Media nazywają Muglera prowokatorem, działającym na granicy kiczu. Faktycznie, jego projekty podobają się osobom pokroju Lady Gagi. Oglądając pokaz jesienno-zimowej kolekcji ma się wrażenie, że designer robi dużo, by odwrócić uwagę widza od ubrań. Nie wystarcza już Rick Genest vel Zombie Boy jako twarz marki, dom mody wyszukał kolejnego fana tatuażu, który w zakrytej woalką głowie, zrobił na gościach upiorne wrażenie.
A co z kolekcją ? Kremer i Formichetti podzielili ją niejako na dwie części. W pierwszej Mugler proponuje klasykę – garniturowe spodnie, garnitury w granacie, a nawet takie w wersji smokingowej. Druga część to kompletne szaleństwo, gra z materiałem, fakturą. Metalowe pancerze okalające ciemne golfy, lateksowe długie rękawiczki, motocyklowe spodnie w dwóch odcieniach niebieskiego, żółć z PVC na soczystej pomarańczy i mnóstwo prześwitów.
Fascynują akcesoria m.in. skórzane rękawiczki z pomarańczowym kciukiem i punkowe buty na grubej podeszwie. Mniejsze wrażenie robią owinięte wokół twarzy materiały. Mało praktyczne pret-a-porte. Przyznaję jednak, że oryginalne.