Rewolucja to chyba jedno z ulubionych słów Francuzów – w takiej opinii niejednokrotnie utwierdziła nas historia. „Kiedy Francja kicha, cała Europa dostaje kataru” – tak francuskie nastroje podsumował dawno temu jeden z austriackich marszałków. Nie tylko słynne zrywy społeczne, ale również pionierskie wynalazki miały swoje źródło właśnie we Francji. Mając taki charakterek, chyba nikt nie powinien być zaskoczony odpowiedzią na pytanie, komu należy się berło dyktatora najważniejszych trendów.
Coco Chanel wychodziła z założenia, że ubrania, w których nie można pokazać się na ulicy, nie są żadną modą. Widać, że jej uwaga nie została zignorowana przez Karla Lagerfelda, który zdecydował się na pokaz w formie manifestacji ulicznej. Opowiadając o swoich inspiracjach, dyrektor kreatywny francuskiej marki wspomniał o wydarzeniach Paryskiego Maja z 1968 roku.
„W powietrzu unosiła się wolność, której nigdy wcześniej nie czułem w Paryżu. W mojej pamięci utkwiło jedno hasło, które uwielbiam – ‘Nie można mówić ludziom, że są rzeczy zabronione’. Dziś wszystko jest zakazane. Wszystko zabiła polityczna poprawność” – wyznał projektant.
Miejscem swojej manifestacji uczynił wymyślony przez siebie Boulevard Chanel, znajdujący się w przestrzeni Grand Palais. To właśnie tutaj światło dzienne ujrzały najnowsze wiosenno-letnie propozycje francuskiego domu mody. Wybieg-ulicę zdominowała spora różnorodność krojów i fasonów. Ciężko było znaleźć jeden motyw przewodni kolekcji, w której obok luźnych, nawiązujących do charakteru garderoby męskiej projektów pojawiły się typowo damskie sylwetki. Komunikat był jasny i klarowny – moda Chanel to przede wszystkim równość i wolność wyboru.
Potwierdzeniem tej deklaracji był finał pokazu, kiedy na wybiegu pojawiły się modelki z transparentami : „Make Fashion not war”, „Be your own stylist”, „Ladies first”, „Free Freedom”, „Tweed is better than tweed”. Co w najnowszym sezonie manifestuje Karl Lagerfeld?
Odpowiedzi szukajcie na zdjęciach!