Wiosenno-letni pokaz męskiej kolekcji Louis Vuitton był ważnym sprawdzianem dla nowego dyrektora wykonawczego, Kima Jones. Wspólnie z dyrektorem kreatywnym, Marc’iem Jacobsem stworzyli projekty, które spodobają się mężczyznom lubiącym podróże, ale niekoniecznie te ekstremalne.
Kolekcja to hołd dla swobodnego i niezobowiązującego look’u i niewymuszonej elegancji. Kim Jones postarał się o to, aby znalazły się w niej jego afrykańskie wspomnienia (sam wychował się na Czarnym Lądzie) i niemalże połowę projektów zadedykował kulturze Masajów. Stąd charakterystyczna czerwono-granatowa krata na ogromnych chustach, bermudach i idących z nimi w parze grzecznych koszulach z krótkim rękawem. Jones polubił też krokodylą skórę, z której zrobiono kamizelki i część toreb.
Część projektów zainspirowała z kolei kultura amerykańskich white collar workers z lat 80-tych. Luźne garnitury, klasyczne białe koszule, casualowe podwinięte nogawki w spodniach i skórzane półbuty to znak firmowy Louis Vuitton. Prócz elegancji, projektanci proponują także nieco sportowego ducha, stąd kurtki bejsbolówki ze ściągaczem i podkreślonymi ramionami czy krótkie tenisowe spodenki z pasującymi do nich trampkami.
Dominującym dodatkiem jest bez wątpienia torba-walizka, symbol wędrówki. Do niej dołączyły plecione sandałki, okrągłe naszyjniki (hand made z Afryki), niewielkie retro okulary i utrzymane w neutralnej kolorystyce skarpetki, które według Louis Vuitton panowie powinni (o zgrozo!) nosić ze sportowymi sandałami.
O tej kolekcji mówi się, że jest wielkim krokiem na przód, wygląda więc na to, że Kim Jones sprostał oczekiwaniom wymagającej branży. Z takim następcą Marc Jacobs może z czystym sumieniem zająć się marką Dior.