Czerwcowe popołudnie, w jego warszawskim atelier tłoczno. W wirze spotkań, tuż po zakończonym pierwszym sezonie „Project Runway” i na chwilę przed premierą pierwszego filmu dokumentalnego o polskim projektancie, którego jest głównym bohaterem, złapaliśmy go tam na krótki wywiad. A nie było łatwo! Bo to bardzo pracowity i pełen nowych wyzwań czas u Tomasza Ossolińskiego. Nam udało się porozmawiać z projektantem m.in. o byciu mentorem, początkach, pracy w marce Bytom, której został głównym projektantem w wieku 19 lat, młodej polskiej modzie i ponad dwóch dekadach od jego pierwszego pokazu.
Niedawno minęło 21 lat od Twojego pierwszego pokazu. Jak się z tym czujesz?
Jak dorosłe dziecko!
Jak oceniasz ten czas?
Bardzo piękny okres w moim życiu. Tak bym to najkrócej spuentował.
Szybko minął?
Za szybko! Teraz trzeba przygotować się na kolejne 21 lat (śmiech). To był bardzo intensywny i piękny czas.
Zaczynałeś w Katowicach, które wielu kojarzą się, jako szare i ponure miasto, by później zetknąć się z zupełnie inną estetyką Warszawy.
Katowice bardzo szybko się rozwijają. Wtedy oczywiście były trochę innym miejscem niż dzisiaj, ale każdy skądś pochodzi. Dom i korzenie są bardzo ważne.
Lubisz tam wracać?
Tak naprawdę to nie mam kiedy. Bardzo rzadko tam jeżdżę, nad czym ubolewam. A gdybym urodził się w Warszawie nie pracowałbym w Bytomiu, a to jest jedno z moich najcenniejszych doświadczeń – praca dla tej marki i zostanie jej głównym projektantem w wieku 19 lat. To lekcja, z której do dziś korzystam.
Nim trafiłeś do Bytomia pokazałeś swoją kolekcję Jerzemu Antkowiakowi.
Tak, ale pokazałem ją przy okazji konkursu w mojej szkole, a nie w ramach samego wydarzenia. Skorzystałem z okazji, by przy okazji konkursu przedstawić mu swoją kolekcję. To była taka postać, jak my dziś wszyscy razem wzięci. Najważniejsza osoba w kraju, która tworzyła modę. To był dla mnie szalony doping do pokazania swoich ubrań przed kimś, kto jest niezwykle ważny.
Był dla Ciebie idolem, mentorem?
Tak jak młodzi ludzie dziś mają swoich mentorów, tak ja miałem Jerzego Antkowiaka. Był bardzo ważną dla mnie osobą, podobnie jak moi nauczyciele. Był impulsem, by zrobić pierwszy pokaz i pierwszą kolekcję. Jego zdanie było niezwykle istotne. To były czasy bez Facebooka, bez internetu, kolorowych magazynów, poza Panią i Twoim Stylem. Był jeszcze taki magazyn Moda Top, Jagody Komorowskiej, w którym pokazywano modę. To były kompletnie inne czasy. Nie było wszystkiego tego, co dziś mamy.
Poza Antkowiakiem była jeszcze jakaś osoba, w którą jako młody człowiek byłeś wpatrzony?
Dla mnie najważniejsze było to, że od kiedy pamiętam chciałem projektować modę. Jego przyjazd był dla mnie olbrzymią motywacją, by zająć się tym na poważnie.
Byłeś zdeterminowany, a gdyby powiedział Ci, że jeszcze nie teraz, jeszcze chwilę poczekaj?
A dlaczego miałby tak powiedzieć? (śmiech) Czułem się już gotowy.
Sam niedawno wcieliłeś się w bardzo odpowiedzialną rolę mentora w programie „Project Runway”.
Tak też ją traktuję.
Tym bardziej, że była w dodatku bardzo publiczna.
Bardzo dużo materiału z planu nie weszło do programu, a spędziłem z uczestnikami wiele tygodni – codziennie od rana do wieczora. Tych rozmów było wiele. To jest show telewizyjne, ale poza tym przygoda i kolejne doświadczenie.
Mając 19 lat objąłeś bardzo wysokie stanowisko…
I wydawało mi się, że jestem strasznie dorosły (śmiech).
Czułeś, że miałeś takie wsparcie, jakie Ty dawałeś uczestnikom?
Oczywiście były osoby, które wprowadzały mnie we wszystko za rękę, pomagały odnaleźć się w tak dużej fabryce, firmie, jaką był Bytom. Nie było na to za wiele czasu, bo natychmiast trzeba było projektować. W trzy miesiące powstało 300 garniturów. Tempo było szalone, ale praca w tak wielkim przedsiębiorstwie, z tyloma osobami, fachowcami, to fascynująca przygoda. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że to jedno z najcenniejszych doświadczeń w moim życiu.
Rozmawiając z młodymi projektantami, wiesz jakiego wsparcia mogą potrzebować.
Tak, bo widzę w nich siebie, jakie mają braki, w czym mogą potrzebować pomocy, w którym miejscu trzeba ich mocniej zainspirować i zmotywować do działania, żeby poszukali nowych rozwiązań. Ale są pewne części wspólne, pewne zachowania, myślenie, które pojawiają się w niezależnie od pokolenia.
Dzięki temu, że byłeś w podobnym miejscu jak oni, wiesz jak do nich dotrzeć. Choć Ty rzucony byłeś na jeszcze głębszą wodę.
Na bardzo głęboką! Wtedy jednak były inne czasy, inne możliwości. Nie byliśmy w Unii Europejskiej, edukacja w Polsce była czymś zupełnie innym niż dzisiaj. Obecnie młodzi ludzie, którzy chcą zacząć uprawiać ten zawód mają wiele możliwości. Wtedy ich nie było. To jest ta różnica w kontekście dzisiejszych czasów, które porównujemy z poprzednimi. Dziś mamy program o projektowaniu. Wtedy nie było nawet TVN. To są te różnice. Moje pierwsze doświadczenia sprzed 21 lat zahaczają o poprzednią epokę, o inny czas.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO
Obserwujesz w ogóle młodą polską modę?
Tak, przyglądam się temu i bardzo cieszą mnie takie inicjatywy jak HUSH czy poznański Art[&]Fashion Festival.
Przechadzasz się czasem, by zobaczyć jak sobie radzą?
Raz miałem przyjemność podczas pobytu w Starym Browarze przyjrzeć się temu dokładnie i byłem tym zauroczony. Tyle osób robi fajne rzeczy i na dodatek ludzie to kupują, chcą to nosić. To jest najlepszy wyznacznik sukcesu.
Jak Ty zaczynałeś nie było to tak popularne zajęcie.
Teraz modą interesuje się wiele osób. Wiele zaczęło ją projektować. A w Bytomiu nazywano mnie panem plastykiem, bo tak określano projektanta. Starsze osoby do dziś używają tego określenia.
Obecnie żyjemy w czasach fast fashion, internetu i ciągłego pędu, uważasz, że kiedyś szycie na miarę, podobnie jak czytanie papierowych wydań gazet, będzie całkowitym snobizmem.
Świat wraca w tą stronę. Ludzie chcą i potrzebują rzeczy coraz bardziej zindywidualizowanych, dostosowanych do ich potrzeb, idealnie dopasowanych. Po zachwycie szybką modą widoczny jest zwrot w stronę rzemiosła, w stronę slow fashion, w stronę dbałości o detale i jakość. Wiele osób to docenia i chwali.
Ty w tym czasie, kiedy projektanci czy sieciówki wypuszczają kolekcję za kolekcją, trzymasz się wciąż tego obranego przez siebie kierunku.
Piekarz, lekarz i krawiec – zawsze będą potrzebni (śmiech).
Kojarzony jesteś raczej z męskim projektantem, ale ubierasz także kobiety.
To dla mnie ogromna przyjemność. Na rozdaniu Wiktorów Katarzyna Kolenda-Zaleska odbierała nagrodę w naszym smokingu. Na gali ORŁY Tamara Arciuch wystąpiła w mojej sukni wieczorowej, a Magda Popławska w garniturze z haftowanymi kolibrami. Lubię ubierać kobiety i szyję sporo damskich garniturów.
A nie chciałbyś pójść w jakąś inną stronę niż smokingi, garnitury?
Nie mam czasu (śmiech). Widzisz, co tu się dzieje i to codziennie tak wygląda. Czekam i mam nadzieję, że może w lipcu uda mi się chwilę odpocząć. Do końca czerwca będę bardzo zabiegany, a kalendarz z grubsza zaplanowany mam do 2016 roku.
Tym bardziej, że rusza druga edycja „Project Runway”.
Chociażby, bo będzie to wymagało dużego skupienia i zaangażowania czasowego. To są dwa miesiące praktycznie wyjęte z życia.
Niedawno minęło 21 lat od Twojego pierwszego pokazu, a niebawem premiera filmu dokumentalnego o Twojej pracy „Before the show”. To takie zwieńczenie?
To jest opowieść o pewnym momencie mojego życia i najlepiej rozmawiać o nim z jego autorką – Judytą Fibiger. Jestem tylko bohaterem jej opowieści.
Jesteś tylko pierwszym polskim projektantem, o którym nakręcono film?
No tak (śmiech). To był pomysł Judyty, a ja, jako osoba, która uwielbia wyzwania zgodziłem się wziąć udział w tym projekcie. A dlaczego by nie?
Wszędzie piszą o Tobie, że chcesz być we wszystkim pierwszy, chcesz być prekursorem.
Lubię to! Przede wszystkim lubię zaskakiwać samego siebie. Mam kolejne dwa pomysły, które jak sądzę też będą dużą niespodzianką.
W czym jeszcze chcesz być, więc pierwszy?
Tego jeszcze nie mogę zdradzić…