Widownia oglądająca jesienno-zimowy pokaz kolekcji DKNY mogła swobodnie wyobrazić sobie dziewczyny kroczące pewnie po wybiegu w zupełnie innej scenerii. Tłem idealnym jest miasto – pozostające w wiecznym ruchu, o nie gasnących światłach i o niewyobrażalnej sile, płynącej z radości samego istnienia. W kolekcjach DKNY nie jest to nowość, a raczej pewien standard, Donnę Karan bowiem inspiruje przede wszystkim najsłynniejsza metropolia świata, Nowy Jork.
Paleta kolorów z jednej strony zamyka się w klasycznych beżach, przełamanych nieśmiertelną czernią. Po chwili jednak do gry włączają się czerwień, róż oraz rdzawa ochra.
Kroje zaczerpnięto wprost z męskiej garderoby – proste płaszcze i peleryny, wąskie spodnie, niedbale nakładane na koszule swetry. Jeśli natomiast chodzi o sukienki, dostrzegamy w nich inspirację twórczością paryskiej „królowej dzianiny” – Sonii Rykiel oraz pensjonarskim stylem Alexy Chung. Charakterystycznym, wyróżniającym kolekcję elementem są poziome pasy – w tym sezonie przez większość projektantów zapomniane oraz – sporadycznie pojawiające się w kolekcji krata i pepitka.
Wszystko to tworzy miejski obraz rodem z blogów street style, śledzących zmienną modę na ulicach wielkich miast. Elementy retro – płaskie kapelusze, okrągłe kołnierzyki i plisy tworzą trochę „niedzisiejszy” nastrój, ową nostalgiczną atmosferę, tak cenioną przez bloggerów.