Kiedy w 2011 roku pijany, wykrzyczał w paryskim barze antysemickie poglądy, wszyscy wróżyli Johnowi Galliano rychły koniec kariery. Tak też się stało. Ówczesny dyrektor kreatywny Diora, na początku zawieszony przez markę, ostatecznie został zwolniony ze stanowiska. Potem wszystko potoczyło się jak w efekcie domino, porażka goniła porażkę. Zamknął się na niego cały modowy świat, a sąd uznał go winnym i skazał na 6,000 euro grzywny. Kilka tragicznych słów zaważyło na całym życiu brytyjskiego projektanta.
Jednak świat mody nie jest tak okrutny jak się wydaje. Można tam znaleźć przyjaciół, niekiedy bardzo wpływowych. Za Galliano wstawiła się naczelna redaktor amerykańskiego Vogue’a Anna Wintour, przyczyniając się do zatrudnienia projektanta przez markę Oscara de la Renty, dla którego stworzył kolekcję redy – to – wear w 2013 roku. Znany z uwielbienia do mediów i chęci bycia w centrum uwagi, po pokazie nie wyszedł do dziennikarzy nawet na chwilę, dając tym samym do zrozumienia, że się zmienił i próbuje odkupić winy. W dobre chęci projektanta musiał uwierzyć Renzo Rosso, właściciel modowego koncernu Only The Brave (OTB), odpowiedzialny między innymi za sukces Diesela, Marni, czy Viktora [&] Rolfa. Pod koniec 2014 roku ogłosił, że to właśnie John Galliano zostanie nowym dyrektorem kreatywnym jednej z jego marek – Maison Margiela. Przez kilka miesięcy świat mody trwał w oczekiwaniu. Czy brytyjski projektant podoła tak wielkiemu wyzwaniu? W latach świetności, podobnie jak Margiela, był wielokrotnie nazywany geniuszem, ekscentrykiem, wybitnym krawcem, ale czy uda mu się podnieść po porażce? Kilka dni temu, podczas londyńskiego tygodnia mody męskiej, udowodnił, że tak.
Początki działania samego Margieli były dla ludzi świata mody powodem do ekscytacji. Pokazy w środku nocy, miejsce do końca nieznane, zaproszeni tylko przyjaciele i elita dziennikarstwa. Wszelkie te zabiegi wprowadzały widza w odpowiedni nastrój tajemnicy. Teraz, te emocje wracają. Zamiast, jak zwykle, w Paryżu Galliano wystawia linię Artisanal w Londynie, tuż za Buckingham Palace, w nowoczesnym, szklanym budynku biurowym. Zaprasza jedynie dwóch fotografów, tym samym honorując zasadom pierwotnego projektanta i założyciela marki. Sama kolekcja? Choć może to wydawać się niemożliwe – jest połączeniem geniuszu Galliano i Margieli. Ich wpływ na markę widać było w każdej pojawiającej się na wybiegu kreacji. Brytyjski projektant oddaje cześć poprzednikowi w odcieniach, minimalizmie i dekonstrukcji, jednocześnie mieszając je ze swym uwielbieniem do dramatyzmu i przepychu. Ducha minionych lat można dostrzec w męskich smokingach, czy prostych, jedwabnych sukienkach. Jednak mimo chęci trzymania się idei marki, która zawsze patrzy w przyszłość, brytyjski projektant uwielbia czerpać z historii, czego przykładem mogą być pokazy inspirowane okresem napoleońskim, lub przenoszenie na wybieg stylu Blanche DuBois, bohaterki sztuki Tennessee Williamsa, „Tramwaj zwany pożądaniem”. W tej kolekcji Galliano sięga do własnych korzeni, co dostrzegamy między innymi w obszernych, ciężkich sukniach, ciężkich haftach czy płaszczach rodem z XIX wieku, które dawały lekkie poczucie déjà vu, ponieważ przypomniały tak bardzo fantazyjne, bajkowe kreacje z czasów współpracy z Diorem.
Margiela znany był ze swojej dbałości o najmniejszy szczegół, każdy detal kreacji zawsze był idealnie stworzony, tak by odpowiadał jego wizji. Z najprostszych, banalnych wręcz przedmiotów potrafił stworzyć cudowne dzieło sztuki, odpowiadające poziomowi haute couture. W tej kolekcji na wiosnę – lato 2015, gdzie dekonstrukcja i groteska mieszają się z romantyzmem też tą, obsesyjną wręcz, dbałość o detal widzimy. Czy w takim razie współpraca Johna Galliano z domem Maison Margiela przetrwa? Mamy wszelkie prawo sądzić, że tak. Z całą pewnością brytyjski projektant powrócił do świata mody w pełni sił. Dalej wielce kreatywny i tak samo genialny.