ma Karolina Siarkowicz?
Podróżować,
zwiedzać świat
pięknie żyć, garściami życie
brać (…).