Thomas Maier, projektant domu mody Bottega Veneta jest znany z niespodziewanych zabiegów. Jego jesienno-zimowa kolekcja dla włoskiej marki jest zainspirowana bezpośrednio wizerunkiem damy z lat 60. XX wieku. Jednak zamiast pokazać „zwykłe” ubrania nawiązujące do tej, jakże gloryfikowanej dziś estetyki, Maier stworzył kolekcję sprawiającą wrażenie, jakby została wyciągniętą z bardzo starej szafy.
Nienaganne kroje, perfekcyjnie naśladujące proporcje lansowane w epoce Twiggy, powstały z materiałów umyślnie zniszczonych. Ciemna, jakby przykurzona koronka, sfilcowane spódnice, niewykończone szwy to kilka najbardziej wyrazistych przykładów dosłownego potraktowania słów retro oraz vintage. Kolory potęgują ten efekt „starości” – są intensywne, ale sprawiają wrażenie pociemniałych przez upływ czasu – brudnawa fuksja, cynober, kremowa biel, niejednolite szarości są najmocniej widoczne w tej kolekcji.
Uzupełnieniem sylwetek są eleganckie dodatki – buty zapinane na sprzączki, drobna biżuteria, torebki, kryjące rajstopy – oraz makijaż i fryzury, również typowe dla lat 60. Spektakularne suknie wieczorowe są najbardziej chyba dosłownym cytatem mody retro – wyglądały niczym nie do końca rozpakowany, tajemniczy fragment garderoby, schowany gdzieś na strychu.
Pomysł genialny, przewrotny – wzbudzający nostalgię, ale i pewną refleksję na temat popularności wszystkiego, co jest retro. Efekt – choć urzekający, jest jednak niezbyt praktyczny – kto z nas chce wydać pieniądze na ubranie, które już są zniszczone, mimo iż nigdy nie były noszone? Być może vintage traci swój dyskretny urok, stając się łupem dla fanatyków mody…?