Na platformie LinkedIn zobaczyłam zdjęcie zespołu pracowników, którzy z powodu pandemii zmuszeni zostali do pracy zdalnej. Czyli tak jak prawie my wszyscy. Umówili się na spotkanie w strojach, w jakich występują w domu przed komputerem. Zdjęcie wyszło zabawnie: mężczyźni byli do pasa w garniturach, a od pasa w dół w krótkich spodenkach, spodniach od piżamy lub dresu. Kobiety podobnie: u góry strój typu biznes (wizytowy dzienny), a na dole piżama i bambosze.
Widzą to dzieci i inni domownicy. I nie można zapominać, że strój jest środkiem komunikacji społecznej, a komunikat jest tyle wart ile to, co trafia do odbiorcy. Odbiorca, z którym się łączy, widzi co innego i domownicy też co innego. Nic złego w tym, że w domu spędzamy czas w stroju casualowym. Jeśli wszystkim to odpowiada, to czemu nie? Szczególnie kiedy wygląd jest przyjemny dla oka. Jednak w momencie pracy, kiedy ktoś ubiera się na potrzebę wideokonferencji od góry w strój na wysokim szczeblu dress code’u, a od dołu w piżamę, jego wizerunek w oczach najbliższych staje się niespójny, pocieszny, zabawny. Ale zabawny jedynie na początku, jak każdy żart, który śmieszy tylko raz, potem staje się żałosny. Tymczasem oko domowników – zazwyczaj dzieci – przyzwyczaja się do tego wyglądu i koduje go sobie.
Kiedy dziecko zapyta, dlaczego ojciec lub matka zakładają tak dziwny strój, nietrudno o odpowiedź: że takiego ubioru, który jest u góry wymaga firma, a skoro dołu nie widać, to można ubrać się dowolnie. Tak jest wygodniej. Oczywiście dzieci lubią drążyć i wcześniej czy później padnie pytanie „dlaczego” i rodzic zacznie się plątać, mówiąc coś o szacunku, o wymowie stroju i dalej już tylko brnie. Nawet małe dziecko wyciąga swoje wnioski.
A dla domowników niespójny przekaz co prawda powszednieje, ale pozostaje. Dziecko rozumie sytuację i zdaje sobie sprawę, że ten dziwny strój związany jest z pandemią.
A w przyszłości, kiedy rodzic będzie oczekiwał od swojego starszego już dziecka innego wyglądu niż ono zapragnie, trudno będzie mu cokolwiek wyperswadować.
Sporo rozmawiam z ludźmi. Wysłuchuję argumentów przemawiających za tym, żeby nie bawić się w żaden dress code i to nie tylko w czasie pandemii. Najczęściej przytaczanym argumentem jest wolność człowieka.
Po pierwsze, wolność dotyczy działań „do czegoś” a nie „od czegoś”. Każdy ma wolny wybór między dobrem a złem. Z kolei do odróżnienia dobra od zła potrzebna jest wiedza, także dotycząca właściwego stroju. Cokolwiek człowiek by nie wybrał, to jest jego wolna wola.
Nie można tylko zapominać, że nasze decyzje pociągają konsekwencje i odpowiedzialność, która powinna cechować społecznie dojrzałego człowieka.
Wracając do przytoczonego zdjęcia, nie chcę wcale twierdzić, że wizerunek w pracy zdalnej powinien być z górnej półki dress code’u. Wręcz przeciwnie. Chciałabym raczej zasugerować zmianę tego szczebla na niższy w czasie pandemii i żeby ubierać się w strój casual smart albo nawet casual, ale bądźmy spójni.
Irena Kamińska-Radomska
Wizytowa sukienka + szlafrok i kapcie, fot. archiwum prywatne Ireny Kamińskiej-Radomskiej