Ogromna hala, przyćmione chłodno-niebieskie światła, gęstniejący tłum gości – to pierwsze, co można było dostrzec wchodząc do budynku przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie, gdzie wieczorem 9 września odbył się pokaz wiosenno-letniej kolekcji Mariusza Przybylskiego, zatytułowanej Ultra. Kolekcję tę projektant zaprezentował już po raz drugi – jej premiera odbyła się bowiem podczas tygodnia mody w Berlinie, na początku lata.
Energiczny początek, wzmocniony frenetyczną muzyką, zaskoczył również nas – osoby, które widziały już pokazywane na wybiegu sylwetki. Oglądane na zdjęciach budziły one nasze wątpliwości – jednak w rzeczywistości niewątpliwie robiły większe wrażenie. Najbardziej zaciekawiły nas kroje garniturów – krótkie marynarki oraz wąskie spodnie o zwężających się nogawkach, ledwie sięgających kostek. Przybylski znakomicie wyczuwa trendy w modzie męskiej i po raz kolejny udowodnił, iż niuanse w konstrukcji garnituru są jego najmocniejszą stroną. Wśród damskich sylwetek rozczarowały nas krótkie, falbaniaste spódniczki – nieco zbyt infantylne jak na tak cenionego przez nas twórcę. Zachwyciły natomiast koszule, wąskie spodnie oraz garnitury.
Dla polskiej publiczności projektant przygotował niespodziankę – w roli modelki wystąpiła Małgorzata Socha.
To bardzo wysokie krawiectwo, które niezwykle sobie cenię – komentowała projektantka Joanna Klimas – Ogólnie rzecz biorąc to był piękny pokaz. W samej kolekcji zachwyciły mnie interesujące, niekonwencjonalne tkaniny, awangarda, która niezmiennie pozostaje oryginalna w wydaniu tego projektanta. Znalazłabym w Ultra niejedną rzecz, którą chętnie bym nosiła – tak w męskiej, jak i damskiej linii.
Imponująca kolekcja o bardzo dużej liczbie sylwetek jest wynikiem niebagatelnej pracy – jak wiemy, projektant nie zamierza spocząć na laurach, ponieważ przeniósł się ze swoją pracownią do Berlina. Zaprezentowana na wybiegu kolekcja jest jednak na polskie warunki szalenie nowatorska i odważna – choć znajdą się w niej również bardziej zachowawcze zestawy. Wiemy jednocześnie, iż to, co u nas jest rewoltą, w samym Berlinie jest na porządku dziennym – a zatem, trzymamy kciuki za Mariusza Przybylskiego!