Które pokazy od strony technicznej okazały się najmocniejsze? Zaskoczenia i rozczarowania? Najważniejsze punkty programu? Ich plusy i minusy? Które kolekcje ze strefy OFF zapadły w pamięć?
Sprawdźcie, co o minionej niedawno październikowej, 9. edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland powiedzieli nam eksperci z branży. Specjalnie dla Was Hanna Gajos i Michał Zaczyński podsumowują Fashion Week Poland!
fot. Łukasz Szeląg/qelement.pl
MICHAŁ ZACZYŃSKI, autor bloga michalzaczynski.com
Najmocniejszą stroną Fashion Weeku jest Dawid Tomaszewski. Prezentuje poziom nieosiągalny jeszcze dla większości naszych projektantów – od materiałów przez kroje, wykonanie, wykończenie po koncept. Jego kolekcje są mistrzowskie. Dla niego samego warto było przyjechać do Łodzi.
Najsłabszą stroną pozostaje biedna infrastruktura. Zaplecze jest zawstydzające – od otoczenia po gastronomię. To nie powinno mieć miejsca, kiedy mamy do czynienia z modą, a więc z czymś, co szczególnie wymaga estetycznej oprawy. Inna sprawa, że słabą stroną są też kiepściutkie kolekcje. Nierzadko amatorskie, zgrzebne, studenckie.
Ze strefy OFF podobały mi się kolekcje – Kas Kryst i Ima Mad. Jednak Aleja Projektantów to nic innego jak OFFy sprzed kilku sezonów. Niekoniecznie na dobre to wyszło. Ogólne podsumowanie – 4 dni na Fashion Week to za dużo. Wystarczyłyby dwa dni. Brak pomysłu, który przyciągnąłby uznanych projektantów z Warszawy nie pozwala nazwać tej imprezy pierwszoligową. Wielu projektantów, którzy pokazują się w Łodzi nie dorasta do poziomu szeregowej sieciówki.
fot. fashionweare.com
HANNA GAJOS, dziennikarka i krytyk mody, współtwórczyni portalu fashionweare.com
Ponad wszystkimi historiami uważam, że rangę tego wydarzenia podniósł nieprawdopodobnie pokaz Dawida Tomaszewskiego. Pokazał takie mistrzostwo, jakie ja znam z paryskich pokazów z lat 70. i 80. Ungaro, Kenzo, wyczucie koloru, zabawa tkaniną, a jednocześnie taka umiejętność ograniczenia. Niewielka ilość sylwetek, ale całość stanowi ciąg myślowy i estetyczny.
Jestem tym niezwykle zafascynowana, bo dawno nie widziałam takiego projektanta, który umie wydobyć z rzeczy to, co Grabowska i starzy mistrzowie, nazywali gestem tkaniny. Tam gdzie nie trzeba ciąć, Tomaszewski jest pokorny wobec tkaniny. Wie, że wystarczy ją w pewnym momencie zdyscyplinować, ściągnąć w talii i ona swoją urodą, sposobem układania się na sylwetce sama stworzy ubiór.
Bardzo podobał mi się pokaz Odio i Jakuba Pieczarkowskiego, który winien mi się nie podobać, bo powinnam być zdyscyplinowaną staruszką. Do gustu przypadła mi zabawa kolorem, błyskiem oraz niesłychana energia w nadrukach. Wszystko to sprawiało wrażenie nadmiaru, ale był to nadmiar zdyscyplinowany. Widać było myślenie – że ktoś dokonał selekcji. Chodzi o to, że albo zachwycają nas formy krawieckie i pewne mistrzostwo, albo tak jak w tym wypadku dla mnie – kolekcja może być także przekazem emocji.
Jeżeli chodzi o Nenukko – przyzwyczajenia robią swoje i ta zmiana tkanin oraz kolorów budziła początkowo zdziwienie. Zastanawiałam się, dlaczego dziewczyny odeszły od poprzedniej estetyki. Marmurki osobom w moim wieku kojarzą się źle, ale zobaczyłam, że młodzieży w ogóle, że nie widzą oni takiego kontekstu. Czasem tkwimy w pewnych przyzwyczajeniach – tego dowiedziałam się na podstawie tej kolekcji o sobie samej. Gdy powiedziałam, że dyskusyjne są dla mnie te marmurki to usłyszałam – „Jak to dyskusyjne? To coś niesłychanie świeżego. Nowe spojrzenie, kolor”. I wtedy pomyślałam, że rzeczywiście, jeśli człowiek oderwie się od tego, co było to dostrzeże i doceni zmiany.
MMC – wspaniały show. Ja od dziecka ich hołubię. Zawsze w nich wierzyłam. Uważam jednak, że zeszłoroczna kolekcja była apogeum. Jeżeli ma się taką renomę to nie można wpuszczać na wybieg pięć razy tej samej kurtki, ale w różnych stylizacjach. Choć była piękna, ja to zauważyłam.
Podobało mi się kilka sukienek Natashy Pavluchenko. U Kasperskiego wyrzuciłabym z kolekcji czarne koronki.
Miłością wielką kocham natomiast Michała Szulca (śmiech). Uważam, że prezentuje to, co jest ważne dla każdego projektanta – umiejętność narzucenia sobie selekcji. Nie wolno po prostu wypuszczać na wybieg wszystkiego, co się wymyśli. W zasadzie od samego początku, już od szkoły, bardzo podobają mi się proporcje u Szulca.
Jeżeli chodzi o modę męską – najmocniejsze punkty to Joanna Startek i Wojtek Haratyk. Uśmiechnęłam się widząc te kolekcje, bo najtrudniejsze jest robienie rzeczy pozornie klasycznych. Startek jest bardzo konsekwentna i to mi się podoba. Kolekcja Wojtka Haratyka wspaniała! Zaczynając już od kolorystyki – zielenie, powiedziałabym, że jak z malarstwa weneckiego, połączono z szarościami. Wszystko było szlachetne – od formy poprzez tkaniny aż właśnie do koloru. W jego projektach jest coś takiego, że on jakby nobilituje tę klasykę swoim talentem.
Męska kolekcja Kamila Sobczyka byłaby bardzo krawiecka, z ciekawymi formami, gdyby odjął trochę ćwieków. Jeżeli chodzi o damską – mam takie odczucia, że powinien raczej ubierać mężczyzn niż kobiety.
W strefie OFF najbardziej podobała mi się Paulina Matuszelańska. Jej wyczucie kolorystyczne i staranność. Także Kas Kryst, jeżeli chodzi o modę streetową. Myśli konsekwentnie i to była naprawdę niezła kolekcja.