Ze wspomnianym już Piotrem rozmawiałam o amerykańskim wykładowcy, który niedawno odwiedził Warszawę. Cieszył się uznaniem dla swojej wiedzy, dał się również poznać jako świetny mówca. Miał jednak dziwny zwyczaj: rzadko ubierał się stosownie. Nie robił tego bynajmniej bezwiednie, z powodu roztargnienia właściwego naukowcom. Robił to z wyrafinowaniem. Zakładał marynarkę, tylko kiedy cenił sobie słuchaczy. Dla „przeciętnego” audytorium występował w podkoszulku albo w skórzanej kurtce. Wyraźnie czuł się lepszy od innych. Wyobrażam sobie go jak zaczyna swoje wystąpienie słowami Króla Juliana z bajki: „ogrzejcie się w blasku mojej chwały.”
Profesor dobrze wiedział, że poprzez strój może albo uszanować albo zlekceważyć tych, którzy przyszli go posłuchać. Miejmy nadzieję, że to nieczęsty przypadek. A tak nawiasem mówiąc, jak można ocenić audytorium ubierając się, czyli jeszcze przed wystąpieniem?
Inny rodzaj błędów związany jest z ogólną niechęcią do eleganckich strojów. Niektórzy twierdzą, że nie są sobą, jeśli wbiją się w garnitur czy garsonkę. Czy ubiór ma decydować, kim jestem? To tylko element dialogu z otaczającymi mnie ludźmi. Będę w garsonce podczas wystąpienia czy na spotkaniu z klientem, a na spacer do parku pójdę w dżinsach i sportowym żakiecie. Zarówno w garsonce jak i w dżinsach to ta sama ja. Tyle, że w przypadku umówionych spotkań bardziej niż swoją wygodą kieruję się szacunkiem, jaki chcę okazać innym.
Przykre są natomiast błędy, które mogą nas ośmieszyć: zbyt elegancki ubiór – ciemny garnitur albo nawet smoking czy frak, podczas gdy pozostali goście są w strojach typu „casual” lub też na odwrót. Oczywiście, wybierając się na przyjęcie czy inne spotkanie, można zrobić wywiad, jaki strój obowiązuje, jeśli nie mamy tej informacji w zaproszeniu. Trudności jednak pojawiają się w doborze dodatków czy nawet w sposobie ich wykorzystania. Najczęściej popełniane błędy przez mężczyzn, to na stałe zawiązana muszka i do tego jeszcze schowana pod kołnierzykiem koszuli, źle dobrany kolor „poszetki”, nieumiejętne jej ułożenie w kieszonce, pozapinane wszystkie guziki marynarki, niewystające mankiety koszuli czy buty na gumowej podeszwie. Jak jeszcze dodamy za krótkie skarpetki, to będzie komplet.
ilustracja: Piotr Kanarek
Ile jest pułapek, to uświadomiłam to sobie pisząc ten artykuł. Weźmy np. krawat: może być za długi albo za krótki, a sięgać powinien do paska, ewentualnie na niego lekko nachodzić. Błędem jest rozprostowanie rowka, który tworzy się na materiale wychodzącym spod węzła. Błędem jest pozostawienie za krótkiego wąskiego końca krawata i zatknięcie go pod koszulę. A powinien być na tyle długi, żeby dało się go włożyć w wewnętrzną patkę od spodu krawata. Błędem jest założenie krawata, który się po prostu skręca, bo przy zakupie nikt nie pomyślał, żeby sprawdzić go łapiąc za węższą końcówkę i opuszczając w dół na całej jego długości. Już nie wspomnę o kolorach, wzorach, materiałach i ręcznym szyciu. A to tylko sprawa krawata.
Panie też nie mają lekkiego życia. Łatwo mogą dać satysfakcję złośliwym koleżankom czy kolegom, zakładając np. rajstopy do sandałów albo butów z odciętym czubkiem (fatalnie wygląda przebijający spod rajstop lakier). Częstym błędem kobiet jest noszenie niewłaściwej biżuterii w sytuacjach biznesowych: za długi naszyjnik, pierścionek z brylantem czy wiszące kolczyki. A na przyjęciu wielka torebka albo do sukni wieczorowej – zegarek na dłoni.
Można by powiedzieć, że to błahostki. Tak, ale pod warunkiem, że to to nasze błędy. Najczęściej nabierają innego wymiaru, gdy zauważamy je u innych. Wtedy to już obciach.
Irena Kamińska-Radomska