Podobno tutaj od zawsze było miejsce na wszystko. Paul Aster pisał, że „Nowy Jork jest jedynym miastem na świecie, które należy do wszystkich. To nie jest Ameryka, tu jest wszystko. To miasto, którego 40 proc. populacji urodziło się za granicą. To miasto, w którym mówi się w każdym języku, w którym wyznawana jest każda religia, w którym mieszka każda rasa. Nie ma na ziemi miasta tak pełnego różnic, jak Nowy Jork”. Nic, więc dziwnego, że uznawany jest za jedno z najbardziej inspirujących miejsc, które światowa moda wybrała na jedną ze swoich stolic.
Najlepsi fotografowie, dziennikarze, krytycy, ilustratorzy, projektanci i wreszcie modelki, a wśród nich coraz więcej Polek – ich wszystkich możecie znaleźć w Wielkim Jabłku. Od niedawna mieszka tam także Zuza Bijoch, jedna z czołowych twarzy agencji D’Vision, polskiego modelingu i branży w ogóle. Nam w czasie tamtejszego Tygodnia Mody pokazała swoje ulubione miejsca. Doradziła, gdzie najlepiej zjeść, urządzić mieszkanie czy pójść na randkę. Opowiedziała o wyborze uczelni i za co najbardziej lubi Nowy Jork.
NAUKA – NEW YORK UNIVERSITY
Nie jestem jeszcze zdecydowana, którą uczelnię dokładnie wybiorę – czy będzie to Columbia czy New York University. Obie oferują kursy ekonomiczne, które można kończyć w różnym trybie, w zależności jak często będzie się mogło na nie uczęszczać, jaka będzie możliwość zdawania egzaminów. Taki kurs można zrobić w trzy, cztery lub pięć lat. Dla mnie te sprawy są kluczowe, bo jako modelka nie wiem jak długo będę tutaj na miejscu, gdzie polecę w kolejnym miesiącu. Teoretycznie od sierpnia mieszkam w Nowym Jorku, ale łącznie przez ostatnie pół roku byłam tutaj może 3 tygodnie, bo grafik cały czas się zmienia. Jednak w Stanach jest bardzo dużo opcji, które umożliwiają pogodzenie nauki z pracą u osób, które chcą ciągle rozwijać się w kierunku swoich zainteresowań.
Kiedyś chciałabyś pracować na Wall Street. Lubisz ryzyko?
To właśnie jest pociągające w tym zawodzie. Nie jest to czyste ryzyko tak jak na przykład w kasynie, gdzie często nic nie stoi za podejmowaną decyzją. Na giełdzie jest inaczej – za tym idzie twoja wiedza, wszystko opiera się na analizie sytuacji, która właśnie jest na świecie. Poziom adrenaliny, która towarzyszy mojej obecnej pracy, gdy nigdy nie wiem, co się jutro stanie, nie wiem czy jeszcze dziś nie będę musiała gdzieś pojechać, czy nie usłyszę najgorszej lub najlepszej wiadomości w mojej karierze, jest podobny do tego, który towarzyszy giełdzie. Poza tym, taki wybór wynika też z mojej potrzeby ciągłego napędzania się.
Dlaczego w ogóle ekonomia?
Od zawsze kochałam matematykę. Lubię wszystko, co jest logiczne, wytłumaczalne. Wszystko, co da się przełożyć na liczby jest dla mnie proste w poruszaniu się. Stąd świat finansów. Jestem też osobą, która lubi wyzwania i udowadnianie niemożliwego. Gdy chodziłam do szkoły i zdawałam maturę fakt, że wtedy pracowałam sprawił, że w naukę wkładałam dwa razy więcej czasu. Chciałam pokazać, że da się. To takie wewnętrzne cele, do których dążę i chcę je osiągać. Poza tym każdy dzień zaczynam od sprawdzenia notowań na giełdzie. Nauczyłam się tego od taty, który zawsze tak robił i już, jako dziecko, przyzwyczaiłam się do tego – otwierałam telegazetę i sprawdzałam wskaźniki. Nigdy nie było to dla mnie coś obcego. Zaczęłam też grać w symulator giełdy, żeby zobaczyć jak to dokładnie działa, ale na prawdziwej jeszcze nie gram. Póki co czytam książki i różne poradniki jak inwestować, bo koniec końców pieniądze, które zarabiam chcę mądrze ulokować.
DOM – ABC CARPET[&]HOME
Zaraz koło mojego mieszkania znajduje się sklep ABC CARPET[&]HOME z rzeczami do wyposażania wnętrz. Są tam niesamowite meble i drobne dodatki do domu. Siłą rzeczy, jak przeprowadziłam się do Nowego Jorku i wynajęłam mieszkanie (a te zawsze są puste) musiałam je umeblować. Na szczęście uwielbiam organizowanie swojej przestrzeni, wystrój wnętrz. Już jako dziecko zawsze lubiłam zaznaczać swoją przestrzeń, przystrajać swój pokój, co jednak nie było do końca takie dobre (śmiech). Sklep ABC to bardzo kreatywne miejsce, dające wiele pomysłów, dlatego czasem chodzę tam żeby po prostu się przejść. Tam właśnie, między stołami, lampami i dywanami można mnie spotkać (śmiech).
MODA – LINCOLN CENTER
Lincoln Center – czyli Nowojorski Tydzień Mody i najbardziej znane centrum kulturalne tego miasta. Trochę żałuję, że nie miałam okazji robić pokazów w Bryant Parku, bo mój pierwszy sezon wypadł w momencie, gdy Fashion Week był już w nowym miejscu. Jednak do Lincoln Center nie mam wcale wielkiego sentymentu, bo projektanci wciąż zmieniają lokalizacje pokazów. Wszystko jest trochę rozpierzchnięte po całym mieście, ale to jest punkt, do którego zawsze się wraca. Zimą byłam tam na Dziadku do Orzechów wystawianym przez The New York City Ballet.
JEDZENIE – INDOCHINE
Indochine to świetna restauracja w okolicy Astor Place, która podobno od 20 lat w ogóle się nie zmieniła. Jest takim nowojorskim klasykiem z bardzo dobrym jedzeniem. Lubię też bary sushi w tej okolicy m.in. Asakę. Niedaleko jest NYU, więc jest tam masa fajnych knajpek. W sąsiedztwie Spring Street jest The Cleveland, obecnie bardzo modne miejsce. Jeżeli chodzi o spotkania na drinka to w tej okolicy jest także Cafe Select. Byłam tam kiedyś z dziewczynami z Polski. Była zima, Fashion Week i nigdzie nie było już miejsc. Choć wszystko było pozajmowane obsługa kazała nam iść za kuchnię, bo tam jest bar. Otworzyłyśmy ogromne, metalowe drzwi, przeszłyśmy przez kuchnię czując się jak intruzi wśród gotujących ludzi i za drzwiami na końcu korytarza okazało się, że jest malutkie pomieszczenie z barem, sieciami rybackimi i muzyką jezz’ową!
Za to kocham Nowy Jork – że jest tutaj tysiące poukrywanych, magicznych miejsc jak z filmu, gdy okazuje się, że za drzwiami szafy jest Narnia (śmiech). Tak to tutaj wygląda – nie spodziewasz się, że knajpa, w której siedzisz ma tyle zakamarków.
ZAKUPY – SOHO
Przyznam, że dla mnie ubrania są średnio atrakcyjne. Choć bardzo dużo dostaję, to przede wszystkim przymierzanie ubrań zawsze kojarzy mi się z pracą, więc nie przepadam. Jeśli już to wybieram się do Isabel Marant na Soho, bo bardzo podobają mi się jej projekty. Generalnie to dość ciężka sprawa, bo jestem taką osobą, która jak mam ochotę sobie coś kupić to chodzi po sklepach i jeżeli coś jej się spodoba to wtedy kupuje. Nic na siłę. Nie chodzę tam, co miesiąc i by za każdym razem koniecznie coś wybrać. W Nowym Jorku lubię kupować w sklepie Artizia, gdzie są ubrania typu basic, lepsze od H[&]M i Zary, ale wciąż w przystępnych cenach.
ROZRYWKA – SLEEP NO MORE
To miejsce daje niesamowite przeżycia! Co wieczór, w tym opuszczonym hotelu na Chelsea, organizowane są przedstawienia Makbeta. Każdy, kto kupi bilet dostaje do niego białą maskę. Spotykamy się o wyznaczonej godzinie i gry rozgrywa się pierwsza scena wybierasz sobie postać, którą chcesz śledzić. Przez następne 3h biegasz po całym hotelu i śledzisz tę osobę. Możesz przekładać w scenografii rzeczy, podchodzić blisko aktorów, ale ciągle masz maskę, w której biegasz za nimi, scena po scenie. W tym czasie możesz się zgubić, pójść do innego pokoju i w połowie zmienić postać, możesz pójść na chwilę do baru, do jakiegoś pokoju, możesz robić, co chcesz. Sceny w pewnym momencie zaczynają się zazębiać i dziać w jednej chwili. To niesamowite przeżycie. Dodatkowo na samej górze budynku jest restauracja z pięknym widokiem, przypominająca statek rybacki. Przeurocze! Ktoś, kto przyjechał do Nowego Jorku na kilka dni, zobaczył już Statuę, Empire i wszystkie atrakcje turystyczne, powinien się tam wybrać.
CZAS WOLNY – MADISON PARK
To mały, ale uroczy park z wiewiórkami w mojej okolicy, koło Flat Iron. Na jego środku znajduje się słynne miejsce Shake Shack, gdzie podobno serwują najlepsze burgery w mieście na zasadzie take away. Szczególnie w lato są tam straszne kolejki. Nie jadam, bo nie lubię, ale moi znajomi i mój chłopak polecają. Sądzę, że można im zaufać (śmiech).
Za co lubisz Nowy Jork?
Za otwartość. Za to, że wszystko tutaj jest ok, bo nie ma czegoś, czego nie wypada robić. Nie ma granic. Wystarczy być w porządku wobec drugiej osoby i jeżeli nikomu nie przeszkadzasz – możesz robić naprawdę, co chcesz. Możesz sobie zmarnować życie, osiągnąć największy sukces na świecie – od pucybuta do milionera. Nikt nie będzie miał ci tego za złe – to jest twoje życie i możesz robić, co chcesz.
Wybrałaś Nowy Jork ze względu na pracę?
Także dlatego, że odnajduję się tutaj i czuję się jak w domu. To miasto sprawia, że bardzo szybko czujesz się jakbyś była stąd. Nie wyobrażam sobie innego wyboru. Jeżeli chodzi o pracę – dla mnie to miejsce, jako „baza” ma największy sens, bo tutaj najwięksi fotografowie mają swoje studia, najwięcej się dzieje. Wydaje mi się, że to dobra dla mnie lokalizacja – w tym wieku i w tym momencie życia. Tutaj jest wiele możliwości, ludzie są otwarci, pomocni i jeżeli widzą, że coś cię interesuje, to są w stanie ci pomóc. Angażują się, mimo że nic z tego nie mają. Nie podcinają skrzydeł.
Najdziwniejsza sytuacja w Nowym Jorku?
Ostatnio wracając z lotniska taksówkarz, który mnie wiózł, ciągle dziwnie się na mnie patrzył. Następnie wyznał mi, że jego marzeniem jest zrobienie oszałamiającej kariery muzycznej i tak naprawdę jest o krok od zrealizowania swoich planów! Szybko puścił podkład ze swojego iPoda i resztę drogi słuchałam hitów Robbiego Williamsa czy Justina Timberlake’a w jego wykonaniu. Co prawda obawiam się, że na przełom w karierze może jeszcze trochę poczekać, ale pozytywna energia, która od niego promieniowała była niesamowita. W Nowym Jorku jest wielu takich wariatów. To też ma swój ogromny urok.