Ekspozycja, konfrontacja, rozwiązanie – tak można by podzielić pokaz najnowszej kolekcji duetu Bohoboco. Skojarzenia filmowe nie są tu kwestią przypadku, bo takie konotacje sugerowane były już od samego początku. Zaczęło się od zaproszenia na pokaz kolekcji, gdzie obok logo marki znalazła się klisza filmowa. Na gości przybywających na wydarzenie, czekał popcorn – nieodłączne menu każdego seansu. A kiedy już zasiedli na swoich miejscach, na początku wybiegu przywitały ich krzesełka z sali kinowej. Pozostało tylko czekanie, aż rozsunie się kurtyna i zacznie się pokaz.
Na początek – ekspozycja. Jak to bywa w przykładnym scenariuszu filmowym, ekspozycja ma przede wszystkim zaintrygować widza, wzbudzić w nim na tyle duże zainteresowanie, aby chciał obejrzeć całość prezentowanego dzieła. I tak na wybiegu pojawiły się modelki, które zasiadły na krzesłach kinowych, a w tle rozbrzmiewała charakterystyczna barwa głosu narratora klasycznych filmów amerykańskich. Dziewczyny wstały ze swoich miejsc i wtedy nastąpiła konfrontacja – na wybiegu zaprezentowała się pierwsza sylwetka.
Naszą sekwencję otworzyły szarości i biele, a chwilę później pojawiła się czerń. Krok po kroku zaczęła zarysowywać się cała fabuła. Na pierwszy plan wysunęły się asymetryczne cięcia, panele i surowe geometryczne kroje. Podstawowym akcentem były suwaki – czy to bardziej funkcjonalne, czy ozdobne, znalazły się na przodach i tyłach garderoby. Kontynuując filmowe asocjacje, na wybiegu naprzemiennie pojawiały się kontrastujące ze sobą kroje i fasony. Takie „zwroty akcji” podkreślały złożoność całej kolekcji – od wysokich stanów podkreślających talię po te obniżone, całkowicie zmieniające proporcje sylwetki; od głębokich dekoltów aż po golfy, dopasowanych i luźnych, pudełkowych fasonów oraz diagonalnych cięć i delikatnych falbanek.
W filmie naturalną rzeczą jest bezustanne podtrzymywanie uwagi widza. Aby coś mogło zainteresować, trzeba coś momentalnie zmienić. Podobne metody znalazły zastosowanie w prezentacji samej kolekcji, gdzie stonowana paleta szarości i czerni przeszła przez kilka odcieni granatu, aż do intensywnego kobaltu. Charakter krojów i fasonów wciąż korespondował z pierwszą częścią kolekcji, jednak pojawiło się kilka nowych akcentów w postaci długich zwiewnych sukien oraz kilku projektów o bardziej sportowym wydźwięku. Tę dwubiegunowość wyznaczały również zestawienia różnych faktur materiałów. Pojawiły się transparentne tkaniny i futra, a delikatne jedwabie odnalazły się w towarzystwie moherowych swetrów i grubych, wełnianych płaszczy. Jeśli ktokolwiek jeszcze nazywa kolekcje Michała Gilberta Lacha i Kamila Owczarka mianem minimalistycznych, to powinien dwa razy się zastanowić, bo jesienno-zimowy sezon tylko utwierdza w przekonaniu, że z minimalizmem mają one niewiele wspólnego.
Każdy scenariusz zmierza do jakiegoś finału. W tym wypadku projektanci postawili na małą retrospekcję, wracając do tradycji zamykania pokazów prezentacją sukien ślubnych. Na wybiegu pojawiły się trzy sylwetki – sukienka z gorsetową górą, kreacja z tiulowym trenem oraz suknia z białej koronki. Jak to bywa na filmowych seansach – jedni lubią happy endy, inni otwarte zakończenia. Pojawiły się mniej interesujące momenty, po których następowały te, które skutecznie przyciągały naszą uwagę. Trzeba jednak przyznać, że z sezonu na sezon kolekcje Bohoboco robią się coraz ciekawsze. Jeśli to jakaś zależność, to następny sezon może być jeszcze bardziej frapujący. Plusem jest również sama prezentacja kolekcji i dobra reżyseria pokazu. Dobry scenariusz to podstawa każdego dobrego filmu, a ten oglądało się całkiem przyjemnie.