Romantyczne, przyćmione wnętrze i umalowane jak w wodewilu modelki, z narzuconymi na ramiona pelerynami rodem z kostiumowych filmów o muszkieterach i piratach. Pokaz ostatniej kolekcji Johna Galliano dla marki Dior jest niewątpliwie popisem i apogeum jego słynnego stylu. Dziś jednak, gdy toczy się proces przeciwko zdegradowanemu twórcy, linia nabiera barw o wiele mroczniejszych niż te zaprezentowane na paryskim wybiegu.
Domeną jesienno-zimowej kolekcji Dior jest mroczna twarz romantycznych powieści poetyckich – Galliano bez wątpienia inspirował się Byronem i innymi brytyjskimi twórcami, tworząc obraz femme fatale rodem z początków XIX wieku. Domeną tego looku są buty na obcasie, o długich za kolano cholewach, powłóczyste peleryny, futrzane etole i kapelusze o miękkich, opadających na twarz rondach. Tkaniny błyszczą – Galliano zdecydował się użycie satyny, aksamitu i tafty, przełamując je dzianiną i melanżową wełną. W kolekcji nie mogło też zabraknąć prześwitujących jedwabi, udrapowanych na sukniach niczym z buduarów upadłych kobiet Paryża.
Całość kolekcji prezentuje jednak pewien chaos i brak spójności – być może spowodowany tym, iż stylizowanie sylwetek na wybieg odbywało się już bez udziału Galliano. Z drugiej jednak strony – kto wie, czy nie taki właśnie był zamysł projektanta – świat, który został zaprezentowany daleki jest przecież od ładu i harmonii. Jest w tym i pewna metafora czy ironia losu – kolekcja ta najlepiej bowiem oddaje dekadenckie zamiłowania projektanta, który z Diorem był związany przez ostatnie 14 lat…