Według Cathy Horyn z New York Timesa, to czego zabrakło w najnowszej wiosenno-letniej kolekcji Alexandra McQueena, to przede wszystkim Sary Burton. Znana redaktorka wyraziła opinię, że to już czas, aby projektantka zaczęła mówić własnym głosem. Czy rzeczywiście Burton nie podejmuje takiego ryzyka i wciąż pozostaje na bezpiecznym gruncie, jaki przygotował dla niej Alexander McQueen? Czy rozumienie przez nią geniuszu brytyjskiego projektanta, jest na tyle oczywiste, że tworzone przez nią kolekcje zostały pozbawione indywidualnego stylu Sary Burton?
Z powyższymi wątpliwościami można jednak polemizować, bo udźwignięcie schedy po genialnym McQueenie, wydaje się już wystarczającym ryzykiem dla każdego projektanta. Sarah Burton podjęła się tego zadania i trzeba przyznać, że jego efekty są jak najbardziej satysfakcjonujące. Co więcej, brytyjska kreatorka wyszła z całej misji bez szwanku, a w kontynuowanej przez nią estetyce projektów McQueena, widać mimo wszystko jej własne indywidualne spojrzenie.
Sarah Burton tworząc kolekcje nawiązujące w charakterze do stylu genialnego projektanta, zrezygnowała przede wszystkim z mistycyzmu mcqueenowskich spektakli, a takiej decyzji z pewnością nie warunkował strach, tylko zdrowy rozsądek. Dlaczego? Bo ich powtórzenie jest zadaniem awykonalnym, o czym wiedziała również sama projektantka.
„Nikt przed nim ani po nim tak dobitnie nie pokazał, że w modzie mogą być jednocześnie teatr, poezja, społeczna krytyka, baśń, perwersja i osobista historia” – powiedział o Alexandrze McQueenie, w wywiadzie dla Wysokich Obcasów, Andrew Bolton. Znany kurator wystaw poświęconych modzie podkreślił, że dzięki pojawieniu się genialnego McQueena, „moda stała się czymś więcej, niż tylko wyliczaniem trendów”. Trudno się nie zgodzić z Boltonem, bo powyższą opinię mogłaby wydać niejedna osoba z modowej branży.
I tak Sarah Burton opowiedziała nam swoją własną historię. Na wybiegu-szachownicy pojawiły się sylwetki nawiązujące w charakterze do afrykańskich wojowniczek. W kolekcji nie znajdziemy jednak żadnej dosłowności zaczerpniętych przez nią cytatów, bo projekty Burton to jak zwykle stylistyczne hybrydy. W wykorzystanej przez nią estetyce color-blocking, polegającej na łączeniu kontrastujących ze sobą odcieni (w tym wypadku na pierwszy plan wysuwają się intensywna czerwień i niebieski), pojawiają się echa neoplastycyzmu Pieta Mondriana i kubizmu Pablo Picasso, a wszystko zostaje przełamane paletą czerni i bieli. Kroje nawiązujące w charakterze do dekady lat 20. spotykają się ze złotymi kaskami i uprzężami Amazonek. Drobne koraliki na tkaninach tworzą wzory, które w połączeniu z detalami takimi jak frędzle i pióra, nawiązują do tradycyjnych strojów rdzennych mieszkanek Czarnego Lądu. Intensywna paleta, nowoczesne buty na wysokiej platformie oraz misternie tkane geometryczne wzory nadają całości futurystycznego wydźwięku.
„Nie chciałam wywołać uczucia, że nawiązuję do jakiegoś konkretnego okresu, czy tematu” – wyznała Sarah Burton serwisowi Style.com. Powyższe intencje znalazły odzwierciedlenie w charakterze jej najnowszej kolekcji. Czy można mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że na czele tej mcqueenowskiej armii stoi Sarah Burton – projektantka, która trzyma w dłoni potężne oręże po swoim poprzedniku, a mimo wszystko mówi własnym głosem?