Dominika Daniela Rakowicz modą i sztuką interesowała się od dziecka. Ukończyła Szkołę Plastyczną w Bydgoszczy i, choć nie przestała malować, swoją wyższą edukację poświęciła konstrukcji ubioru. Dziś to świeżo upieczona absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Lata nauki podsumowała dyplomem Youtopia, który mogłam zobaczyć podczas zeszłorocznej edycji Łódź Young Fashion. Niedługo później przy kawie porozmawiałyśmy o jej inspiracjach i drodze do poznawania własnej tożsamości artystycznej.
Marysia Jasek, LaMode.info: Kiedy zdecydowałaś, że ścieżkę edukacyjną z ogólno artystycznej chciałabyś skierować właśnie na modę?
Dominika Daniela Rakowicz: Szkoła Plastyczna otwiera wiele dróg i od początku wiedziałam, że chciałabym pójść na Akademię Sztuk Pięknych. Zamiłowanie do sztuki było zakorzenione we mnie od początku. Zastanawiałam się nad animacją, bo bardzo interesowałam się nie tylko filmami animowanymi, ale także techniką ich tworzenia. Ostatecznie wybrałam modę, z czego bardzo się cieszę. Siedzenie przed komputerem to dla mnie męczarnia. Tworzenie rzeczy fizycznych jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące.
Youtopia jest Twoją pierwszą pełną kolekcją?
Z której jestem zadowolona tak (śmiech). Youtopia jest moją magisterką, a na licencjat zrobiłam kolekcję Kirkos, inspirowaną historią cyrku. Wszystkie sylwetki były w niej całkowicie białe. Chciałam podkreślić i jednocześnie odjąć aspekt koloru, co samo w sobie narzucało już jakąś interpretację. Skupiłam się na samej formie i strukturze. I choć wszystko się w tej kolekcji udało, nie mogę porównywać jej do Youtopii. Kirkos tworzyłam w pandemii – zawierał jedynie 4 sylwetki, a moja obrona kolekcji odbywała się online na podstawie zdjęć. Niestety pokaz tej kolekcji nigdy się nie odbył.
Czy niektóre elementy z kolekcji Kirkos, w krojach czy konstrukcji, pojawiają się też w Youtopii?
Raczej był to osobny twór, coś zupełnie innego, opowiadającego o czymś innym. Stworzyłam jedną formę kurtki puchowej, której rękawy były na bazie rękawów z kolekcji Kirkos.
Youtopia skupia się raczej na jednostce – opowiadasz w niej między innymi o poszukiwaniu własnej tożsamości i końcu porównywania się z innymi. Czy jako twórczyni opowiadałaś tu o sobie, czy raczej jest to chłodna obserwacja społeczeństwa?
Youtopia jest bardzo personalna. Chodziło o moje problemy związane z akceptacją siebie i nazywaniem siebie projektantką. Nadal trochę ciężko przechodzi mi to przez usta – czasami tak się myśli, że się coś studiuje, ale może się nie zasługuje do końca na to miano. Z drugiej strony – też musiałam sobie zapracować na to, by zaprezentować ten dyplom. Więc w kolekcji ujęłam cały proces akceptacji i docenienia swojej własnej drogi. I jest to raczej bardzo indywidualny temat, choć obserwowałam również, co się dzieje z moimi znajomymi.
fot. Ewa Janaszewska
W samej nazwie zwracasz się nie tylko do siebie, ale również do odbiorcy.
Tak. Zaczynając już od tego, że to oni mają czuć się dobrze w moich ubraniach, ale także czuć się dobrze patrząc na nie. Chodzi o walkę ze stereotypami. Jak wiele młodych ludzi potrafię godzinami siedzieć na Instagramie. To wywiera presję, że trzeba wyglądać czy robić rzeczy w konkretny sposób, narzucony przez użytkowników platform społecznościowych. To złudne dążenie do pewnej utopii, która tak naprawdę nie istnieje. Każda z tych osób, które są na tym Instagramie i wyglądają ładnie czy poprawnie ma swój chaos w życiu, tylko po prostu chowa go głęboko. Youtopia jest grą słowną – chodzi o to, by tę utopię znaleźć w sobie, bo tacy, jacy jesteśmy, to już jest wystarczające. Tylko musimy to zaakceptować i docenić samych siebie, chociaż często jest to niełatwa droga.
Jeżeli kiedyś miałaby powstać kontynuacja tej kolekcji i jeżeli doszłyby do produkcji, to zależy mi na tym, żeby ludzie się czuli absolutnie komfortowo w tych rzeczach, żeby mogli przez nie wyrażać siebie i czuć się po prostu bezpiecznie i wygodnie.
Jak ta myśl i podróż wgłąb siebie przełożyła się na tworzenie całej kolekcji, od Twoich odczuć, aż po samą formę i środki wyrazu?
Całą kolekcję tych 12 sylwetek szyłam bezpośrednio na znajomych, którzy później szli w pokazie. Wszyscy modele to bardzo bliskie mi osoby. Nawet mój tata szedł w pokazie! Jako aneks do dyplomu dyplomu zrobiłam również maski ceramiczne na rzeźbie. Było ich w sumie sześć, a każda z nich jest odlewem twarzy mojej absolutnie cudownej znajomej, która jest dla mnie wzorem chodzącej pewności siebie. A to w mojej kolekcji jest niezwykle istotne. Ukazałam ją również między innymi przez nadbudowanie sylwetki – synonim bycia powerful. Wiele rzeczy, elementów konstrukcyjnych potraktowałam metaforycznie. Niektóre ubrania mają dwie strony – można wywinąć je na lewą stronę i celowo pokazać wnętrze tkaniny bez podszewki. Bo nie wszystko trzeba nosić w narzucony nam sposób. Marynarka ma zazwyczaj podszewkę i z założenia można ją nosić tylko w jeden sposób. To też jest w porządku, ale stwierdziłam, że w mojej kolekcji będzie można nosić ją inaczej. Tyłem na przód lub na lewą stronę. Jest też sukienka, która trochę wygląda jak kaftan bezpieczeństwa, ale w rzeczywistości to marynarka z klapami z tyłu.
fot. Ewa Janaszewska
Odejście od stereotypów to także moda niezależna płciowo, a unisex to jedna z kwestii, która również określa Twoją kolekcję. W przyszłości chciałabyś przy tym pozostać?
Absolutnie. Irytuje mnie narzucanie płciowości w ubiorze, który de facto płci nie posiada. Moja znajoma pracuje w sklepie ze skarpetkami i nawet tam jest dział męski i damski. Są klienci, którzy przychodzą i w niewiedzy wybierają produkt z działu damskiego. Gdy się o tym dowiadują reagują jak oparzeni. „O Boże, to damskie”. W naszym pokoleniu to się przełamuje i, oczywiście, chciałabym być częścią tych zmian. Zawsze było dla mnie ważne to, żeby tworzyć i dla kobiet i dla mężczyzn, bo jednak dla kobiet jest o wiele więcej dostępnych rzeczy i marek. Z kolei ubrania dla mężczyzn są też zazwyczaj proste. Zależy mi na tym, żeby moje ubrania, mimo klasycznej konstrukcji odzieżowej miały swój wyróżnik – detale, odwrotność czy pewnego rodzaju wielofunkcyjność. Ubranie powinno być użytkowe, wygodne i sprawiać, że czujemy się w nim lepiej. Że czujemy się w nim sobą.
Zależało mi na tym, żeby elementy Youtopii były unisexowe i do regulacji. Na przykład spodnie jeansowe mają regulowane zapięcie. Nie jest to tak, że od rozmiaru S można je założyć też na XL, ale zmiana w rozmiarze jest uwzględniona. Można je personalizować i kształtować pod siebie, ale także dostosowywać do zachodzących w nas zmian.
Czasem te niestandardy otwierają nowe spojrzenie na ubiór. Od najprostszego przykładu – kiedyś w second handzie znalazłam spodnie, które pozwalały na modyfikowanie ich długości. Choć wcześniej takich nie miałam i raczej nie uważałam, że coś takiego może się przydać, w praktyce okazały się świetnie.
Masz kogoś, kto zainspirował Cię właśnie wielofunkcyjną konstrukcją?
Na pewno twórczość Issey’a Miyake. Nie mówię tutaj o takich najbardziej rozpoznawalnych elementach, bo to były właśnie artystyczne formy, które zostały przyjęte przez szerszą publiczność. Na przestrzeni lat 80., 90. i 2000. pod jego okiem powstawały rzeczy, które konstrukcyjnie przechodzą wszelkie pojęcie, bo są tak niesamowite. Na przykład stworzył sweter, który ma trzy rękawy i można go zakładać na trzy różne sposoby. Tudzież kieszenie w kieszeniach, plecak, który staje się płaszczem i tym podobne rozwiązania, które są po prostu są multifunkcjonalne. To jest ciekawe. Projektanci mogą zredukować potrzebę kupowania pięciu rzeczy przez dostarczenie unikatów, które spełniają kilka funkcji. To jest minimalizm i długowieczność.
fot. Ewa Janaszewska
Korzystałaś też z tkanin z drugiego obiegu. To były deadstocki, zrekonstruowane ubrania…?
W zasadzie ani to, ani to. Jest kilka elementów wykonanych z ubrań z lumpeksu, ale w dużej mierze są to materiały, które wcześniej miały funkcję wnętrzarską – zasłony, obrusy czy pościel. Gotowe materiały kupiłam tylko dwa. Czarny jeans i szara, melanżowa tkanina. Reszta jest kompletnie z drugiego obiegu.
Udało Ci się stworzyć kolekcję, która była z jednej strony bardzo unikatowa, a jednocześnie taka, że można byłoby ją swobodnie wprowadzić do codziennej garderoby. W przyszłości chciałabyś przy tym pozostać?
Bardzo podziwiam tworzenie ubioru jako elementu sztuki i znam mnóstwo wspaniałych osób, które świetnie się w tej przestrzeni poruszają. Ja jednak zawsze chciałam, żeby moje projekty dało się nosić, co, moim zdaniem, niekoniecznie przekreśla ten artystyczny wydźwięk. Na co dzień maluję obrazy abstrakcyjne, które się sprzedają. Moim marzeniem jest stworzenie przestrzeni łączonej, w której będą i obrazy, i ubrania. Ale jeszcze nie teraz. Teraz czuję potrzebę postawienia siebie w dyskomforcie. Chciałabym wyjechać za granicę i tak sobie na razie założyłam, że będzie to Kopenhaga. Co jest fajne i niefajne, bo ja jednak chciałabym mieszkać w ciepłych krajach w przyszłości. Nie mniej jednak spisałam sobie wszystkie marki, które mnie interesują. Na razie działam nad portfolio i później będę je do nich wysyłać, żeby zdobyć jeszcze więcej doświadczenia. Byłam już na stażu w Warszawie i wspominam go bardzo dobrze, ale nie wiem, czy polski rynek da mi rozwój, którego oczekuję.
fot. Ewa Janaszewska
Kopenhaga byłaby strzałem w dziesiątkę. Już teraz Twoje projekty bardzo wpisują się w skandynawską estetykę.
Tak, słyszałam to już m.in. od Jakuba Polanki, z którym miałam styczność podczas warsztatów mistrzowskich organizowanych przez łódzką ASP. Również to on w dużym stopniu pomógł mi sprecyzować konkretne elementy odzieżowe do kolekcji. Takie przypadkowe spotkania i rady dają mi najwięcej inspiracji. Równie wpływowe okazały się dla mnie warsztaty z Paoliną Russo. To było spełnienie moich marzeń – Russo pochodzi z Kanady, ale projektuje w Londynie. Byłam zakochana w jej twórczości od kilku lat i gdy dowiedziałam się, że jest możliwość wzięcia udziału w jej warsztatach… Myślałam, że oszaleję ze szczęścia! Byłam jedną z 6 osób, którą wybrała. Przez dwa tygodnie pracowaliśmy i poznawaliśmy jej tajniki. To było niezwykłe doświadczenie, które w dużym stopniu wpłynęło na kształt Youtopii.
Choć przed Youtopią był jeszcze Kirkos, to właśnie dyplom magisterski był jednocześnie Twoim debiutem na wybiegu. Jak będziesz wspominać 2023 rok, w którym mogłaś zaprezentować swoje prace tak szerokiej publiczności?
W zeszłym roku dużo się wydarzyło i dużo się zmieniło. I bezsprzecznie mogę powiedzieć że 2023 był najlepszym rokiem w moim życiu. Zrobiłam Youtopię sama, a wiem, że wiele osób wspomaga się pomocą krawcowych. Czemu absolutnie nie można się dziwić, bo 12 sylwetek to naprawdę dużo, a stworzenie ich samodzielnie jest niezwykle męczące. Ja ze względów finansowych zdecydowałam się wziąć to na własne barki. Każdy krok był niezwykle satysfakcjonujący, bo wiedziałam, że jestem coraz bliżej zakończenia. A zorganizować trzeba było wszystko, nawet muzykę. Przez Instagrama skontaktowałam się z peruwiańską autorką, Danielą Lalitą, w celu zapytania o wykorzystanie jej utworów do pokazu. Nie liczyłam, że mi odpowie – ma całkiem pokaźne grono obserwatorów. W przeciągu 20 minut odpisała, że bez problemu mogę wykorzystać jej materiał do pokazu. Wszystko układało się w swoim tempie.
Emocjonalnie najpiękniejszym momentem było dla mnie zaliczenie dyplomu, czyli pierwszy pokaz, który odbył się jeszcze przed Łódź Young Fashion. Na widowni była moja mama i najbliżsi, a na wybiegu wystąpiło 12 wspaniałych osób, które przez cały rok dodawały mi skrzydeł i to właśnie na ich wymiary powstały wszelkie ubrania. Jak już wcześniej wspomniałam, szedł nawet mój cudowny tata. Miałam też wspaniałego fryzjera i makijażystkę. Pomimo tego, że przez stres związany z obroną fizycznie nie byłam w najlepszej formie, to będę to wspominać z miłością do końca życia.
fot. Ewa Janaszewska
Modelki: Oliwia Łopalewska, Maja Radecka