Zainspirowana stylem tokijskich subkultur, projektantka marki MoMi-ko, Monika Misiak-Kołsut podjęła się niełatwego zadania. Jak wiemy, polski rynek mody, z reguły ostrożny i zachowawczy (również odległy od japońskich realiów), raczej nie spojrzy łaskawym okiem na wszystkie dziwactwa stylu Harajuku. Dlatego sięganie po tak charakterystyczne cytaty i wyjście z nich obronną ręką, wymagało przede wszystkim dobrze przemyślanego konceptu.
I tutaj pojawiają się dwa kluczowe pytania – jak czerpać ze stylu Harajuku i robić kolekcje nadające się do noszenia nie tylko przez rozentuzjazmowanych fanatyków anime i mangowych przebierańców? A poza tym, w jaki sposób zaklimatyzować je w polskich realiach.
Widać, że projektantka znalazła swój złoty środek na ten sezon. Przede wszystkim podjęła się ostrej selekcji charakterystycznych dla stylu japońskich subkultur- krojów i stworzyła sylwetki o wiele bardziej oszczędne w formie od swoich „pierwowzorów”. Co więcej, zrezygnowała z nadmiernej ilości charakteryzujących je ozdobników.
Doskonale zostały rozłożone mocne akcenty w kolekcji, np. płaszcz o kimonowym kroju, z przeskalowanymi rękawami znalazł się obok wąskiej spódnicy z ciekawą fakturą luźnych, wełnianych splotów, a kolorowe detale (broszki i naszywki w kształcie rybek i kotów) ukrywały się na wzorzystych materiałach. Wśród akcesoriów pojawiły się maski, nawiązujące do tych noszonych na co dzień przez Japończyków. Na tyłach sylwetek kołyszą się długie, pojedyncze pasy materiału, kolorowe skarpetki wystają spod odkrytych platform, a stylizacje fryzur uzupełniają pastelowe peruki modelek i pojedyncze kolorowe pasma na grzywkach modeli.
Trochę w tym wszystkim uroczej infantylności, trochę ironicznego mrugnięcia. Widać, że MoMi-ko ma na siebie pomysł – dlatego nawet jeśli nie przemawia do Was taka moda, to myślę, że warto przynajmniej docenić jego realizację.