Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do oryginalnej mody z pokazów Thoma Browne’a. Zarówno w damskich, jak i męskich kolekcjach, projektant zawsze zaskakiwał nieograniczoną wyobraźnią w stylizacjach oraz niekonwencjonalnymi pomysłami na swoją garderobę. Aby zrozumieć charakter mody Browne’a, należy wyjść poza sztywne ramy utartych konwencji, wyłączyć jakąkolwiek logikę w ocenie form i krojów i dać się ponieść fantazji.
Przyglądając się jego pokazowym stylizacjom, można odnieść wrażenie, że doskonale odnalazłyby się w roli kostiumów filmowych. Na wybiegu u amerykańskiego projektanta, zobaczyliśmy już garbatych Frankensteinów, awangardowych amiszów i gentlemanów w cylindrach. Przy okazji jego wiosenno-letniej kolekcji męskiej na sezon 2014, pojawiają się kolejne filmowe konotacje. Pierwsze z brzegu skojarzenie to oczywiście klasyk Luchino Viscontiego, „Zmierzch bogów” – zresztą nie aż tak abstrakcyjne, bo potwierdzone w komentarzach zagranicznych krytyków mody (Diane Pernet, Tim Blanks).
Thom Browne wykorzystał w niekonwencjonalny sposób modny od kilku sezonów trend na militaria, pomalował usta modeli czerwoną szminką i ubrał ich w długie winylowe płaszcze – można było odnieść wrażenie jakby na wybiegu pojawiły się współczesne sobowtóry Martina von Essenbecka, granego przez przystojnego Helmuta Bergera. Ci, którzy znają słynną scenę z występem bohatera, wcielającego się w Marlenę Dietrich z „Błękitnego anioła”, niewątpliwie trafią na podobny ciąg skojarzeń. Sam projektant nie sugerował nam charakteru swoich inspiracji, tylko enigmatycznie podsumował: „Kocham mundury i właśnie to było przez chwilę w mojej głowie”.
Thom Browne połączył ze sobą elementy typowe dla różnego rodzaju uniformów wojskowych. Każda część garderoby odbiega oczywiście od swojego pierwotnego charakteru – dwurzędowe, taliowane płaszcze i marynarki zyskały mocno podkreślone ramiona, na części z nich pojawiły się haftowane wzory tworzące oryginalne desenie, jeszcze inne zostały wykonane z połyskującego winylu. Zdobił je rząd złotych i srebrnych guzików. Pojawiły się marynarskie węzły – część z nich zostało przewieszonych przez ramię, jeszcze inne wystawały ze spodni. Stylizacje uzupełniały detale takie jak okulary awiatory, oficerskie czapki, białe rękawiczki, krawaty i muszki.
To z pewnością nie jest typowo sprzedażowa kolekcja. Choć gdyby przyjrzeć się poszczególnym elementom garderoby, wiele z nich jak najbardziej nadaje się do noszenia. Czy jednak w przypadku tak ciekawego projektanta jak Thom Browne, ma to jakiekolwiek znaczenie?