Dla Jarosława Ewerta tworzenie kolekcji zaczyna się tak naprawdę od końca – od wyobrażenia sobie finalnego efektu, charakteru i atmosfery pokazu. Czasem inspiracja przychodzi zupełnie niespodziewanie, z dostrzeżonych detali, wzorów, tekstur, ale i z muzyki, emocji, z ulotności chwili. Rzeczywistość sama w sobie jest dla niego na tyle fascynująca, że interpretowanie jej, filtrowanie przez swoją wrażliwość, wyobraźnię, sprawiło, że stworzył ponad trzydzieści różnorodnych, damskich i męskich kolekcji.
Ewert tworzy unikalne światy, które charakteryzuje styl użytecznej awangardy, eklektyczny przepych, brawurowo połączone elementy orientalnej nonszalancji, monochromatycznej powściągliwości, autorskie printy, rytmiczne wzory, zbuntowane detale, ujarzmione asymetrie, flirt z historią mody oraz wyznaczenie nowych ścieżek i ściegów, ale nigdy na skróty, bo z zachowaniem proporcji i z precyzyjnym krawiectwem.
Jego kreacje są nagradzane na wielu konkursach, np.: na Off Fashion, Re-act Fashion Show, Street of design, New Look Design, oraz pokazywane na imprezach modowych (Fashion Philosophy Fashion Week Poland, The Look Of The Year, Fashion Square, Warsaw Fashion Weekend, KTW Fashion Week).
Jedenaście lat pracy Jarosława Ewerta, zbiegło się z tą samą rocznicą powstania OFF Piotrkowska Center, obecnie najmodniejszej, łódzkiej pofabrycznej przestrzeni, która po rewitalizacji przyciągnęła turystów oraz artystów, i została nazwana jednym z 7 nowych cudów Polski przez National Geographic Traveler.
To tutaj Ewert ma jeden ze swoich butików. Z okazji tych dwóch rocznic, w industrialnej przestrzeni odbyła się wyjątkowa sesja fotograficzna. W rolach głównych wystąpiły: trzepoczące, jak egzotyczne motyle, wielobarwne suknie, puszczające złoto-niebieskie oko płaszcze, geometryczne wzory goniące własny cień, a także, wymykająca się ramom niejednego obrazu, niepokojąco piękna kreacja, która zamieniłaby się w lawendowy pył, gdyby nie ugaszenie pożaru…
Wyjątkowa okazja stała się również pretekstem do rozmowy, którą z Jarosławem Ewertem przeprowadziła Katarzyna Dąbkowska.
Katarzyna Dąbkowska: Opowiedz mi o tej sesji. Jaki był klucz wyboru ubrań? Dlaczego odbyła się akurat tutaj?
Jarosław Ewert: Zaproponowano mi tę przestrzeń na sesję nie tylko dlatego, że mam tu butik. Tak się złożyło, że jest to także jedenaście lat istnienia OFF Piotrkowska Center. W taki sposób, te dwie rocznice zostały połączone. Sama rocznica nie jest dla mnie żadną datą graniczną, bo projektowanie to wewnętrzny proces, który ciągle we mnie trwa. Jeśli chodzi o dobór ubrań, to musze przyznać, że na zdjęciach są stroje, które ze mną zostały – dosłownie. Dość spontanicznie zebrałem w całość to, czego nie sprzedałem, lub nawet nie chciałem sprzedać. Nie są to stroje z każdej kolekcji, bo wielu już nie mam, ale myślę, że w tym, co wybrałem na sesję, jest moje twórcze DNA, czyli coś, cotworzy mój styl, co łączy moje pomysły.
Każda Twoja kolekcja jest inna, czasami są to eleganckie, zwiewne suknie w soczystych kolorach, czasami wręcz monochromatyczne, asymetryczne streetowe bluzy. Ktoś nazwał Twój styl użytkową awangardą, ale myślę, że i tak jest to uproszczenie, bo mając na koncie ponad 30 różnych stylistycznie kolekcji, bardzo trudno nadać im jedną metkę. Chyba, że byłoby nią właśnie po prostu Twoje nazwisko, jako synonim tej różnorodności. Naturalnie pojawia się zatem pytanie o to, czym się inspirujesz?
Rzeczywistość podsuwa mi pomysły cały czas. Ostatnio byłem w Rzymie i widziałem obrazy Caravaggia, które mnie zainspirowały światłem. Interesują mnie także nawiązania do różnych stylów i epok. Chciałbym na przykład zrobić coś, co nawiązywałoby do lat 40-tych lub do dwudziestolecia międzywojennego, bo lubię te klimaty. Czasami słyszę jakąś klimatyczną muzykę, widzę oryginalne miejsce, które byłoby świetne na pokaz, gdzieś zauważę jakieś detale, tekstury, np. układ liści, jakiś wzór ciekawie połączony z innym, i od razu robię w telefonie notatki. Potem do nich wracam. Cały czas zauważam coś, co mnie inspiruje.
Czy właśnie w taki sposób, od detali, powstają także pomysły na całą kolekcję?
Nie, w tym przypadku najczęściej dzieje się to od końca: najpierw widzę całą oprawę pokazu jako spektaklu, mam pomysł na to, jaki miałby być efekt końcowy, w jakim klimacie byłyby fryzury, makijaż, dodatki, w jakim świetle i oprawie muzycznej. W pierwszej kolejności widzowie odbierają ogólną atmosferę pokazu, a potem dostrzegają stroje, detale.
Projektowanie kolekcji to proces, nie tylko twórczy, ale i taki, który zachodzi w Tobie. Jak przeżywasz jego kolejne etapy?
Jestem niecierpliwy. Nie lubię czekać aż coś powstanie. Poza tym, jestem bardzo niezadowolony, jeśli w mojej głowie coś wygląda zupełnie inaczej niż na manekinie. Oczywiście wtedy robię poprawki lub w ogóle rezygnuję z pomysłu. Bardzo lubię też ten pierwszy etap, kiedy powstaje we mnie pomysł, kiedy go sobie wyobrażam jako całość pokazu. Uwielbiam też robić stylizacje, dobierać dodatki, dopracowywać szczegóły, gdy widzę efekt końcowy jeszcze w pracowni.
Pokaz mody ma życie motyla. Jest ulotnym momentem, do którego przygotowania trwają znacznie dłużej niż finałowe rozwinięcie skrzydeł na wybiegu. I nagle pokaz się kończy. Co wtedy czujesz?
Wtedy przychodzi myśl: to już? Jest to pewien rodzaj emocjonalnego rozczarowania. Trzeba włożyć bardzo dużo energii, siły, czasu na stworzenie czegoś, co trwa chwilę, która szybko mija. Co więcej, samego pokazu projektant najczęściej nie widzi, bo jest w kulisach dokonując ostatnich poprawek, dbając o wszystkie szczegóły. Ale kiedy pojawia się taka emocjonalna pustka po pokazie, wypełniam ją kolejnym pomysłem, który najczęściej już mam w głowie.
Jakie było wydarzenie w Twoim życiu zawodowym, które nazwałbyś przełomowym?
Od dziecka lubiłem projektować, pamiętam, że jeździłem do moich kuzynek i szyliśmy sukienki dla lalek. Od zawsze czułem i wiedziałem kim jestem, ale też nie ukrywałem tego. Dzieciństwo to był dla mnie dość trudny okres. Nie ze względu na dom, bo w nim miałem akceptację, ale raczej mam na myśli na szkołę, rówieśników, a, jak wiemy, dzieci bywają bardzo okrutne wobec tych, którzy jakkolwiek się wyróżniają. A ja robiłem to świadomie, bo lubiłem prowokować wyglądem. Mieszkałem w małej miejscowości, odróżniałem się od innych chłopców i dawali mi to odczuć. Muszę przyznać, że jak na realia lat dziewięćdziesiątych i niewielką miejscowość, to bardzo się wyróżniałem strojem i wyglądem.I chociaż tamte, szkolne lata, były doświadczeniem w pewnym stopniu traumatycznym, to dziś myślę, że wszystko było po coś i mnie wzmocniło. Kiedy wyjechałem z mojej rodzinnej miejscowości, do dużego miasta, do Łodzi, zacząłem tu studia na Politechnice na kierunku Wzornictwo – Wydział Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów. Mogłem się rozwijać, tworzyć, nie czułem się już oceniany, stłamszony ze względu na moją orientację seksualną. To właśnie był ten przełomowy moment, kiedy bardzo wiele się dla mnie zmieniło i mogłem już sam decydować o sobie, wybierać, być w pełni sobą.
Kiedy poczułeś, że stałeś się projektantem?
Zacząłem doceniać siebie, kiedy zgłaszałem się na Fashion Philosophy Fashion Week w Łodzi. Dzięki temu, że byłem wybierany, mogłem mieć za darmo pokazy. Przez wiele sezonów dostawałem się i było to dla mnie ważne docenienie. Z jednej strony mógłbym powiedzieć, że poczułem akceptację tzw. środowiska, ale z drugiej, te moje wczesne kolekcje były przez krytyków mody różnie oceniane, często też negatywnie.
Jak sobie radziłeś z krytyką?
Zawsze ją przyjmowałem, czasami nawet zgadzałem się z tym, na co zwrócono uwagę i starałem się wyciągać z tego wnioski. Mnie takie rzeczy nie demotywują, nie podcinają skrzydeł. Wręcz odwrotnie. Myślę, że zderzenie z opiniami innych, szczególnie na początku kariery, uczy pokory. Moje pierwsze kolekcje w dużej mierze sam przygotowywałem od początku do końca. Zawsze starałem się doszkalać, z czasem miałem więcej środków, żeby realizować moje pomysły i popełniać mniej błędów, dobierając lepsze materiały. Jeśli jesteś w czymś dobry i wkładasz w to dużo pracy, wysiłku, to wcześniej czy później, będzie to docenione. Jeden z krytyków napisał, że widać, że jestem uparty i to słusznie. To prawda, bo nigdy się nie poddawałem i jestem konsekwentny w tym, co robię.
Oprócz tego, że inspirujesz się czasem jakąś kulturą, regionem, czy Twoje kolekcje są autobiograficzne, czy są w nich zaszyte Twoje wspomnieniaz odwiedzonych miejsc, spotkanych ludzi? Czy przemycasz w nich jakieś symboliczne dla Ciebie wzory, dodatki?
Na pewno nie robię tego świadomie, chociaż oczywiście pamiętam, które kolekcje powstały równolegle z ważnymi wydarzeniami z życia, na przykład, kiedy przeżywałem jakieś rozstanie. Jednak biorąc pod uwagę, że wszystkie kolekcje tworzę bazując także na mojej wrażliwości, to są w nich po prostu nie tylko inspiracje z zewnątrz, ale i moje emocje. To dzięki nim tworzę, bo to nastroje tworzą stroje.
Gdzie przebiega granica między ubraniami użytkowymi a artystycznymi?
Staram się nie udziwniać, nie lubię przesady, uważam, że znalazłem złoty środek między tym, co jest artystyczne a praktyczne. Mogę sobie na to pozwolić, bo tworzę rzeczy, które najczęściej są na wyjątkowe okazje, kiedy można, a nawet trzeba się wyróżnić. Myślę, że mam takie naturalne poczucie estetyki i wyczucie proporcji, które sprawia, że to, co tworzę jest awangardowe ale nadal użytkowe. Moje studia były bardziej technicznie niż artystyczne i bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu mam wiedzę nie tylko jak coś zrobić, ale i na temat tworzywa, z którego coś powstaje. Dzięki temu od początku robiłem wszystko sam. Niezwykle istotne są podstawy takie jak konstrukcja, szycie, umiejętność stworzenia w pierwszej kolejności takich ubrań, które można uznać za użytkowe, aby później tworzyć coś awangardowego, artystycznego. Niestety obecnie na uczelniach artystycznych ta kolejność często jest odwrotna i dlatego młodym projektantom, trudno jest się odnaleźć na rynku, gdzie mimo wszystko kolekcja musi się sprzedać.
Czy dojrzewa w Tobie taka kolekcja, której jeszcze nie zrobiłeś?
Haute Couture. Chciałbym, żeby to była taka kolekcja, przy której mógłbym jak najwięcej sam pracować, szyć, tworzyć na przykład jedną kreację na miesiąc i z tego powstałaby pewna całość. Wiem, co bym chciał zrobić, czuję to w sobie, ale jeszcze nie znalazłem tego właściwego tematu.
Wielu twórców wybiera po studiach Warszawę lub zagranicę, co rzekomo ma zagwarantować im większy sukces. Dlaczego zostałeś w Łodzi?
Dobrze się tu czuję. Prawda też jest taka, że nigdy nie miałem jakiegoś wielkiego parcia na szkło. Wiem, jaka jest cena za tzw. bycie sławnym kosztem życia prywatnego i nigdy tego nie chciałem doświadczać. Nie zależało mi na byciu rozpoznawalnym, ale na tym, by moja marka, ubrania były kupowane, znane. Pojawia się też we mnie taki plan, aby zamieszkać z moim chłopakiem np. w Hiszpanii lub Portugalii, tam, gdzie jest ciepło. To byłoby też dobre miejsce dla moich ubrań, sukienek.
Czy czujesz się artystą?
Tak. To jest coś, czego nikt mi tego nie odbierze. Oczywiście fajnie, że ktoś też nas tak spostrzega, ale najważniejsze jest to, by czuć kim się jest. Jestem usatysfakcjonowany tym, że mogę tworzyć i utrzymywać się z tego, że sprzedaję swoje kolekcje, ale i że mam pokazy, na których mogę zaprezentować coś innego niż w butikach, gdzie głównie sprzedaję suknie.
Myślę, że to, co czyni Cię artystą, to także nieustające filtrowanie przez siebie rzeczywistości, o której opowiada za pomocą mody, ale i Twoje otwarte nastawienie do życia, ciekawość, która potem przekłada się na pomysły.
[-]Chociaż zawsze byłem osobą pozytywnie nastawioną, to chyba teraz coraz bardziej doceniam to, co mam. Może też przez to wszystko, co się ostatnio wydarzyło… Nie mogę narzekać, bo jestem szczęśliwy pod wieloma względami, ale chyba czasami trzeba doświadczyć czegoś trudnego, by po prostu docenić to, co się ma. Staram się celebrować życie.
Fotograf : Bartosz Stępień
Makijaż i włosy : Izabela Andrychiewicz
Modele : Martyna Jędrzejczak,
Nadia Główczyńska, Wiktoria Łempicka, Kacper Szczypka
Reżyser sesji, wywiad : Katarzyna Dąbkowska
Miejsce : OFF Piotrkowska Center