Nowoczesną, głośną i angażującą sztukę ulicy przenosi w obręb klasycznego medium, jakim jest malarstwo. Na statycznym płótnie bezbłędnie potrafi oddać dynamikę i ruch. Twórczość Karola Drzewieckiego, bo o nim mowa, mieści w sobie wiele fascynujących sprzeczności. O dorastaniu wśród sztuki, komentowaniu za jej pomocą rzeczywistości i fascynacji pop artem rozmawia z artystą Antonina Rostowska.
Podkreślasz, że sztukę wyssałeś z mlekiem matki – pochodzisz z rodziny o silnych tradycjach artystycznych. Jak duży wpływ na Twoją przyszłość posiadał fakt, iż rodzice przez cały okres Twojego dzieciństwa i dorastania aktywnie uprawiali sztukę?
Karol Drzewiecki: Sztuka od urodzenia była dla mnie czymś naturalnym. Od zawsze byłem nią otoczony. Zacząłem przygodę z malarstwem bardzo wcześnie- pierwszy olejny obraz namalowałem, mając 5 lat. Mam go do dziś, jest to rodzinna pamiątka. Podczas gdy większość ludzi musi w pewien sposób wykształcić w sobie chęć obcowania ze sztuką, ja nigdy nie przechodziłem przez ten etap- dzięki temu, że urodziłem się i dorastałem w artystycznej rodzinie, sztuka zawsze była naturalnym elementem mojej codzienności.
Pomimo iż na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu studiowałeś grafikę i komunikację wizualną, obecnie zajmujesz się malarstwem. Skąd ta zmiana kierunku rozwoju?
KD: Faktycznie, okres studiów był czasem, kiedy pociągały mnie zupełnie inne formy ekspresji twórczej. Widziałem siebie wówczas w roli projektanta. Śledziłem i napawałem się wielkimi przedsięwzięciami w szeroko rozumianej reklamie kreatywnej i byłem tym zafascynowany. Z czasem okazało się, że kolejne godziny pracy spędzone przy realizacji zleceń, które często były pracą raczej rzemieślniczą aniżeli kreatywną, są dla mnie niezwykle nużące. Potrzebowałem zmiany, powiewu świeżości. Wtedy przyszło malarstwo.
Jak wspominasz swoją edukację uniwersytecką? Czy studia przygotowały Cię do bycia artystą i życia ze sztuki?
KD: Studia z pewnością pobudziły moją namiętność do sztuki. Rozwinęły mnie one nie tylko warsztatowo, ale też pod względem wielokierunkowego patrzenia na dany problem artystyczny. Otworzyły mi umysł. Ponadto studia pozwoliły mi obcować z wieloma wspaniałymi ludźmi, których połączyła ze mną wspólna pasja. Chociaż edukacja uniwersytecka przygotowała mnie z pewnością do życia ze sztuką, nie przygotowała mnie niestety do życia ze sztuki.
Częstym motywem pojawiającym się w Twoim malarstwie jest pędzący na koniu dżokej. Skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do tego wątku przedstawieniowego? Czy to może przez miłość do tych zwierząt i pasję do jazdy konnej?
KD: To dziwne, ponieważ był to pewien impuls. Sam nie jeżdżę konno i w zasadzie mogę powiedzieć, że oprócz znanych mi motywów przedstawiających konie w malarstwie, nie mam do czynienia z tą tematyką. Kilka lat temu, obserwując konie na wsi w górach i przyglądając się pracy każdego z ich mięśni, pomyślałem, że skomplikowana motoryka tych stworzeń, jest czymś, co mnie pociąga jako artystyczne wyzwanie. Czymś, co może dać upust mojej malarskiej ekspresji. Dostrzeżona przeze mnie w tamtym momencie wolność, spontaniczność, piękno, to cechy archetypiczne, a jednocześnie całkowicie spójne z moją osobą. Być może właśnie dlatego z czasem pojawiła się miłość do tego motywu.
Twoje przedstawienia zrealizowane są w stylistyce przypominającej szablonowe malarstwo charakterystyczne dla street artu. Czy poza malarstwem sztalugowym związany jesteś ze sztuką ulicy?
KD: Miałem w swoim życiu epizod związany ze street artem. W pewnym momencie kultura ulicy była mi dość bliska. Bliskość ta z czasem jednak ewoluowała i w tej chwili wygląda zupełnie inaczej. Obecnie patrzę na nią szerzej. Postrzegam całe miasto jako żywy organizm- lubię obserwować, w jaki sposób każdy z trybów tego skomplikowanego mechanizmu wpływa na pozostałe. Jak jedna „zainfekowana” tkanka może wpłynąć na inne, wywołując efekt motyla już w zupełnie innej skali. Aktualnie działam jedynie na płótnie, choć mam w planach również pewne akcje, które zostaną przeprowadzone bezpośrednio na ulicy.
Za pośrednictwem swoich obrazów wypowiadasz się także na trudne tematy polityczne, społeczne, kulturowe. Czy uważasz, że sztuka to dobre pole dla inicjowania dyskusji?
KD: Sztuka może funkcjonować na znacznie szerszym forum i w znacznie atrakcyjniejszy sposób, co jednoznacznie wpływa na lepszy odbiór przekazu. Uważam więc, że jest to świetne pole do inicjowania dyskusji.
Bohaterowie Twoich obrazów to często postaci z popularnych kreskówek. W swoich przedstawieniach zdarza Ci się umieszczać także inne elementy nawiązujące w bezpośredni sposób do kultury masowej. W jaki sposób Ty, jako artysta, postrzegasz rolę popkultury w naszej codzienności?
KD: Bardzo lubię przedstawiać dany problem, kontrastując go z nieoczywistym elementem. Ostatnio rozmyślałem nad pojęciem kultury masowej. Pojęcie to oczywiście funkcjonuje, natomiast można zadać sobie pytanie, czy połączenie tych dwóch słów jest zasadne? Z jednej strony kultura, którą ma wykształcić w pewien sposób naszą osobowość, z drugiej strony masa, która kojarzy się z pewną nijakością, biernym staniem w tłumie… może jest to oksymoron? Dlatego właśnie lubię zabawę z popkulturą. Często za pośrednictwem swoich prac szydzę z tego, jaki ma ona na nas wpływ. Staram się badać to, w jaki sposób popkulturowa rzeczywistość, w której na co dzień się poruszamy, wpływa na naszą moralność i zmienia priorytety.
Twoje przedstawienia są perfekcyjnie dopracowane pod względem warsztatowym. Pojawiają się w nich jednak elementy ekspresyjne- plamy, zacieki. Zastanawia mnie wobec tego, w jaki sposób wygląda twój proces twórczy.
KD: Najczęściej działam bardzo spontanicznie, pod wpływem chwili. Nie ma tu więc miejsca na szczegółowe rozrysowywanie kompozycji czy dywagacje nad kolorystyką. Tworzę intuicyjnie, maluję pędzlem, dłońmi. Często używam przedmiotów, które nie kojarzą się z malarstwem. Przy ich pomocy eksperymentuję, sprawdzając, w jaki sposób będzie wyglądać nałożona nimi na płótno plama. Zależy mi, aby inicjować twórczy, ekspresyjny akt- zwykle radosny, emocjonalny. Oczywiście, gdy przychodzi czas na ostatni szlif skupiam się nad równowagą form, kolorów. Ustalam pewne rzeczy, patrzę już wtedy bardziej chłodno, ale w dalszym ciągu nie robię tego z linijką 🙂
Czego, jako artyście, można Ci życzyć na dzień dzisiejszy?
KD: Żeby cały czas twórczość sprawiała mi tyle radości!