Pisaliście o akceptacji, o nastoletnich miłostkach, dalekich podróżach, o internetowych znajomościach, o rozstaniach, o spełnionych oczekiwaniach i tych chwilach kiedy serce bije najmocniej. Tym samym pobiliście dotychczasowy rekord ilości zgłoszeń wysłanych do nas na konkurs! Nic więc w tym dziwnego, że tak ciężko było nam wybrać zwycięzcę. Nie tylko sama ilość prac, ale ich długość sprawiła, że to była naprawdę ciężka decyzja.
Czytając je uśmiechaliśmy się wielokrotnie pod nosem kiedy Wasza miłość okazywała się szczęśliwa, a jej owocem były dzieci o których pisaliście z ogromną czułością. Z zaciekawieniem oglądaliśmy zdjęcia ze ślubu, które dołączaliście do wiadomości, cieszyliśmy się z każdych kolejnych rocznic o których wspominaliście i popadaliśmy w zadumę przy historiach bez szczęśliwego zakończenia. Nie ma jednak lepszej czy gorszej historii o miłości, bo ciężko wartościować coś, co wnosi do naszego życia tak ogromną radość. Każda z nich jest wyjątkowa, i tym, którzy swoje wymyślili życzymy żeby się spełniły.
Jednak ostatecznie musieliśmy wybrać trzy, które zwróciły naszą uwagę najlepszym pomysłem, warsztatem i przekazem. Z przyjemnością informujemy, że flakony perfum Chloé Love Story otrzymują od nas Agnieszka L. z Krakowa, Dagmara U. z Lublina oraz Liliana K. z Elbląga! Gratulujemy i zachęcamy do przeczytania zwycięskich historii!
AGNIESZKA L. Z KRAKOWA
Faza pierwsza, czyli nuta głowy:
Zapach wczesnych czereśni majowych
Niczym pierwsze porywy miłości
Jeszcze płoche, pełne nieśmiałości
I kolejny etap: nuta serca
A w nim kwiaty z wiosennego kobierca
Czyli fiołki, bez liliowy i konwalie
Wymieszane ze sobą idealnie
Jak oddechy pary kochanków
Co chcę być ze sobą bez ustanku
Stadium dalsze: nuta głębi vel bazy
Obietnica, tego, co się zdarzy…
Zapach ziemi wilgotnej od żyzności
Soków, co aż buzują w roślinności
I aromat feromonów pierwotnych…
Sensualny, seksualny, przewrotny…
… i ten zapach się pięknie rozwinął
Uwalniając nutki zwane rodziną…
To jest moja historia miłosna
Opisana – jak perfumy – od podstaw
Piękne chwile w aromacie zaklęte
Ściśle tajne, patentem objęte 😉
DAGMARA U. Z LUBLINA
Spotykamy w życiu różnych ludzi. W różnych momentach naszego życia. Czasem zdarza się, że nieświadomie, od niechcenia… zupełnie niespodziewanie wkrada się do naszego życia ktoś zupełnie zwyczajny. Rzuca przelotne „cześć” i przysiada się obok. Wywołuje szczery uśmiech, taki który skrywałaś w najgłębszym zakamarku serca. Jest nieprzystojny. Jest gentlemanem, nieprzystosowanym do dzisiejszego świata. Brodaty uśmiech i dwa czekoladowe światełka w oczach. Po kilku przelotnych spotkaniach i rozmowach zaczynasz czekać z niecierpliwością na kolejny przypadek. Kochasz przypadki. Kiedy przypadkowo wpadasz na niego, i patrzysz na książkę, którą trzyma w ręku, a swój egzemplarz masz właśnie schowany w torebce, bo miało Ci się nudzić. Nie będzie Ci się już nudzić. Będziesz czekać na małe gesty, na małe – duże słowa, wypowiedziane z jego ust, które późną nocną będą przychodzić Ci do głowy wywołując bezsenność. Niekończące się rozmowy i serca, które biją szybciej na dźwięk telefonu i dzwonka do drzwi. Zielona herbata, którą pił u Ciebie tamtego wieczoru nigdy nie będzie już smakowała tak dobrze. Perfumy, które miałaś na swoim ciele tamtego lata już zawsze będą kojarzyły Ci się z jego zmysłowym „pięknie pachniesz…”. Są serca, które po prostu biją w jednym rytmie. Bez słów. Bez względu na odległość jaka je dzieli czuje się tą niewytłumaczalną bliskość. Jedno słowo, a trafia dokładnie tam gdzie tak długo na nie czekałaś.
To historia bez happy endu. Z małym, wydrążonym miejscem w moim sercu. Są bowiem osoby, które wnoszą do naszego życia radość, o jakiej nie wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie odczuwać. Wkradają się do naszego życia po cichu… i stają się cząstką nas. Potrafimy latami tkwić w nieudanych związkach, potrafimy też przez kilka miesięcy, a nawet dni odczuć całą paletę emocji. Utrata to nieodłączny element życia, tak jak miłość.
LILIANA K. Z ELBLĄGA
Ona – długie, kasztanowe włosy – nigdy ich nie farbowała. Lekko opadały na jej ramiona, na szary sweterek, szary płaszcz i szalik w kolorze burgundu.
Codziennie o tej samej porze wsiadała do pociągu. Codziennie siadała w tym samym miejscu i w tym samym przedziale. Rutyna pozwoliła jej oszacować,
którymi drzwiami musi wyjść, bo znaleźć się na najkrótszej drodze do pracy. Ta rutyna miała w sobie posmak stałości, rzeczy, która daje bezpieczeństwo.
W mieszkaniu, które wynajmowała czekał na nią kot – najbardziej stałe stworzenie na świecie. Podobne do niej – niezależne, nieufne, ale pielęgnujące swe codzienne obrządki z pieczołowitością.
Dzisiaj obudziły ją promienie jesiennego Słońca. Ten dzień był inny niż poprzednie. Dawno nie widziała promieni Słońca, bo jesień była wyjątkowo deszczowa i zachmurzona.
Postanowiła jakoś to uczcić. Dała kotu jedzenie i smakołyk w postaci piersi z indyka. Usiadła przed lustrem i zaczęła się malować. Jej wzrok padł na szminkę – nie pamięta,
czy kiedykolwiek jej używała. Dostała ją w prezencie, chyba od mamy. Sięgnęła po nią, zupełnie bezwiednie. Miała kolor głębokiej czerwieni.
On – czarny sweter, czarne spodnie, skórzana kurtka. Brunet. Codziennie o tej samej porze wsiadał do pociągu. Codziennie siadał w tym samym miejscu i w tym samym przedziale.
Rutyna pozwalała mu oszacować, którymi drzwiami musi wyjść, by znaleźć się na najkrótszej drodze do pracy. Ta rutyna miała w sobie posmak stałości, rzeczy, która daje bezpieczeństwo.
W mieszkaniu, które wynajmował, czekał na niego pies – najbardziej przyjacielskie stworzenie na świecie. Podobne do niego – towarzyskie, otwarte, lubiące przygody.
Dzisiaj obudziły go promienie jesiennego Słońca. Ten dzień był inny niż poprzednie. Dawno nie widział promieni Słońca, bo jesień była wyjątkowo deszczowa i zachmurzona.
Postanowił jakoś to uczcić. Wyszedł z psem na spacer na dłużej niż zazwyczaj, by rozkoszować się z nim wspólnie słonecznym dniem.
Ona – pracę rozpoczynała punkt 9. Lubiła być trochę przed czasem, by móc zaparzyć sobie kawę i zamknąć oczy na 5 minut.
On – pracę rozpoczynał punkt 8. Nie zawsze dojeżdżał na czas, przez co musiał zostawać po godzinach.
W ten dzień ona stała na przystanku, jak zawsze, punkt 8.30. W tym samym miejscu co zwykle, obok drugiej tablicy informacyjnej, w tej okolicy zatrzymuje się drugi wagon, do którego zawsze wsiadała.
On wpadł na peron o 8.31. Ten piękny słoneczny dzień sprawił, ze na spacerze z psem nie patrzył na zegarek. Spóźni się do pracy i znów będzie musiał zostawać po godzinach.
Pociąg już miał odjeżdżać. Wskoczył przez jeszcze otwarte drzwi drugiego wagonu.
Ona już wyciągała książkę, by otworzyć ją na stronie 116. Tam, gdzie wczoraj ją zamykała.
On usiadł na wolnym miejscu, naprzeciw młodej kobiety w kasztanowych włosach, w szarym płaszczyku, która właśnie wyciągała książkę. Na jej ustach błyszczała czerwona szminka.
Oświadczył się jej 2 miesiące później, pod wieżą Eiffla w Paryżu. W pracy nerwowo szukano zastępstwa.