Gdybyśmy mieli szukać filmowych referencji w wiosenno-letnim sezonie Prady, to z pewnością pierwszym skojarzeniem byłby klasyk Freda Zinnemanna „Stąd do wieczności”. I nie wydaje się to aż tak daleko posuniętą interpretacją, kiedy przyjrzymy się ostatniej męskiej kolekcji włoskiego domu mody. Powyższe wrażenie budują przede wszystkim kroje charakterystyczne dla lat 40, kolorowe hawajskie wzory na koszulach i bluzach oraz satynowe szorty bokserskie – w takiej garderobie, Montgomery Clift bez problemu odnalazłby się na planie filmowym.
„Groźny raj” – zdefiniowała charakter swojego pokazu Muccia Prada. „Kwestionowanie stereotypu egzotyki, idealnego lata – niemożliwego szczęścia” – dodała. Scenografia, w której pojawiły się palmy, zachodzące słońce i tropikalne kwiaty to żaden idylliczny obrazek, a przede wszystkim krajobraz dotknięty przez wojnę. Na próżno szukać nostalgii w tej kolekcji (projektantka ucieka od tego rodzaju skojarzeń), bo jest ona przede wszystkim komentarzem do oderwanej od tradycji współczesności i dominującej w niej samotności człowieka – społeczny przekaz to zresztą nic nowego w kolekcjach Prady. Takie konteksty nie pojawiają się bez przyczyny. Są przede wszystkim atrakcyjnym tłem do prezentowanej na wybiegu mody – to przecież dla niej przeznaczona jest pierwszoplanowa rola.
Na wybiegu pojawiły się luźne spodnie z kantem i marynarki, przypominające garderobę z lat 40. W zestawieniu ze sportowym ubiorem, męskie garnitury całkowicie straciły swój elegancki charakter. Silny romans z estetyką retro podkreśliły kwiatowe wzory, prążki, charakterystyczne zestawienia kolorów (bordo, żółcie, oranże, brązy i ciemny turkus) oraz kolorowe walizki i kuferki. Sportowe stylizacje dopełniają dodatki takie jak tenisówki, parciane paski oraz skarpetki z lampasami.
Panowie mieli również towarzystwo – męską kolekcję Muccii Prady uzupełniały damskie sylwetki, a wśród nich pojawiły się te same wzory, kolory i fasony. Redaktorka New York Timesa, Cathy Horyn, zwróciła uwagę na szczególny sposób ich prezentacji – modelki i modele zawsze wychodzili na wybieg oddzielnie, co po raz kolejny odsyła nas do sensu całej historii opowiadanej przez projektantkę. Jakby to powiedział Prewitt, główny bohater filmu Zinnemanna– „Nikt nawet nie udaje tej samotności”.