„Rat salad” w więziennym slangu oznacza okrzyk rozczarowania, niesmaku, bądź niedowierzania. Słynna „sałatka ze szczurów” pojawiła się również w albumie „Paranoid” Black Sabbath. W słowniku znalazło się także jej nieco bardziej kontrowersyjne znaczenie, opowiadające o niekonwencjonalnej czynności „rzucania włosami łonowymi w twarz”.
Taka przewrotna prowokacja ze strony projektantów mogła wywołać w ludziach wiele ciekawych reakcji. Wzbudzić poczucie zażenowania samym tytułem kolekcji, uruchomić nieskończoną ilość kontekstów pojawiających się w ich projektach, albo wywołać falę różnych interpretacji znajdujących się w niej symboli. Jeszcze inni mogli po prostu poczuć, że szukanie jakichkolwiek konotacji nie ma najmniejszego sensu. Ta ostatnia grupa najwyraźniej zrozumiała charakter pomysłów obojga projektantów.
Być może gdyby lwy, gorejące serca, synogarlice, pentagramy i głowy szatana pojawiły się obok siebie w kolekcjach innych projektantów, można by było się bawić w odkrywanie związków między poszczególnymi symbolami. Choć jestem zdania, że interpretacja zazwyczaj leży po stronie odbiorcy, to jednak w przypadku kolekcji duetu ODIO i Jakuba Pieczarkowskiego, tego rodzaju „symboliczne” rozrywki są jedynie stratą czasu. Dlatego nie myślcie, że porywanie się na skok przez jakąś wyimaginowaną intelektualną poprzeczkę, jest w jakikolwiek sposób atrakcyjne.
Siłą kolekcji Aleksandry Ozimek z ODIO Tees i Jakuba Pieczarkowskiego są przede wszystkim nowoczesne nadruki wyabstrahowane od jakichkolwiek górnolotnych kontekstów. Duet projektantów połączył podobne do siebie energie i stworzył kolekcję bazującą na prostych formach, z bogactwem zdobień wykonanych metodami sitodruku klasycznego oraz technik takich jak puff, folia, lakiery, czy druki 3d.
Na początku pojawił się szereg czarnych i białych nadruków. Nagromadzone w tak wielkiej ilości, tworzyły oryginalne wzory na damskich i męskich sylwetkach. Na tyle zdominowały ubrania, że nawet konstrukcje i formy stały się drugoplanowe. Znalazły się dosłownie wszędzie – na legginsach, spodniach, bluzach z kapturem, koszulkach, szortach, szerokich płaszczach, a nawet skarpetkach. Te ostatnie w połączeniu z sandałami na koturnie, tworzyły złudzenie zabudowanych butów. Prawdziwa eksplozja nastąpiła jednak w dalszej części pokazu, kiedy na wybiegu pojawiły się kolorowe, metaliczne wzory. Czego tam nie było! Nadrukowane na materiałach łuski i pęknięcia, pikowania, frędzle, tłoczenia na piankach, bawełniane sploty tworzące siatkę oraz naszywki. Z niedającą się poskromić bezczelnością i zuchwalstwem, atakowały nas z każdej najmożliwszej strony. Ci bardziej spostrzegawczy, mogli zauważyć, że złotymi wzorami został zadrukowany motyw kamuflażu wojskowego. Urocza przewrotność.
Jedyne, do czego można się przyczepić, to za duża ilość sylwetek prezentowanych na wybiegu. Tak charakterna i silna kolekcja nie potrzebowała aż tylu impulsów. Nie zmienia to faktu, że taka energia jest jak najbardziej pożądana w polskiej modzie. Działa jak porządna dawka kofeiny, czy innych pobudzających specyfików. Co więcej, nie da się jej porównać do żadnej innej kolekcji prezentowanej na polskich wybiegach. Dla tych, którzy szukają czegoś bardziej oryginalnego na naszym rodzimym rynku, takie pomysły to as w rękawie.
Nawiązując do tytułu samej kolekcji, nie jestem ani rozczarowana, ani zniesmaczona, a tym bardziej jestem w stanie uwierzyć we wszystko, co zobaczyłam podczas pokazu wiosenno-letniej kolekcji tego duetu.