Krytycy po pokazie jesienno-zimowej kolekcji domu mody Christian Dior całkiem otwarcie przyznawali, że maja nadzieję, iż zarząd LVMH wreszcie dokona wyboru i ogłosi następcę Johna Galliano. Dziś, wiedząc już, że będzie nim Raf Simons wielu pewnie odetchnęło z ulgą – zwłaszcza po spektakularnym pokazie haute couture. A wszystko to z powodu kolekcji nadzorowanej przez Billa Gayttena, która określoną jako poprawną, i – niestety – nudną.
My raczej nie skłanialibyśmy się ku tak ostrym słowom, jednak czujemy, że jesienno-zimowej kolekcji Dior brakuje polotu. Sylwetka po raz kolejny oparta na słynnym New Look z czasów świetności paryskiego domu mody jest nieco uwspółcześniona, ale nie oznacza to, że wnosi do mody coś nowego. Zwraca uwagę na talię i kobiece kształty – znów prym wiodą krótkie żakiety oraz obfite spódnice midi z wysokim stanem. Piękne za to są tkaniny, które nawet na zdjęciach lśnią szlachetnością oraz stonowane kolory (nam zwłaszcza podobają się brudne, pudrowe róże i szarości). Nasze oko przykuły też zabawne, filuternie wycięte czapeczki oraz kolejny klasyk paryskiej marki – torebki fasonu Miss Dior.
Jak widać, jakość i tradycja nie zawsze mogą stanowić trzon kolekcji, nawet tak nienagannej, jak jesienno-zimowa kolekcja Dior. Bill Gaytten stał przed zadaniem karkołomnym – zastąpienia nieujarzmionego, nieprzewidywalnego i genialnego zarazem Johna Galliano. W rzeczywistości nikt nie mógłby go zastąpić, a dokonany przez Simonsa krok ku bardziej wystudiowanym, minimalistycznym krojom, jest ruchem najwłaściwszym, pokazującym, iż nadchodzi nowa era. Gaytten zrobił jedno – uchylił furtkę, przeprowadzając markę przez kilkumiesięczny kryzys – i o tym nie powinniśmy zapominać.