Choć Isabel Marant jest Francuzką, jej ulubionym tematem jest bez wątpienia Ameryka – przez wielu jej rodaków traktowana z niejaką wyższością. Projektantka otwiera jednak przed Francją i resztą świata bogactwo popkulturowego przekazu Ameryki Północnej – wiosną była to Kalifornia, surfing i deskorolki, jesienią – Indianie i kowboje.
Jesienno- zimowa kolekcja inspirowana jest dziecięcymi zabawami w Dziki Zachód, lalkami robionymi przez rdzennych Indian oraz stylem kowbojów, którzy niejednokrotnie czerpali z indiańskich pomysłów.
Dominują takie kolory, jak czerń i biel, równoważące wpływy etno. Indiańskie wzory pojawiają się w niezwykle oszczędnych, pełnych smaku formach, zdobiąc na przykład boczny szew spodni. Możemy za to zaobserwować obfitość frędzli – zdobią one przede wszystkim buty, koszule i sukienki. Nie brak też jeansu i techniki patchworkowej. Zaprezentowana sylwetka jest drobna, szczupła – na nią jednak projektantka narzuca kurtki, kamizelki i płaszcze oversize – niczym pożyczone od chłopaka, pozostawiające zmysłowość niedopowiedzianą i nieoczywistą. Niemałą rolę w kolekcji grają futra i kożuchy, również bezpośrednio nawiązujące do indiańskiej estetyki.
To kolekcja, w której przebija się charakterystyczny, nonszalancki rys marki Isabel Marant. Jak mówi sama projektantka, to ubrania na co dzień – z potrafiącą osłodzić każdy chłód nutką fantazji i niekontrolowanego modowego szaleństwa. Pomimo, że kolekcja wydaje się być na wskroś amerykańska w stylu – pozostaje ona równocześnie francuska, co można zobaczyć choćby w stylizacjach, w sposobie noszenia tych nietuzinkowych ubrań na każdy dzień. I tu najprawdopodobniej kryje się przepis na sukces Marant.