Paryż. Przyleciałam tu w nienajlepszym nastroju, bo nie wszystko w życiu musi się układać po naszej myśli. Jestem smutna, porywcza, czasem uśmiecham się przez łzy. Płacz mnie oczyszcza jak niezmiennie padający w Paryżu deszcz. Widzę spójność w tym temacie.
Nigdy nie spotkałam tego miasta tak bezbarwnego i zamyślonego, nawet momentami złego. Dobrze jest jednak odkryć znane miejsce na nowo. Sklepowe wystawy nie odbijają się promieniami słońca, a paryżanki nie biegną w figlarnych baletkach, tylko gumowcach. Kompletnie nieprzygotowana na chłody zakładam to, co mam w walizce, czyli odkrywam nieznane dotąd możliwości własnych ubrań.
Przybyłam do Paryża na zakupy z moją klientką, która potrzebowała kilku nowych stylizacji. To kolejna działka, którą zajmuję się przy okazji mojej pracy stylistki. Kompleksowe doradzanie to zdecydowanie coś, co lubię robić i czuję powołanie.
Przy okazji planowałam także zakupy dla siebie, ale nic nie udało mi się wyłapać, by czuć pełną satysfakcję. Nic nie kupić w Paryżu? Ja? To nie zdarzało się nigdy wcześniej. Może podobnie jak Paryż, ja też nie mogę się odnaleźć w burzy….a może świat naprawdę się zmienia, może to przez smutny stan umysłu? Może ja dojrzałam, by czegoś nie kupić?….postaram się jeszcze rozgryźć to nowe zjawisko, póki co Paryż….na koniec nawet uraczył mnie słońcem.