REKLAMA
Logotyp serwisu lamode.info
REKLAMA

Justyna Czerniak z serii Fashion Memory: “Nie posiadam i nigdy nie posiadałam rzeczy vintage“

Justyna Czerniak to ciesząca się popularnością polska blogerka modowa, która zaraża swoim stylem kobiety na całym świecie. W ramach cyklu #FashionMemory rozmawiamy o jej wspomnieniach związanych z modą. 

Justyna Czerniak z serii Fashion Memory: “Nie posiadam i nigdy nie posiadałam rzeczy vintage“ 27271 132879
REKLAMA

Kto był Twoim pierwszym modowym wzorem do naśladowania? Opowiedz nam o nim. 

Nie będę oryginalna, ale od samego początku, gdy zaczęłam świadomie fascynować się modą, wzorowałam się i podziwiałam Coco Chanel. Ta wspaniała kobieta była nie tylko elegancka i stylowa – była także niesamowicie przebojowa i kreatywna. Zrewolucjonizowała kobiecą modę i nie tylko dla mnie ale i milionów innych osób stała się królową paryskiego haute couture. Kocham „receptę na styl”, jaką podyktowała: utrzymuj wysokimi swoje obcasy, swoją głowę i swoje wartości!

Czy w Twojej szafie można znaleźć ubrania vintage z historią? (po bliskiej osobie, takie, które mają dla ciebie ważny przekaz). Jakie to ubrania i skąd się wzięły?

W związku z wykonywaną przeze mnie pracą, w mojej szafie goszczą zwykle rzeczy pochodzące z domów mody i przekazane przez projektantów. Mam wiele marek, które uwielbiam i czuję się świetnie w ich kreacjach. Niemniej jednak zawsze kieruję się zasadą, że nie założę nigdy niczego w czym nie czułabym się sama dobrze, że nie będę wmawiała dziewczynom, że coś jest super, skoro sama tak nie uważam. Zastanawiałam się długo i doszłam do wniosku, że nie posiadam i nigdy nie posiadałam rzeczy vintage… nie dlatego, że ich nie lubię ale po prostu póki co nie trafiłam chyba na taką, która powinna stać się „perełką” w mojej kolekcji.  

Pamiętasz swój studniówkowy look? 

Cóż… pamiętam mój studniówkowy look choć wcale nie dlatego, że wart był zapamiętania. W okolicach końca liceum nie miałam najmniejszego pojęcia o modzie. Pojechałam do Wolsztyna… Wolsztyn – z ogromnym szacunkiem dla tego wspaniałego miasta – był podówczas dla mojej okolicy tym czym Paryż jest dla Europy! W mieście zlokalizowanych było kilka sklepów. Pamiętam, że w jednym z tych „butików” kupiłam czarną, prostą sukienkę, która zdecydowanie dodawała mi lat, pożyczyłam od mamy czarne szpiki i poszłam. Nosiłam wtedy prostą blond grzywkę opadającą na oczy i aparat ortodontyczny na zębach z różowymi gumkami…. Uwierzcie mi, że zestaw takich atrakcji powoduje pełne odwrócenie uwagi obserwatorów od niemodnej sukienki.        

Jaka była pierwsza markowa rzecz, którą miałaś w swojej szafie i dlaczego to właśnie ją wybrałaś?

Pamiętam to jak dziś! Było to 14 lat temu i wydarzyło się podczas naszej podróży z mężem do Wenecji. Weszliśmy do sklepu i w ciągu paru minut opuściłam go z pierwszą w moim życiu torebką znanego projektanta! Stało się to w sposób tak zaskakujący dla mnie, że nie zdążyłam nawet zaprotestować. Siedziałam potem w domu i patrzyłam na nią godzinami, sama nie wiedząc, czy bardziej się cieszę czy bardziej jestem przestraszona tym, co się stało. Wybrałam wtedy Gucci Bamboo… bo od zawsze o niej marzyłam! Wiedziałam, że ta torebka jest ponadczasowa i niezmiernie oryginalna. Dom mody Gucci opracował ją w 1947 roku – tuż po wojnie czasy były tak ciężkie, że trudno było dostać podstawowe materiały; postanowiono wtedy, że rączka torebki wykonana zostanie z wygiętego kawałka lekkiego i wytrzymałego bambusa. Powstała koncepcja „oszczędnościowa”, która stała się przebojem!  

Gdybyś miała do końca życia nosić tylko jedną rzecz, którą masz w swojej garderobie, co by to było i dlaczego?

Nie mam w tym zakresie najmniejszych wątpliwości – to czarna, kaszmirowa marynarka Celine, model Chelsea. Styl tej marynarki przywodzi mi na myśl dawne garsonki Chanel, jakie zwykła nosić Jacqueline Kennedy i które stały się jej znakiem rozpoznawczym. Marynarka Celine pasuje praktycznie do wszystkiego – doskonale komponuje się zarówno z dżinsami jak i eleganckimi ołówkowymi spódnicami. Jej prostota i elegancja przekonują mnie w sposób bezsprzeczny. 

Jak opisałabyś swój styl? Co jest dla ciebie ważne w modzie?

Styl to dla mnie relacja między kobietą a formą modową w jakiej będzie ona chciała wyrazić samą siebie; sposób w jaki będzie chciała przeniknąć do przestrzeni publicznej. To sposób, w jaki łączy się elementy garderoby, dobiera dodatki, aby podkreślić konkretne zdarzenie, czas, miejsce a nawet emocje. 

Gdybym miała określić mój styl w kilku słowach…. Minimalistyczna, elegancka, świadoma i pewna siebie kobieta, która nie boi się czasami zaszaleć. Moda sprawia mi ogromną frajdę. Uwielbiam wszystko co jest z nią związane a łączenie stylów przychodzi mi z łatwością. W modzie piękna jest różnorodność ale z umiarem, którego powinniśmy się uczyć. Moja ukochana Coco Chanel mawiała bowiem, że to „prostota jest kluczem prawdziwej elegancji”.

Osobiście uwielbiam modę rodem z Kopenhagi! Jest niepowtarzalna i ma w sobie tę oryginalność, której nie da się pomylić z kreacjami z Paryża czy NY. Styl „kopenhaski” bardzo mi odpowiada. Jestem blondynką, często słyszę, że wyglądam jak „Scandi girl”. Kto wie, może mam w sobie domieszkę krwi skandynawskiej, stąd ta miłość do tego stylu! 

Mam słabość do sukienek i eleganckich spodni. Staram się łączyć materiały i wzory, zachowując przy tym lekkość i kobiecość, która jest dla mnie podstawowym wyznacznikiem tego, czy jakaś rzecz mi się podoba czy nie. Kobiecość rozumiem jednak bardzo szeroko – da się ją znaleźć nie tylko w pięknej sukience ale i także mając na głowie czapkę z daszkiem a na stopach sportowe buty!

Jaką luksusową rzecz kupiłaś i byłaś nią najbardziej rozczarowana i dlaczego?

Kiedyś byłam bardzo wstrzemięźliwa jeśli chodzi o modę. Wiele rzeczy uważałam za ekstrawagancję i nie lubiłam eksperymentować. Im bardziej jestem świadoma siebie, tym na więcej pomysłów modowych jestem otwarta. Czas spędzony w Paryżu i Kopenhadze nauczył mnie, że słowo „ekstrawagancja” to nie jest słowo dobrze pasujące do słowa „moda” a nawet więcej – jest mu obce. Pamiętam, że raz popełniłam duży błąd… dałam się ponieść pewnemu trendowi, który nie do końca do mnie pasował i kupiłam buty sportowe zaprojektowane przez belgijskiego projektanta Maisona Margielę. Kto zna te buty, ten wie o czym mówię! Buty były ogromne; do ich produkcji użyto wielu kolorowych materiałów – w tym płótna, skóry a nawet gąbki z której zrobiono jedną z powierzchni. Dobrałam do tego zielony kombinezon z połyskliwego materiału i udałam się na pokaz Margieli w Paryżu. Idąc, czułam, że wychodzę tak dalece ze swojej strefy komfortu, że nie uda mi się spoza niej powrócić. Wiedziałam jednak, że jest ogromny plus tej stylizacji…największy błąd modowy będę miała już za sobą, dalej może być już tylko lepiej…    

Zdjęcie główne: fot. Dominika Bocian

 

Zakupy na Lamode

podobne artykuły

REKLAMA