W zeszłym roku zostałam poproszona o przeprowadzenie szkolenia indywidualnego dla asystentki jednego z dyrektorów dużej korporacji. Umówiłam się na spotkanie z klientem, aby uzyskać jak najwięcej informacji na temat oczekiwań. W przypadku takich szkoleń ważne są dla mnie zarówno oczekiwania przełożonych, jak i pracowników, którzy mają zdobyć nowe umiejętności. Dlatego na spotkanie zaproszona była też przyszła uczestniczka szkolenia. Kiedy przyjechałam do firmy, pierwsza przywitała mnie asystentka, która wyszła po mnie i zaprowadziła do biura dyrektora. Kiedy weszłyśmy do jego gabinetu, zaraz po ceremonii powitania i prezentacji, usiedliśmy przy stoliku. Chciałam w ramach zagajenia powiedzieć coś o zmianach wystroju wnętrz firmy, ale zagajenia nie było. Pan dyrektor po zajęciu miejsca, wystrzelił prosto z mostu: Niech pani spojrzy, jak ona wygląda. I ruchem głowy, niejako podbródkiem, wskazał na swoją podwładną. Intonacja tylko potwierdzała pogardę wynikającą z samego gestu. Przyznam, że nie wiedziałam, jak zareagować. Za to myśli w mojej głowie zaczęły wypierać jedna drugą. Pierwsza myśl, to – kto tutaj powinien się szkolić. Druga – mówiła do mnie samej: nie nastawiaj się źle. Jesteś tu właśnie po to, żeby coś naprawić. Gdyby było wszystko idealnie, nie byłabyś potrzebna. Równolegle czułam, że coś powinnam powiedzieć, ale bynajmniej nie wypadało mi zwrócić dyrektorowi uwagi, bo to ja okazałabym się niegrzeczna. Starałam się całym wysiłkiem woli poskromić swoje emocje i rozsądek podpowiadał mi nie patrzeć w tym momencie w stronę dyrektora. Spojrzałam na asystentkę. Miała łzy w oczach i plamy na szyi ze zdenerwowania i upokorzenia. Widziałam, że za moment może wybuchnąć płaczem. Psycholodzy w takich sytuacjach radzą szybkie podjęcie działania i kierowanie myśli na zadania. Dlatego czym prędzej podjęłam inicjatywę. Podziękowawszy za zaproszenie, zaproponowałam, że przedstawię standardowy program szkolenia dla asystentek (podałam wydrukowany opis), ale dodałam, że będę wdzięczna za wszelkie sugestie, które tematy wymagać będą większej uwagi, a które są zupełnie zbędne. I tak rozmowa przyjęła merytoryczny charakter.
rys. Katarzyna Walentynowicz
W efekcie spotkania został stworzony program szkolenia, które zostało zrealizowane w krótkim czasie. Jednak problem pozostał. Problem leżący po stronie dyrektora.
W związku z tym incydentem powstają pewne pytania: jakie błędy popełnił przełożony i z czego mogą wynikać. Co prawda, jako pierwsze i ważniejsze nasuwa się zupełnie inne pytanie: jak powinien zachować się przełożony wobec pracownika o niższej randze. Ale odpowiedź na to pytanie wynikać będzie z dwóch poprzednich.
Niewątpliwe dyrektor popełnił dwa podstawowe faux pas: krytykował wygląd pracownika w sposób uwłaczający jego godności, a upokorzenie spotęgował fakt krytyki w obecności osób trzecich.
Jeśli faktycznie przełożony nie jest zadowolony z wyglądu pracownika, który go reprezentuje, najlepszym wyjściem jest przeszkolenie kadry z zasad dress code’u. I może to zrobić zarówno trener zewnętrzny czy stylista jak i sam przełożony, byle uczynił to w sposób taktowny, koncentrując się na efekcie pożądanym, a nie na ośmieszaniu stanu faktycznego.
Co mogło być przyczyną takiego zachowania dyrektora? Sądzę, że poczucie władzy i złe pojmowanie tego pojęcia. W państwach o kulturze hierarchicznej, a Polska taką reprezentuje, ranga pracownika ma duże znaczenie. Awans społeczny na ogół łączy się z przywilejami, z innym traktowaniem pracowników na różnych szczeblach i tworzącym się dystansem. Jednak to są tylko „poboczne atrybuty” władzy, które niestety przesłaniają osobom na wysokich stanowiskach główny wymiar władzy: odpowiedzialność, szacunek do podwładnych i troska o nich. Czyli władza powinna mieć służebną rolę wobec osób zależnych, wobec osób podwładnych, mających o tyle słabszą pozycję, o ile kultura bardziej hierarchiczna. Nie odwrotnie. W przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia z tyranią i zaprzeczeniem kultury.
Im kultura bardziej hierarchiczna, tym słabsza jest pozycja osób na niższych stanowiskach. A im słabsza pozycja pracowników zależnych, tym większy powinien być wysiłek wobec nich wynikający ze zwykłej kultury. Kultury, która znamionuje człowieka.
Ale najpierw trzeba tym człowiekiem być.
Irena Kamińska-Radomska