Wracamy do normalności. Pod warunkiem, że czas sprzed pandemii uznamy za normalny. Mam cichą nadzieję, że niektórzy przejrzeli na oczy i będą bardziej przestrzegać wszelkich zasad, ponieważ one prawie zawsze są celowe.
Niedługo będzie możliwość wyjścia bez maseczek, w końcu będzie można założyć sukienkę kupioną kilka miesięcy temu i dobrać do niej torebkę. Tym razem nie ze sklepu, ale z własnej garderoby. Z rozmów ze znajomymi wiem, że pandemia wyleczyła nas z chęci posiadania tylu rzeczy. Nie musimy bez przerwy pracować i jesteśmy w stanie żyć przy ograniczonych zasobach. Przy większej ilości wolnego czasu do głowy wpadają ciekawe pomysły.
To nie tylko moja opinia, że w momencie zakupu jakiejś nowej pary dżinsów, nowej sukienki czy butów, chodzimy właśnie w tych rzeczach, jakby poprzednie przestały nagle istnieć. Wystarczy, że w szafie czy garderobie nowe zakupy przesuną stare do tyłu i przestajemy nawet zadawać sobie trud, żeby spojrzeć, co jest głębiej.
Nowa sytuacja, kiedy nie ma tylu środków, być może spowoduje większą pomysłowość (nie lubię słowa „kreatywność”, ponieważ wolę polskie określenia, które są mniej nowomodne, pretensjonalne.
Sama zaczęłam przyglądać się swoim sukienkom, które wiszą od kilku lat bezużytecznie. Zabierają tylko przestrzeń, której nie mam zbyt wiele. Szkoda mi się z nimi rozstać na zawsze, ponieważ są klasyczne i dobrze uszyte z naturalnych materiałów. Ale muszę przyznać, że ich przynajmniej parę lat nie miałam na sobie. Czas najwyższy, żeby coś z tym zrobić i nie mam tu na myśli pozbywania się ich. Raczej skłaniam się ku wykorzystaniu ich w nowych kombinacjach. Jeśli tylko ktoś ma teraz mniej pieniędzy i więcej czasu, warto pobawić się w nowe połączenia. A jeśli ktoś koniecznie chce zaszaleć modowo, można dokupić jedynie drobiazg, który zmieni całą stylizację. Do poważnej czarnej lub szarej sukienki można przypiąć kolorową broszkę, a wychodząc z domu – wziąć torebkę z mocniejszymi akcentami. Można też przejrzeć portmonetki i torebki. Nadal modne są (chyba od zeszłego roku) maleńkie torebki – takie tylko na karty kredytowe i ewentualnie na telefon – na długim pasku przewieszonym na skos.
Modne są też gawroszki, które kosztują całkiem niewiele. Mogą nic nie kosztować, jeśli odsunie się głębiej swoją szufladę. Taką gawroszkę można zastosować do rozpiętej koszuli – swojej albo swojego męża czy chłopaka, ale na swojej szyi. Jeśli kocha, to się nie pogniewa, jeśli pożyczymy jego koszulę raz czy dwa. Ja wiem, że to niesprawiedliwe, bo on raczej nie będzie chciał pożyczać od nas. Ale w odruchu wzajemności (to zdrowy odruch) z naszej starej bluzki możemy wyciąć parę kwadratów, obrębić je ręcznie, jak to robiły damy za dawnych czasów, i podarować jedyne w swoim rodzaju poszetki kochanemu mężczyźnie. Bez pożyczania koszul też można się tak pobawić. Życzę natchnienia.