Asię Typek spotykamy w Warszawie na chwilę przed kolejnym wyjazdem, tym razem na męski Fashion Week do Londynu. Wszyscy w redakcji jesteśmy fanami jej twórczości, dlatego tym bardziej byliśmy ciekawi jej osoby. Asia okazała się rozmówczynią niezwykle otwartą ale skupioną, opowiadała o swojej pracy z pasją, ale i wielką skromnością. Jakby nie chciała zapeszać…
Z dużą uwagą będziemy śledzić dalsze poczynania fotografki, bo to zdecydowanie jedno z tych nazwisk, które nie tyko warto zapamiętać, ale również jedno z tych, które ma szansę mocno zaistnieć na arenie międzynarodowej. Ta rozmowa zdecydowanie rozbudziła w nas apetyt na więcej.
Opowiedz nam o swoich początkach. Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?
Wszystko zaczęło się podczas pracy w agencji modelek D’Vision. Zainteresowałam się fotografią oglądając edytoriale i sesje współpracujących z agencją modelek. W pewnym momencie założyłam z koleżankami bloga Dine[&]Dash.com, na którym publikowałam swoje pierwsze zdjęcia. Po jakimś czasie nasze drogi zaczęły się rozchodzić: jedna z nas wyjechała do Londynu, ja z kolei do Nowego Jorku, gdzie rozpoczęłam staż w models.com. Nie był on wprawdzie związany z fotografią, jednak dzięki niemu udało mi się poznać wielu fotografów, u których później mogłam odbyć swoje pierwsze praktyki. W taki właśnie sposób odbyłam staż u Toma Hinesa, który polegał na tym, że brałam udział w różnych jego projektach. Któregoś razu, przeglądając moje zdjęcia zaproponował, że pomoże mi skompletować portfolio. W styczniu 2012 wysłałam gotową teczkę do dwóch agencji: Elite i Forda i zostałam zaproszona do współpracy.
Jak doszło do tego, że zajęłaś się fotografią streetową?
Moja obecność w Nowym Jorku zbiegła się w czasie z pierwszym tygodniem mody, podczas którego fotografowałam: niesamowicie ciekawa, specyficzna sytuacja, ale też ogromne wyzwanie; Nowy Jork jest niezwykle barwnym i różnorodnym miastem. Już podczas pierwszych doświadczeń z modą uliczną wiedziałam, że chcę zrezygnować z fotografii “sesyjnej” na rzecz fotografowania ulicy. Sesje mają to do siebie, że trzeba je wcześniej drobiazgowo zaplanować, moda uliczna z kolei wiąże się z adrenaliną, cały czas coś się zmienia, trzeba być w ciągłej gotowości. Ja zdecydowanie lubię, gdy coś się dzieje i trzeba działać błyskawicznie.
Twoje zdjecia możemy znaleźć na wielu uznanych portalach, m.in. na models.com, czy u Garance Dore, a Twoje nazwisko stało się rozpoznawalne w branży – jakie to uczucie?
Jestem osobą, która lubi pozostać w cieniu. Nie czuję się rozpoznawalna. To, że bardzo się staram i ciężko pracuję powoli owocuje.
Poza modą uliczną w Twoim portfolio znajdują się zdjęcia z backstage’y, a w ostatnim sezonie weszłaś za kulisy pokazu Driesa van Notena. Jak do tego doszło?
Backstage to temat, w którym świetnie się odnajduję. Najbardziej lubię momenty ostatnich przymiarek: wtedy wiadomo, że dysponuje się określonym czasem, np. zdjęcia muszą powstać w ciągu godziny. To działa niezwykle mobilizująco – trzeba się spiąć i działać. Co do Driesa van Notena, cały czas w pewnym stopniu jestem w kontakcie z models.com i w ubiegłym roku na męskich pokazach okazało się, że będę pracować dla nich przy backstage’u właśnie tego projektanta. To było fantastyczne doświadczenie.
Twoja praca wiąże się z częstymi podróżami. Który kierunek jest Ci najbliższy?
W piątek lecę do Londynu, a następnie do Mediolanu i Paryża. W tym momencie mam już potwierdzonych kilka backstage’y m.in.: Cottweiler, Soulland a także prezentację Lee Roach dla Higsnobiety. Poza tym będę realizowała backstage dla Damir Domy, który w tym roku wyjątkowo będzie miał miejsce we włoskiej stolicy mody, a nie w Paryżu. Zawsze jednak z wielkim sentymentem wracam do Nowego Jorku, gdzie wszystko się zaczęło. Zdecydowanie jest to miejsce, w którym nie można się nudzić i w którym cały czas coś się dzieje. Poza tym kocham mentalność Amerykanów – są bardzo otwarci i pomocni. Jeśli zaś chodzi o miejsce zamieszkania, to zdecydowanie najbliższa jest mi Warszawa. To właśnie tutaj na chwilę obecną mam swoją bazę, do której wracam. I mimo to, że już kilka razy przeprowadzałam się „na stałe” do Nowego Jorku, zawsze po jakimś czasie wracałam do Warszawy. Jestem bardzo rodzinną osobą i ta bliskość rodziny jest mi niezbędna.
Co sprawia, że zostaje się zauważonym w tym biznesie? Czy dobre zdjęcia bronią się same, czy potrzebne jest zaplecze biznesowe i kontakty?
Myślę, że jest to suma różnych czynników: z jednej strony to na pewno kwestia kontaktów, z drugiej zaś same zdjęcia też muszą się obronić. Z perspektywy kilku lat pracy widzę, że priorytetem jest dotarcie do klienta. Niedawno nawiązałam stałą współpracę z niemieckim portalem High Snobiety, dla którego będę fotografować modę uliczną oraz backstage’e podczas najbliższych tygodni mody. Z tym projektem wiąże się też inna ciekawa historia: po Fashion Weeku w Nowym Jorku pewien rysownik znalazł w sieci moje zdjęcia i na ich podstawie stworzył rysunki – plakaty, które obiegły Internet. To niezwykle przyjemne dostać od ludzi taki serdeczny feedback w odpowiedzi na swoją pracę. Natomiast jeśli chodzi o moje osobiste odczucie, to pomimo wielu zrealizowanych projektów wciąż mam wrażenie, że jestem na początku drogi, choć właśnie teraz wszystko zaczyna nabierać odpowiedniego tempa.
Czy social media ułatwiają budowanie relacji biznesowych, czy traktujesz je tylko jako miejsce do prezentacji swoich zdjęć?
Co do kwestii social mediów wydaje mi się, że gdybym bardziej dbała o to, żeby ludzie wiedzieli, że za moimi zdjęciami stoi konkretna osoba, czyli ja, wówczas rzeczywiście byłabym bardziej obecna w świadomości odbiorców. Sama liczba followesów nie do końca przekłada się w moim przypadku na rozpoznawalność, tzn. często ludzie myślą, że opublikowane przez mnie zdjęcia są ściągnięte z sieci. Z drugiej strony muszę przyznać, że właśnie w ten sposób zainicjowane zostały dwa ważne dla mnie projekty: m.in. z Garance Dore, 2 lata temu, której asystentka dotarła do moich zdjęć właśnie przez Instagram. To była ciekawa sytuacja: rok temu w swoim studio w Nowym Jorku Garance Dore zorganizowała Garance Dore Open Studio. Poszłam tam i stworzyłam mini relację, którą zamieściłam na Instagramie i na swoim blogu. To było w marcu, a w lipcu jej asystentka skontaktowała się ze mną i zaprosiła na następny dzień na kawę, nie mając świadomości, że jestem spoza Nowego Jorku. Wspomniana wyżej współpraca dowodzi, że w dobie social mediów łatwiej jest nawiązywać kontakty i zostać zauważonym. Aktualnie moje zdjęcia można oglądać również na portalu Tumblr, gdzie uruchomiłam najprostszą wersję konta www.edited-by.com oraz na asiatypek.format.com.
fot. Kate Jablonska
Co decyduje o tym, że chcesz sfotografować wybraną osobę? Czy chodzi o konkretną osobowość, czy bardziej o to coś, detal garderoby, sposób poruszania się?
To co mnie szczególnie interesuje, to emocje ludzi. W pierwszej chwili nie ma dla mnie znaczenia, kim konkretnie jest dana osoba; chodzi o moment, o uchwycenie tej szczególnej chwili. Z drugiej strony skłamałabym mówiąc, że osoba nie jest ważna. Tą, którą szczególnie lubię fotografować jest Elin Kling, która poza tym, że jest zawsze świetnie ubrana, ma w sobie coś intrygującego.
Jakie to uczucie mieć na wyciągnięcie ręki największe osobowości świata mody? Czy z łatwością wyławiasz je z tłumu?
Na początku kojarzyłam kilka osób z branży, natomiast to zmieniało się dość dynamicznie. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że podczas pokazów, swobodnie rozpoznaję ¾ spośród tam obecnych. Co do spotykanych osób, początkowo jest pewien dysonans między tym, co widzimy w Internecie, a tym, jak wygladają w rzeczywistości.
Największa osobowość świata mody według Asi Typek i ta, którą lubisz fotografować?
Uwielbiam fotografować redaktorów, buyerów, np. Veronikę Heilbrunner czy Justina O’Shea – i to się zawsze dobrze ogląda, niezależnie od tego, czy są razem czy osobno. Oni też lubią być fotografowani, co zdecydowanie ułatwia mi pracę (śmiech). Z wieloma osobami pozostajemy w przyjaznych stosunkach, tzn. oni zdają sobie sprawę, że to nasza praca i szanują ją; oni wykonują swoją, a my – swoją. Jednak zdarzają się także osoby, które unikają fotografów, np. stylistka Wallpaper Magazine Isabelle Kountoure, przepiękna kobieta zawsze wystylizowana na czarno, która konsekwentnie odmawia „pozowania”. Sfotografowanie jej będzie niewątpliwym sukcesem.
Co decyduje o tym, że zdjęcie jest dobre?
Decydujące czynniki to światło i moment. Kiedy stoimy w grupie i wszyscy „rzucają się”, aby sfotografować osobę, która akurat przechodzi, każdy z nas może mieć to samo ujęcie, jednak tylko jedno zdjęcie będzie dobre. Sama mam wiele fotografii konkretnych osób, z których wszystkie są złe. Śmieję się z tego i wciąż nie potrafię określić, czy to ja nie potrafię ich dobrze uchwycić, czy wynika to z czegoś innego.
Jakie emocje towarzyszą Ci podczas fotografowania? Często to ułamki sekund decydują o tym czy będziesz miała zdjęcie, czy nie…
Tak, dokładnie tak to wygląda, to są ułamki sekund. Najczęściej fotografowani są złapani w drodze, np. do taksówki, zazwyczaj z telefonami, zawsze w biegu. To niesamowita ekscytacja, ogromne napięcie, trwanie w gotowości, adrenalina. Uwielbiam ten moment, kiedy wracam do domu i robię pierwszą selekcję. Często rozmawiam na Facebook’u ze znajomymi fotografami i wymieniamy się uwagami, jak również najlepszymi ujęciami.
Podczas ostatniego pobytu na paryskim tygodniu mody zauważyłam, że pomiędzy fotografami jest duża współpraca…
Rzeczywiście tak jest, nie ma między nami rywalizacji, a podczas pracy panuje przyjazna atmosfera. Często wymieniamy się informacjami, np. na temat miejsc pokazów, gdyż nie wszyscy je znają. Chodzimy grupami, jeździmy tym samym metrem. Każdy z nas ma swojego klienta, fotografuje dla kogoś innego.
Czy masz podobne doświadczenia jeśli chodzi o rynek polski?
Mam wrażenie, że u nas rynek dopiero się kształtuje…
Aktualnie w branży modowej zauważalny jest trend robienia zdjęć reportażowych. Na arenie międzynarodowej możemy też spotkać coraz więcej Polaków specjalizujących się w tej dziedzinie…
Osobiście bardzo mnie to cieszy. W mojej współpracy z portalami modowymi opieramy się głównie na tego rodzaju fotografiach, gdyż są one ciekawsze, autentyczne, budują emocje bardziej niż te ustawione, gdzie zagubione zostają autentyzm, dynamika i prawda, na których najbardziej mi zależy. Z polskich fotografów na pokazach zawsze obecny jest Kuba Dąbrowski, który pracuje dla WWD, a także Szymon Brzóska, którego poznałam w Paryżu. Podszedł do mnie bo usłyszał, że koleżanka mówi do mnie po polsku. I to jest dowodem na to, że często kojarzy się ludzi po nazwisku, a nie kojarzy się twarzy.
Czy zdarzyła Ci się kiedyś jakaś szczególnie zabawna lub trudna sytuacja podczas pracy?
Najtrudniejsza
sytuacja miała miejsce w tym roku w Nowym Jorku. Panowała tak niska
temperatura, że odmroziłam sobie ręce, z czego konsekwencjami walczę do dziś.
Czy jest ktoś, kim się inspirujesz?
Na samym początku byłam ogromną fanką Scotta Schumanna (red. założyciela bloga The Sartorialist). Miałam z nim styczność na organizowanych w Poznaniu warsztatach stylizacji, które prowadził w ramach Art Fashion Festival. Jego samego zaś miałam okazję poznać pół roku wcześniej przy okazji pokazów. Mam wrażenie, że wiele ciekawych sytuacji, które mi się przydarzyły, było wynikiem szczęśliwych zbiegów okoliczności, np. właśnie ta – Scott Schumann przyjeżdża do Polski i spotyka się z 5 osobami i to właśnie ja zostaję wybrana do tego grona. Bardzo cenię go jako fotografa i lubię jako człowieka. Poza tym cenię również Adama Katz Sindinga (blog 21eme) i Tommy Tona. Jest wielu fotografów, którzy zajmują się tematyką street fashion, choć każdy w trochę innym, charakterystycznym dla siebie ujęciu.
Wiem, że w tej branży interesujący i ważny jest temat sprzętu, na którym pracuje dany fotograf. Sama zostałam poproszona o zapytanie Ciebie, jakim obiektywem się posługujesz.
Od zawsze Canon. Od niedawna używam obiektywu 85mm, natomiast właściwie wszystkie dotychczasowe zdjęcia realizowałam 50-tką.
Na Twoich zdjęciach pojawiają się sylwetki, jednak często fotografujesz też akcesoria. Widać Twoje zamiłowanie do szczegółu, również prostoty i harmonii…
To prawda, bardzo ważne z mojej perspektywy są detale i dlatego właśnie tak ciekawe jest dla mnie fotografowanie backstage’y. Poza tym lubię też, gdy zdjęcie nie jest idealne: gdy pojawia się jakaś nieostrość, prześwietlenie, czy element zatopiony całkowicie w cieniu. Jeśli chodzi o estetykę, rzeczywiście jestem ogromną fanką minimalizmu i klasyki zarówno w fotografii, jak też w modzie. Stąd również moje zamiłowanie do krajów skandynawskich. W tym roku, jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, zamierzam wybrać się na Fashion Week do Kopenhagi, która zdecydowanie należy do jednego z ciekawszych miast na świecie, jeśli chodzi o modę w minimalistycznym wydaniu.
Zdjęcie, do którego masz szczególny sentyment?
Niedługo, bo 30.06 odbędzie się wernisaż mojej fotografii w conceptstorze Kyosk na Koszykowej, na której pokażę ok. 20-25 swoich ulubionych zdjęć. Ich wybór okazał się trudniejszy, niż sądziłam. Zapytałam swoją siostrę o zdanie i kiedy ona wskazywała swoje, okazywało się, że zupełnie nie są to moje faworyty. Wracając do moich ulubionych zdjęć, to się dynamicznie zmienia, ponieważ ciągle przybywa nowych.
Miałam okazję obserwować Cię podczas pracy, odniosłam wrażenie że jesteś bardzo wymagającą osobą. Ile zdjęć publikujesz w sezonie? Jakie są kryteria wyboru i co decyduje o tym, że uznajesz zdjęcie za udane?
Co do zdjęć zakontraktowanych wysyłam te, na które jestem umówiona i staram się nie powtarzać ich na swoim profilu. Jeśli zaś chodzi o te, które publikuję na własnych mediach społecznościowych, kieruję się intuicją. Jest mnóstwo zdjęć mojego autorstwa, które nigdy nie ujrzą światła dziennego, ponieważ mimo iż prezentują znane osoby, nie spełniają moich kryteriów dobrego zdjęcia.
fot. Kate Jablonska
Miasto w najlepszym stylu?
Chyba wskazałabym Paryż, choć całym sercem kocham Nowy Jork – bardzo eklektyczne miasto, podczas gdy Paryż odbieram jako bardzo spójny.
A jaka według Ciebie jest polska ulica?
To zależy od pory dnia: w dzień ulice są opustoszałe, ludzie pracują (śmiech)…
Jaką radę dałabyś osobie, która dopiero zaczyna?
Na pewno warto obserwować pracę innych, uczyć się od nich i budować własny styl, być konsekwentnym i wytrwałym. Dobrze jest być pewnym siebie. Sama nie posiadam tej cechy, choć zauważyłam duży postęp w tej materii. Poza tym trzeba bardzo dużo pracować, a reszta to już kwestia szczęścia i szczęśliwych zbiegów okoliczności…
Zatem Twoje najmocniejsze cechy charakteru?
Jestem uparta, wymagająca, ale najbardziej w stosunku do siebie.
Czy myślisz, że fotografia street fashion będzie się cały czas rozwijała?
Tak, jak najbardziej. Wcześniej robiono zdjęcia bardziej statyczne, teraz liczy się ruch, dynamika, te trendy bardzo szybko się zmieniają. Pojawia się ktoś, kto zapoczątkowuje nową modę na określony styl i to motywuje pozostałych fotografów.
Jaki jest Twój styl i must have w Twojej szafie?
Conversy, czarny albo biały tshirt. Zawsze wyglądam tak samo. Z jednej strony narzekam, że wszyscy ubierają się na czarno, podczas gdy sama robię dokładnie to samo. Nie lubię kolorów na zdjęciach, np. zieleni w tle. Z drugiej strony jednak kolory ładnie budują zdjęcie; biało czarny zestaw przy braku sprzyjającego oświetlenia nie prezentuje się dobrze. Tak więc widzisz, ile tutaj jest kontrastów…
Twój cel zawodowy? Asia Typek za kilka lat?
Nie mam jakichś sprecyzowanych celów poza tym, żeby się rozwijać. Chcę robić to, co robię do tej pory w taki sposób, żeby mieć z tego satysfakcję. Również jeśli chodzi o stronę biznesową, można powiedzieć, że jest coraz lepiej, także w Polsce. Mam teraz większą swobodę i cieszę się, że także tutaj mogę pracować jako fotograf. Dotychczas moda uliczna była traktowana raczej pobocznie, teraz zaczyna funkcjonować u nas jako dziedzina fotografii, a streetowy fotograf jako zawód, a nie jak dotychczas – jako hobby.
Czy jest jakieś czasopismo, portal dla których szczególnie chciałabyś pracować?
Jestem wielką fanką wersji papierowej magazynów, mam poczucie, że Internet to coś ulotnego, przemijającego, podczas gdy druk jest bardziej namacalny. Instagram, a także inne internetowe komunikatory są dla mnie niestałe, mam wrażenie, że szybko przeminą wraz z całą swoją treścią.
Najbliższy kierunek?
Najbliższy wyjazd do Londynu już za 2 dni będzie dla mnie dużym wyzwaniem. Wyjeżdżam w piątek i czeka mnie tam naprawdę sporo pracy, z czego akurat bardzo się cieszę.