Wiele razy przymierzałam się do zakupu smartwatcha. Zawsze miałam wrażenie, że pozwoli mi się lepiej zorganizować i zmobilizuje mnie do większej aktywności. Czy tak się stało? Poznajcie moje doświadczenia po kilku dniach spędzonych z najnowszym dzieckiem FOSSILA – smartwatchem Q Wander.
Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Mam na myśli taką chwilę, kiedy patrzysz na jakiś przedmiot i mimowolnie się uśmiechasz. Fajne, stylowe pudełko, prześliczny okrągły zegarek na metalowej bransolecie – po prostu cieszy oko.
Łączenie, ładowanie, itp.
Jeśli chodzi o kwestie informatyczne jestem tą “blondynką”, która zawsze prosi kolegów o pomoc. Dlatego połączenia telefonu z zegarkiem obawiałam się najbardziej. Jak się okazało – niesłusznie. Po prostu ściągasz aplikację Android Wear, włączasz zegarek i stosujesz się do wydawanych przez niego poleceń. Ha! Banał! Tak samo jak ładowanie. Nie trzeba nigdzie nic wtykać! Wystarczy położyć zegarek na specjalnej płytce i odbywa się szybkie ładowanie. Jest to bardzo wygodne. Ja umieściłam płytkę na szafce nocnej i przed snem położyłam na niej smartwatcha.
Tarcze, paski i inne atrakcje
Pierwsze, co zrobiłam, to przejrzałam dostępne tarcze. Znalazłam Freda, który śmiesznie wymachiwał rękoma (to taka klasyka Fossila) i kilka innych, które chciałam ustawić ASAP. Postanowiłam, że za każdym razem tarczę dobiorę do ubioru i podobnie zrobię z bransoletą. Przez cały okres używania zegarek sprawiał mi niezwykłą frajdę już poprzez samo patrzenie na jego kształty. Zdarzało się, że czasem kilka razy dziennie zmieniałam cyferblat i za każdym razem czułam, że mam nowy zegarek.
fot. materiały prasowe
Personalny asystent na nadgarstku
To chyba najlepsze określenie tego, jak odbieram zegarek po kilku dniach używania. Z moim Androidem działa wyśmienicie na każdej płaszczyźnie. Wyświetla powiadomienia o smsach, informacje, kto dzwoni, pozwala nawet odbierać połączenia. Kilkakrotnie po prostu czułam się wolna, bo nie muszę szukać w torebce telefonu albo nerwowo klepać się po kieszeniach – gdzie go tym razem wcisnęłam. Stojąc na stacji metra z torbą w ręku mogłam błyskawicznie sprawdzić, czy ktoś do mnie dzwonił, czy jest nowy sms lub email. Z perspektywy czasu mogę ocenić, że takich funkcji zegarka brakowało mi najbardziej. Równie mocno urzekły mnie mapy Google. Niesamowite, kiedy masz się gdzieś przemieścić i dostajesz instrukcje wprost z zegarka. Czułam się jakbym była przeniesiona w przyszłość. Jeszcze niedawno takie rzeczy widziałam w filmach s-f, a teraz mam to “wszystko” na swoim ręku. Respect!
fot. materiały prasowe
Funkcja OK Google, która umożliwia sterowanie głosem, działa bardzo poprawnie, choć – przyznaję – czułam się nieswojo, gdy w tramwaju mówiłam do zegarka.
Jeśli chodzi o funkcje treningowe w pakiecie dostajemy to, co daje Google Fit. Dowiemy sie zatem ile dziś spaliłyśmy kalorii, czy zasłużyłyśmy na drugą ulubioną latte, czy może musimy się jeszcze trochę poruszać. Funkcja ustawianych celów dziennych przez cały tydzień zmuszała mnie do aktywności, co bardzo mi się spodobało. Do tego stopnia wciągnęłam się w poprawę wyników, że zamiast dojechać do następnego przystanku, postanowiłam kilka razy przejść się spacerkiem, by uzyskać lepszy wynik dzienny.
Podsumowując moją kilkudniową przygodę z nowym Q FOSSILA mogę powiedzieć, że absolutnie mnie urzekł. W szczególności spodobał mi się jego wygląd i możliwości personalizacji. Prostota tak skomplikowanego urządzenia również zaskakiwała mnie cały czas. Od kiedy nie mam Q Wander na ręku, mam wrażenie, że cofnęłam się nieco w czasie. Cieszę się, że moja przygoda z smartwatchem zaczęła się właśnie od FOSSILA i – szczerze mówiąc – już sugeruję mojemu partnerowi co chętnie znalazłabym pod choinką. 😉
Poniżej znajduje się lista dystrybutorów u których możesz kupić Q przez Internet: