REKLAMA
Logotyp serwisu lamode.info
REKLAMA

DRZWI DO STYLU WEDŁUG AGNIESZKI L. JANAS (WYWIAD)

„W modzie inspirują mnie ludzie i ich historie” – Agnieszka L. Janas.

DRZWI DO STYLU WEDŁUG AGNIESZKI L. JANAS (WYWIAD) 24576 116755
REKLAMA

Agnieszkę L. Janas, dziennikarkę i ekspertkę mody, poznałam na wieczorku literackim, poświęconym jej najnowszej książce „Drzwi do stylu”, którą wydała z Dorotą Wróblewską. Do dziś pamiętam ten śnieżny, zimowy wieczór i moją długą drogę do Atelier Justyny Ołtarzewskiej, gdzie zorganizowano event. W kameralnym gronie debatowałyśmy nad znaczeniem stylu w życiu kobiety, dochodząc do wniosku, że moda pełni funkcję tarczy ochronnej, która dodaje pewności siebie. Przywitałam się z Agnieszką, a że obydwie jesteśmy stylistkami i uwielbiamy New Look Diora, na jednym spotkaniu nie mogło się więc skończyć…

7 lutego 2019 w jednej z warszawskich kawiarni przeżyłyśmy podróż w czasie. Wróciłyśmy oczami wyobraźni do książki Agnieszki „Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60.”, poznając styl Polek w powojennych czasach. Następnie powędrowałyśmy do czasów power dressing w latach 80., po to by w końcu dotrzeć do garderoby Rihanny. Agnieszka mówiła o modzie w kontekście ludzi. Zakochana w swoich bohaterkach, opowiadała o ich elegancji, tak jakby były tego dnia z nami. Z jej opowieści wyniknęło, że „styl to ludzie, ich osobowość i marzenia, ubrane w modę”.

Agnieszko, wielokrotnie wspominałaś, że styl wyrażą osobę i jej osobowość. Dzisiaj jestem ubrana, tak jak lubię. Czy możesz powiedzieć jak mnie widzisz i co mój styl mówi Ci o mnie?

Na pierwszy rzut oka dostrzegłam Twoje przepiękne kolczyki – ametysty w złocie. To coś absolutnie unikalnego, co rzadko spotyka się u tak młodych i modnych dziewczyn. Taki wybór świadczy o tym, że masz bardzo duży szacunek do rzemiosła, pięknych rzeczy i chcesz pokazać swoją wrażliwość. Te detale są maleńkie, ale tak szlachetne, że myśli się, iż w Twoim towarzystwie odczujemy spokój, zetkniemy się z wysoką kultury osobistą i to jest niezwykłe.

Agnieszko, dziękuję za Twoją poruszającą interpretację mojej osoby, a teraz ja pozwolę sobie opisać Twój styl.  

To, co w moim odczuciu wyróżnia Ciebie to przede wszystkim unikalny sposób łączenia ubrań. Zestawiasz eleganckie i klasyczne elementy garderoby w sposób nieoczywisty np. z fantazyjnymi dodatkami, printami czy tkaninami. Odważnie bawisz się kolorem. Dzisiaj masz na sobie zamszową kurtkę vintage, którą nosisz do jedwabnej apaszki. Patrząc na Ciebie mam wrażenie, że ważną rolę w Twoim wizerunku odgrywa biżuteria, która jest duża i bardzo wyrazista – jak teraz. Jej kształt został zainspirowany naturą i podróżami, co pokazuje Twoje radosne usposobienie i otwartość na świat.

Coco Chanel  radziła, żeby przed wyjściem, stanąć przed lustrem i odjąć sobie coś z biżuterii. U mnie to działa odwrotnie. Ilekroć przeglądam się w lustrze, myślę, co tu by jeszcze dodać. Za dużo jest pięknych rzeczy, żeby była w stanie się im oprzeć! To jest dla mnie silna pokusa, więc kombinuję jak mogę, by, jak najwięcej zmieścić tej biżuterii w jednej stylizacji. I takie podejście nie jest do końca utożsamiane z europejską estetyką. Raczej kojarzy się z kulturą indyjską i arabską, ale też z regionem Sycylii, zwłaszcza Palermo – moim ukochanym miejscem na mapie świata.

Agnieszka L. Janas (fot. Dorota Wróblewska)

Podobno jako dziecko byłaś bardzo asertywna i jeśli nie podobało Ci się jakieś ubranie, nie przyszło Ci na myśl go założyć. Jak w tak małej dziewczynce ukształtował się własny gust?

Już jako dziecko odczuwałam silną potrzebę noszenia ulubionych ubrań. Inne dzieci chciały mieć jakąś konkretną zabawkę, a ja strój. W dodatku, tak indywidualne modowe podejście bawiło dorosłych w mojej rodzinie. Oni czerpali radość z tego, że ja protestowałam, jeśli miałam założyć, coś, co mi się nie podobało. Inspirowały mnie też mama, lubiąca elegancję oraz prababcia Ostrowska, która była szykowna. Ta druga wychowywała się w bogatej, chłopskiej rodzinie i za każdym razem kiedy wybierała się do kościoła, wyglądała jak  „miastowa dama”. Moja ciocia Michalina przywoziła nam ubrania i oczekiwała od nas, dzieci, że będziemy ubrane po czerwińsku, czyli bardzo strojnie np. w eleganckie suknie czy garsonki. W miejscu, gdzie się wychowywałam, niezwykle ważnym świętem były Dożynki Dekanalne organizowane 15 sierpnia. W tym dniu kobiety udawały się na uroczystości: sumę i zasłaniania sakralnego obrazu, i za każdym razem ubierały się inaczej. Od najmłodszych lat kształtowałam się w takim środowisku, gdzie moda odgrywała ważną rolę w życiu kobiety.

Jak styl zmienił Twoje życie?

Może nie zmienił go styl, ale moda. Styl ukształtowałam z wiekiem w wyniku wielu popełnianych błędów – w moim przypadku były to studia. Wtedy eksperymentowałam z wizerunkiem, naśladowałam image Małgorzaty Ostrowskiej, której zdjęcie znajdowało się przy mojej toaletce. Dzięki temu, że wypróbowałam niemalże wszystkie kosmetyki kolorowe, wiedziałam już, co służy mojemu kształtowi buzi, a czego lepiej unikać. Gdy skończyłam studia w latach 90., z moimi koleżankami chciałyśmy być takimi „power women” (kobietami sukcesu) czy typem grunge’owej dziewczyny, noszącej tiulowe i jedwabne sukienki. Do tego zakładałyśmy cudem zdobyte glany i to było autentyczne.

Jakiej jeszcze muzyki słuchałaś, która wpłynęła na Twój styl ubioru?

Dla mnie muzyka może być różnorodna, od klasycznej przez dyskotekową, którą w latach mojej młodości wyznaczał zespół Modern Talking, do mocnej rockowej w wydaniu m.in. Kult. To były doskonałe czasy. Świetne teksty i magnetyczna osobowość Kazika odzwierciedlały pewien bunt, który się we mnie narodził. Na studiach czułam się wolna i zrozumiałam, że w zasadzie niczego nie muszę. Ubierałam się jak chciałam, chodziłam na koncerty rockowe i żyłam – wszystko toczyło się szybko, mocno i na to nałożył się Sex Pistols, który był mieszanką wybuchową. Gromadził wszystko to, co mi w duszy grało – mój cały wewnętrzny świat. Dlatego nieodłącznym elementem mojej garderoby są ramoneski.

Każda kobieta jest inna, co poniekąd może sprowadzić nas do przekonania, że pewien styl już w sobie mamy, a kształtują go m.in. pasje, środowisko, temperament, wykonywany zawód i wyobrażenie o sobie. Jakie sposoby polecasz kobietom, aby mogły odnaleźć, wydobyć i podkreślić swój styl?

Trzeba popełnić dużo błędów i nie bać się ich. Reagować na nie z poczuciem humoru i pewną wdzięcznością. Czasami należy też posłuchać innych, zobaczyć, jak nas postrzegają i odróżnić hejt od rad. Dobrze jest mieć dystans, dlatego biorąc pod uwagę takie wskazówki, lepiej zrozumieć, że ta osoba nie mówi o twoim guście, ale o tym jak ona widzi ciebie. Czasami to może być pewien przekaz i szansa na rozwój. Ten ktoś np. podpowie ci czy zasugeruje rzecz, na którą się otworzysz. Tak było w moim przypadku. Do momentu wydania książki z Dorotą Wróblewską,  zawsze nosiłam do sandałów kabaretki lub po prostu miałam odkryte nogi. A ona mi pokazała, że do takich butów mogę śmiało założyć koronki i gęste rajstopy. To była krytyka pewnej mojej zachowawczości, która spowodowała, że zaczęłam urozmaicać swoje stylizacje o fantazję. Droga do własnego stylu? Popełniać błędy, nie bać się ich, słuchać siebie i wyciągać wnioski. Trzeba próbować, jeżeli to nie jest wbrew tobie, bo efekt końcowy może okazać się fantastyczny.

W budowaniu stylu niezwykle ważna jest spójność pomiędzy strojem, sposobem zachowania się, a tym, co chcemy komunikować światu. Jak Twoim zdaniem można pracować nad tą spójnością wizerunku i od czego warto zacząć?

Polecam położyć na stole czystą kartkę i napisać na niej ulubione książki, muzykę, miejsca, w których bywamy i te wymarzone. Na drugiej stronie należy wypisać, czego na pewno nie lubimy. Jeśli osobie pracującej nad spójnym image’m podoba się Audrey Hepburn w „Rzymskich wakacjach”, a nie przepada za wizerunkiem Barbarelli, to nie powinna ubierać się jak druga bohaterka, bo to nie będzie autentyczne. Może w jej przypadku lepszym rozwiązaniem będą baleriny i rozkloszowana spódnica noszona do swetra z warkoczem. W ten sposób nasza bohaterka stanie się i nowoczesna, i lekko retro, czyli wyrazi siebie. Czasami trudno odpowiedzieć sobie na pytanie „kim jestem”, jednak dużo łatwiej wskazać, „co lubię, a czego nie”. Ja osobiście kocham wizerunek Barbary Hulanickiej z okresu Biby, rozbuchane wzory, okres Swinging London lat 60. i Christiana Diora z lat 50., ale nie przepadam za stylem Chanel i tweedem. Nie mogę się więc ubrać w te garsonki, choćby były najdroższe i najpiękniejsze, bo czuję się w nich, jakby mi dodawały lat. Grunt to nie być przebranym. Dla mnie przewodnikiem są moje zainteresowania. Nigdy nie lubiłam westernów, dlatego nikt, kto mnie zna, nie spodziewa się, że założę ubrania w stylu country.

Agnieszka L. Janas – dziennikarka mody (fot. Agnieszka Rzymek)

Jesteś autorką książki „Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX wieku”. Publikacja jest pewnego rodzaju wehikułem, sprawiającym, że możemy poznać historie Polek, które w tych trudnych powojennych czasach potrafiły podkreślać swój styl. Jak sobie wtedy radziły?

Były niebywale kreatywne. Nie lubiły szarzyzny, więc nie chciały jej nosić. Szyły i przerabiały ubrania. Adres do dobrej krawcowej traktowały jak skarb. Wielokrotnie opowiadały mi o tym, jak ważny dla nich był dzień odbioru ubrań i butów. Miałam wtedy wrażenie, że to pewnego rodzaju święto. Przy tych opowieściach, kobiety młodniały, miały blask w oczach, zmieniały się ich gesty, inaczej trzymały filiżankę. I ja takiej osobie kibicowałam. Życzyłam jej, aby  ta wymarzona sukienka na randkę wyszła doskonale. Dodatkowo, moje bohaterki haftowały i farbowały ubrania oraz pomagały sobie nawzajem. To był moment, kiedy dziewczyny trzymały się razem, wymieniając się umiejętnościami. Te kobiety były młode i nie chciały widzieć biedy, dlatego za pomocą elegancji burzyły ówczesny system.

POLECAMY: POLSKIE DZIEWCZYNY W PRL-U MÓWIŁY – NIE BĘDZIE TU SZARZYZNY!

Czyli można by powiedzieć, że moda dawała pewnego rodzaju nadzieję i wiarę na lepszą przyszłość…

Tak, moda była wtedy nadzieją, wiarą i wyrazem miłości. Kiedy kobiety szły na randki, umawiały się także na sesje zdjęciowe, by uwiecznić ten moment szczęścia – wówczas czuły się młode i piękne. Takie fotografie ukazywały urodę moich bohaterek, w których można się po prostu zakochać.

Czy uważasz, że elegancja definiująca kobiecość w latach 50. bezpowrotnie odeszła?

Nie odeszła. W opozycji do noszenia szarych dresów, zaczynają powstawać ugrupowania osób, które cenią elegancję. Zobacz jak wielkim powodzeniem cieszą się imprezy, na które należy ubrać się w klimacie retro. Wciąż popularność zdobywa młody Młynarski i jego band. Jak niebywała jest potrzeba, by wyrażać styl i ultra kobiecość oraz sięgać po inspiracje do dawnych czasów. Ja osobiście cenię w modzie najbardziej lata 50. i 60., ale również rockową muzykę, która narodziła się w tej drugiej dekadzie. Ostatnio jednak poszłam na tematyczne spotkanie GRH Bluszcz, ubrana w stylu lat 40. Założyłam na nie długą wąską spódnicę, białą koszulę i beret z woalką. Chciałam być ubrana jak kobieta z tamtego okresu. Chociaż nie mam strojów vintage, to starałam się pasować do środowiska, w którym spędzałam czas.

Jakie filmy z modą w tle Ciebie inspirują?

Kocham film „Lekarstwo na miłość”. Ja chcę wyglądać jak Kalina Jędrusik w tamtym okresie. Młoda, piękna bohaterka, która wyrażała uczucia za pomocą mody i w ten sposób podkreślała intensywność oraz kolejne etapy angażowania się w relację damsko-męską. Na początku znajomości z mężczyzną, wyglądała skromnie, a kiedy chciała go uwieść, wybierała ubrania z dekoltem. Kolejnym filmem pokazującym pomost między doświadczeniami życiowymi, a ubraniem jest film „Popiół i diament”. Stroje wówczas przygotowała Katarzyna Chodorowicz, wybitna kostiumograf, która zaprojektowała kolekcję dla Teresy Tuszyńskiej do filmu „Do widzenia, do jutra”. Ja już Tobie wspomniałam, drzemie we mnie natura buntownicza, dlatego jak Sandy Olsson w „Grease”, będę chodziła w skórzanych dopasowanych spodniach, całość dopełniając platformami na drewnianym obcasie oraz burzą loków. W latach 50. i 60. to dziewczyny kształtowały ulicę i ja wierzę w młode osoby. Zauważam, że one wciąż chcą być eleganckie.

W książce „Drzwi do stylu”, którą wydałaś z Dorotą Wróblewską, piszesz: „przejawem bycia fashion victim, jest ubieranie się od stóp do głów w rzeczy jednej marki. W efekcie po ulicach nie chodzą Agnieszka czy Dorota, a Pani Zara, Pani Armani albo Balenciaga”. Moim sposobem na zachowanie umiaru, jest łączenie jednej rzeczy opatrzonej logo z gładkimi elementami garderoby lub zestawianie markowych ubrań z tymi z sieciówek. Jakie Ty triki polecasz jako stylistka?

Wybrać jedną rzecz, tak jak mówisz, ale bardzo wysokiej jakości. Jeśli ktoś musi, niech ma oryginalną apaszkę np. Louis Vuitton z monogramem. Niech to będzie jedwab i w dodatku obszyty ręcznie. Chociaż taki dodatek eksponuje logo, to wystarczy kreatywnie przełamać pewną konwencję. Przykład? Zestawić chustkę z kurtką Wranglera, ubraniem vintage czy nonszalancko przewiązać ją przez uchwyt torebki. To pewna nieoczywistość. Cenne jest także poczucie humoru. Noszenie bardzo drogiej chusty Burberry na wzór bransoletki stanowi kreatywne rozwiązanie. W ten sposób dodatek zaspakaja np. potrzebę posiadania luksusowych rzeczy, ale podkreśla naszą indywidualność. Każdy może mieć takie pragnienia. Ja też chętnie zapisałabym się w kolejce po torebkę Kelly Bag, a jeszcze bardziej Sicily Bag, jednak bez widocznego logo. Postawiłabym raczej na jakość i formę.

Agnieszka L. Janas – stylizacja (fot. Dorota Wróblewska)

W Paryżu czy w Londynie niezwykle ceniona jest moda vintage. Jak współczesna dziewczyna, która lubi nowoczesność może adaptować ubrania z minionych lat?

Torebka, biżuteria lub skóra stanowią doskonałą opcję. Skóry vintage pięknie się starzeją i robią cały look, dodając stylizacji sznytu i pozwalając przełamać konwencję. Byłam wczoraj na mini pokazie Teresy Rosati i miałam na nim małą czarną sukienkę jej projektu, z jedwabnego szantungu i w kształcie tuby. Na model zdobiony lamą i srebrnym panelem nałożyłam ramoneskę vintage z lat 90., a całość zwieńczyłam butami na słupku oraz grubymi rajstopami. Ozdoby vintage posiadają moc. Jeśli takich nie mamy, możemy kupić ich kopię, czyli dodatki retro. One nie są, co prawda oryginałami, ale nawiązują do minionych lat. Oczywiście nie zalecam ubierania się od stóp do głów w ubrania vintage, bo wtedy po prostu odwzorujemy daną epoką i przestajemy być w tym wszystkim sobą. Tam nie ma miejsca na nowości, wszystko jest przemyślane do samego końca, a często nawet dopasowane chronologicznie. Mnie osobiście najbardziej interesują emocje i osoby, a nie tylko okres historyczny.

Obecnie w języku mody popularne jest określenie it girls, a więc dziewczyn, która inspirują i wyznaczają trendy na Instagramie, a przy tym posiadają tysiące, jak nie miliony followersów. Czy Twoim zdaniem to zjawisko pomaga czy pogarsza jakość mody?

To zależy od tego, co reprezentuje sobą taka it girl. Jeśli to jest osoba twórcza jak Rihanna, i chociaż nie wszystkie jej wybory modowe mi się podobają, ale balansuje na granicy, tzn. łamie konwencje i bawi się trendami, mówimy o rozwoju. Jeśli natomiast moda staje się tylko sposobem na prezentowanie markowych ubrań jak u sióstr Kardashian, to wówczas możemy mieć do czynienia z obniżeniem tego poziomu. Gorący trend staje się wówczas tylko wyścigiem z czasem, a tu nie sposób wygrać.

Kto jest dla Ciebie ikoną stylu i czy to pojęcie nie straciło na znaczeniu?

Dla mnie ikoną stylu jest Rihanna, chociaż to osoba, która stoi w opozycji do tego, co lubię. Jednak ona potrafi łamać konwenanse. Nie proponuje mody dla każdego. Cenię także styl Małgorzaty Ostrowskiej, który wyraża jej osobowość i ewoluuje razem z nią. Ona jest piękna wewnętrznie. Nie można być ikoną stylu, będąc człowiekiem pustym jak bęben, takim, który nic nie przeżył i  niczego nie przemyślał. Dla mnie ikonami stylu są również Magdalena Cielecka i Maja Ostaszewska. Ich ubrania pojawiają się też w mojej garderobie, bo one podobnie jak i ja, oscylują wokół klasyki. Maja Ostaszewska zachwyca pod każdą postacią, niezależnie od tego czy walczy na barykadach o prawa kobiet czy odbiera nagrodę w przepięknej sukni Tomasza Ossolińskiego. Ona jest zgodna ze sobą i nie dałaby się przebrać.

Wspomniałaś o barykadach i walce o prawa kobiet. Czy w polityce są obecnie kobiety, których styl może inspirować?

Tak! Jedną z nich jest Joanna Senyszyn, która posiada niebywałą kolekcję biżuterii, a przy tym tak silną osobowość, że te detale jej nie przytłaczają. Ta kobieta niczego się nie boi! Do dziś pamiętam spotkanie z nią, podczas którego brzęczały jej bransoletki. To takie detale, sprawiające, że dana osoba pozostawia ślad. Drugą z kobiet-polityków jest Katarzyna Piekarska, która w zamaszystych spódnicach i folkowych bluzkach, dyskutuje o sprawach ważnych dla świata. Jej styl boho jest spójny z umiłowaniem do natury i dbaniem o prawa zwierząt. Te przykłady pokazują jak unikalne ubrania i dodatki podbijają osobowość kobiet.

Agnieszka L. Janas w koronkowej sukience (fot. Dorota Wróblewska)

Przypuszczam, że nadal zamierzasz pisać o stylu. Jakie kobiety będą bohaterkami Twoich kolejnych książek?

Nie jest tajemnicą, że pragnę wydać książkę, która stanowi kontynuowanie mojego cyklu „moda jak życie”. Bohaterkami będą „młodsze siostry Elegantek”, także damy, ale i zwykłe dziewczyny, które wyznaczały nowy kierunek. W trakcie realizacji jest również moja kolejna książka, w której centrum umieściłam nie modę, a życie. Jej bohaterka ma dla mnie szczególne znaczenie. To moja przyjaciółka, która była postrzegana jako gwiazda socjety towarzyskiej. Wiele po sobie zostawiła – przede wszystkim ludzi. Kształtowała i wydobywała talenty. Osoby, z którymi pracowała mówiły o niej same dobre rzeczy. Na jej pogrzeb przyszło wiele znanych osobistości, bez makijażu, w prostych sukienkach, które autentycznie płakały i chciały to ukryć, by nikt nie sfotografował tak intymnego momentu. Muszę przyznać, że ja często się w swoich bohaterkach zakochuję, jednak by wydać książkę poświęconą Tej Jednej, potrzebowałam czasu. Trzymaj więc kciuki za wspomniany projekt. To książka, która przywróci młodość tamtego pokolenia i należne miejsce tej osobie.

Jak widzisz przyszłość mody i w jakim kierunku ewoluuje pojęcie stylu?

Chciałabym, aby przyszłością mody stały się większa odpowiedzialność oraz zrównoważony rozwój branży. W tej chwili chciwość firm działających w tym sektorze oraz nieświadomość klientów prowadzi do wyzysku ludzi, degradacji środowiska, okrucieństwa wobec zwierząt na różnym poziomie – do nielegalnych polowań na egzotyczne gatunki chronione międzynarodowym prawem (CITES). Żyjemy w jednej wiosce! Nie sposób więc mówić, że nie wiemy, co się dzieje np. w Bangladeszu, Chinach czy krajach afrykańskich. Nie da się ukrócić niszczycielskiej działalności branży bez działań podejmowanych równocześnie przez: przemysł, wynalazców nowych materiałów i technologii, kreatorów mody i klientów.

Mam nadzieję, że elementem stylu będzie nie tylko czytanie metek i wybieranie produktów powstających z szacunkiem dla wytwórców, natury i … portfela klienta. Czyli naszych.  Powodem do dumy stanie się robienie zakupów w „alternatywnych” obecnie źródłach jak: targi vintage, swaping party, dobrze prowadzone sklepy typu „charity”, szycie na zamówienie w atelier zdolnych projektantów. Już widać jak idee te zaczynają nabierać znaczenia. Dla niezbyt dużego kręgu klientów? Popularność aukcji i bazarków w Internecie czy wydarzeń typu targi vintage pokazują, że dotyczy to ludzi wrażliwych oraz twórczych niezależnie do wykonywanego zawodu czy miejsca zamieszkania. „Mam marzenie”, w którym kreatorzy tworzą dzieła sztuki, nowe konstrukcje, ich zainteresowanie nowymi materiałami  są rozsadnikami idei etycznych i estetycznych. W oparciu o to projektanci przemysłowi proponują wysokiej jakości ubrania dla klientów. Ci zaś, poszukując rzeczy oryginalnych stają się swoją własną marką modową.

O AGNIESZKCE L. JANAS

Agnieszka L. Janas jest autorką książek poświęconych modzie. W sprzedaży znajdują się jej cztery pozycje wydawnicze, które stanowią inspirację dla osób zainteresowanych modą, wspomnieniem młodości czy też „na żywo” opowiedzianą historią mody czasów PRL-u. Są to:  „Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX wieku”, „Antkowiak. Niegrzeczny chłopiec polskiej mody”, „Dandysi i dżentelmeni” oraz „Drzwi do stylu”, którą opublikowała z Dorotą Wróblewską.

Agnieszka rozpoczęła pracę dziennikarza modowego od przeprowadzenia wywiadu z Pierre’m Cardin’em w 2001 roku. Artykuły poświęcone modzie, wzornictwu i lifestyle’owi publikowała przez wiele lat w miesięcznym dodatku „Business Class” wydawanym przez dziennik „Puls Biznesu”.  Prowadziła też kolumny tematyczne w miesięczniku „Businessman”. Współpracowała z „Ego Inspiracje” (wydawca „Harvard Business Review Polska”),  „Press” oraz z marką Vistula, dla której opracowywała artykuły na stronę internetową. Opublikowała  rozmowy  z  wieloma ważnymi projektantami mody w Polsce m.in.: Gosią Baczyńską, Maciejem Zieniem, duetami Paprocki Brzozowski oraz Bohoboco, Robertem  Kupiszem, Dawidem Wolińskim czy Tomaszem Ossolińskim.

Zakupy na Lamode

podobne artykuły

REKLAMA