Scenografia pokazu przedstawiała olbrzymią wierzbę płaczącą – jej ciemny zarys na tle jasnego tła o zmieniających się kolorach miał przypominać nam o potrzebie posiadania własnych korzeni. Tym samym, dyrektor kreatywny Alber Elbaz, jak sam tłumaczył, dał publiczności do zrozumienia, iż jesienno-zimowy sezon upłynie pod znakiem powrotu do początków i tradycji domu mody Lanvin.
Pokaz rozpoczął się mroczną czernią, przeszedł w zimne, piaskowe beże oraz ciepłe brązy, by zakończyć się na kolorowych, szykownych, a zarazem dziewczęcych sukienkach – niczym z balu maturalnego. Tkaniną jesienno-zimowej kolekcji jest sztywny jedwab – materiał o przepięknych kolorach i, choć trudny, to dający wyjątkowe możliwości krawieckie.
Kolekcja oscyluje gdzieś pomiędzy epokami w modzie – dodatki, a przede wszystkim kapelusze i buty, odwoływały się do lat 70., natomiast sukienki – do lat 50. Rękawice muszkietera i gołe nogi w tej zimowej kolekcji dodawały całości nieco bezczelnego, ale niewymuszonego seksapilu i szyku. Jak zwykle, na gładkich, minimalistycznych materiałach pojawiła się również duża biżuteria, tak charakterystyczna dla Lanvin.
Ubrania projektowane przez Elbaza tworzą kombinację idealną dla nowoczesnej kobiety – jest w nich nutka nostalgii i tajemnicy, ale też pewność siebie, świadomość piękna i francuskiego sznytu. Czegóż chcieć więcej?