Projektantka Véronique Nichian doskonale zna swoją publikę i doskonale zna markę, dla której pracuje. Wie, iż kryjące się w niej jakość, piękno i szyk najwyższej klasy są wartościami, z których nie wolno rezygnować. Nichian zręcznie żongluje wartościami Hermès, nie rezygnując przy tym z własnych ambicji.
Kolekcję oparto na zachowawczej palecie barw – przede wszystkim widoczny jest granat, szarości, błękity, musztardowa żółć, przygaszona czerwień oraz beże, subtelnie przełamywane mocnym kolorem, serwowanym w minimalnych dawkach. Całość przypomina wyluzowany styl Włochów, spędzających wakacje w Portofino lub na Sardynii – zadziwiające jest to, jak swobodnie czują się oni w marynarkach, koszulach i spodniach przy lejącym się z nieba żarze. Jest to wdzięk właściwie niemożliwy do skopiowania – no, chyba że pomogą nam właśnie Nichian i jej kolekcja dla Hermès.
Kluczem jest oszczędność w formie i świetne kroje. Nichian nie narzuca nic ponadto, co nie jest potrzebne, a każda sylwetka jest pełną i skończoną całością – paradoksalnie, nadal otwartą na interpretację stylizacyjne. Element z krokodylej skóry nie razi, ale pasuje idealnie – zupełnie jak w układance, nie odstają też podkoszulki z cienkiej jak pajęczyna bawełny. A dyskretnie wprowadzane niuanse – wiemy nie od dziś – są podstawą stylu. Nichian doskonale wie, czym jest styl i jak go budować.