Pojawiła się w kampaniach Oscara de la Renty, Pinko i duetu Dolce[&]Gabbana. Na swoim koncie ma lookbooki Zary, Mango, All Saints i Jasona Wu. Chodziła w pokazach niemalże każdej najważniejszej marki od Chanel poprzez Diora aż do Gucciego, Armaniego i Wanga. Ciężko zliczyć jej sesje dla najbardziej opiniotwórczych pism branży, z Vogue’m na czele. Mimo to, do swojej pracy podchodzi ze zdrowym dystansem.
Nam w Paryżu Patrycja Gardygajło opowiedziała o początkach w modelingu, przewidywalności i o tym, że do pewnych rzeczy da się przyzwyczaić.
Nie ma Cię za dużo w mediach. Unikasz ich?
Nie unikam ich, ale z natury jestem dosyć skryta i nie lubię odkrywać mojego życia prywatnego przy każdej okazji. Mam pracę do wykonania i ją wykonuję. Cała reszta jest jedynie dodatkiem.
W porównaniu do Twoich koleżanek ciężko jest znaleźć informacje o Tobie.
Może, dlatego, że zaczęłam bardzo dawno temu. To było w czasie liceum i nie za bardzo chciałam też wtedy wyjeżdżać. Szkoła była najważniejsza dla mnie i dla rodziców. Przez to nie udzieliłam się zbytnio w modelingu. Potem zrobiłam sobie przerwę na maturę. Chciałam się skupić wyłącznie na niej, a szkoła i tak nie za bardzo pozwalała mi na trzymiesięczne wyjazdy.
Nie patrzyli na to przychylnym okiem?
Nie za bardzo. Akceptowali maksymalnie miesiąc czasu.
Liceum skończyłaś w Stargardzie Szczecińskim?
Tak, do tego było bardzo wymagające. Nie można było sobie odpuszczać. Z tego względu zdecydowałam się na tę przerwę. Zdałam maturę, ale miałam wątpliwości czy chcę być modelką. Agencja przekonała mnie jednak, żebym przynajmniej na razie nie szła na studia i dała sobie szansę w modelingu.
Co byś wybrała?
Skończyłam klasę o profilu biologiczno-chemicznym. Nie myślałam jednak o medycynie, bo wiem, że jest bardzo ciężka, chociaż zawsze była moim marzeniem. Po maturze nie byłam pewna, co chciałabym robić w życiu. Wybrałabym pewnie jakiś kierunek związany z chemią.
Myślisz o tym, żeby jednak spełnić ten plan?
Tak, coraz częściej myślę jednak o dietetyce. Wspomniany rok przerwy trwa już 4 lata, więc może kiedyś pójdę na studia, ale na pewno nie teraz.
Teraz jest Twój czas w modelingu.
Obecnie poświęcam się stuprocentowo pracy. Zawsze skupiam się całkowicie na tym, co robię.
Nie lubisz się rozdrabniać?
Dokładnie. Nie mogłabym w tym samym czasie chodzić do szkoły i działać w modelingu. Za parę lat to pewnie się skończy. Modelką całe życie być nie mogę.
Są jednak takie, które niemalże wszystkie lata poświęciły tej pracy.
Oczywiście, że są. Ale myślę, że nie będę jedną z nich.
Modeling jest bardzo zaskakujący.
W tym biznesie rzeczywiście nic nie jest pewne. Trochę mnie to denerwuje.
Wolisz przewidywalność?
Tak! Ja w ogóle jestem bardzo poukładana. Zawsze mam swój plan, swoje daty. Ale bardzo często zdarza się, że to się nie udaje albo na to zaplanowane miejsce wskakuje coś innego. Wiem, że nie powinnam planować, ale ciągle chwilami jeszcze walczę sama ze sobą.
Musisz mieć punkty zaczepienia?
Chciałabym. Już trochę się jednak przyzwyczaiłam, że zawsze coś jest na ostatnią chwilę. Nie irytuję się już tak jak kiedyś.
Da się przyzwyczaić?
Musiałam. Żyję z dnia na dzień. Jak znajomi pytają mnie, kiedy będę i kiedy się spotkamy, to odpowiadam, że powiem im dzień przed (śmiech).
Życie z godziny na godzinę. Miało cię nie być dziś w Paryżu (śmiech).
Okazało się, że zostaję jeszcze tydzień (śmiech).
Gdzie wracasz?
Na pewno wracam do domu, do Stargardu. Pod koniec października lecę do Nowego Jorku i tam zostanę do świąt.
Lubisz punkty zaczepienia. Masz taki swój punkt gdzieś na świecie?
Najlepsze jest to, że nie mam. Żyję na walizce. Gdzieś tam zawsze jest dom rodzinny. Przyjeżdżam tam i zwykle zwożę wszystkie swoje rzeczy (śmiech). Jak potrzebuję letnich ubrań to jadę do domu i wymieniam szafę. To też dobra wymówka, by rzeczywiście zebrać się i pojechać zobaczyć z rodzicami.
Przyjdzie moment, że będziesz szukać?
Myślę, że już powoli nadchodzi.
Pewnie nie w Polsce.
Ze względu na pracę wygodniej, jeśli będzie to zagranicą. Na pewno nie Paryż, Londyn, ani Mediolan. Został mi Nowy Jork, ale zastanawiam się, czy mogłabym tam wytrzymać. Przez jakiś czas owszem, ale nie wiem czy nie musiałabym się gdzieś znowu ruszyć. Nie mogę być zbyt długo w jednym miejscu.
Szukasz swojego miejsca, a z drugiej strony ciągle chcesz czegoś nowego.
Wiem, że to dziwne. W tej chwili nie mogłabym wybrać jednego miejsca. Wszędzie wolę być po trochu, a z drugiej strony nie lubię jak jestem dwa tygodnie w rozjazdach. Jeden dzień jestem tu, drugi tam, a trzeci już na innym kontynencie. Wtedy mam takie poczucie, że chciałabym być w domu (śmiech). Usiąść w spokoju i nie ruszać się przez kolejne dwa tygodnie. Mieć normalne życie, umówić się ze znajomymi. A nawet tego nie mogę sobie w tej chwili zagwarantować, bo nie wiem, co będę robić za dwa dni.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO
Jak zaczęła się Twoja przygoda z modelingiem?
Bardzo prosto. Wysłałam zgłoszenie do D’Vision.
Miałaś wtedy 15 lat.
Odezwali się, więc pojechałam z tatą na spotkanie. Byłam przerażona i bardzo podekscytowana.
Chciałaś zostać modelką czy traktowałaś to, jak przygodę?
Nie powiem żebym tego bardzo pragnęła, chociaż gdzieś tam podświadomie chciałam żeby się udało. Ale myślę, że gdyby z tego nic nie wyszło pewnie nie byłoby z tego większej tragedii.
Byłabyś dziś farmaceutką.
Być może (śmiech). Życie toczyłoby się dalej. Chciałam po prostu spróbować. Ale nie czułam, że za wszelką cenę muszę zostać modelką.
Wcześniej interesowałaś się modą?
Nie, nie za bardzo.
A teraz?
Też nie za bardzo (śmiech). Do dziś nie oglądam wszystkich pokazów. Najzabawniejsze jest, gdy ktoś mnie pyta, jaka była kolekcja. Mimo, że w niej szłam to i tak nie bardzo nawet potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Pamiętam swój outfit, ale nie pamiętam całości kolekcji (śmiech).
Pracowałaś przy kampanii, katalogu i szłaś w pokazie Dolce[&]Gabbana…
Uwielbiam Dolce[&]Gabbana! Są fantastyczni, bardzo mili i rodzinni. Ostatnio mój kierowca w Mediolanie śmiał się, że jak wychodzę od nich z przymiarek to jestem uśmiechnięta od ucha do ucha. Tam zawsze jest super atmosfera!
Są wyjątkiem? Czy często spotykasz się z takim podejściem projektantów do modelek?
Jest kilku projektantów, którzy nie za bardzo rozmawiają z modelkami. Mają swoich asystentów. A Dolce[&]Gabbana są dosłownie wszędzie. Masz ich wsparcie nawet tuż przed wyjściem na wybieg, kiedy doglądają wszystkiego. Są naprawdę normalni, dlatego nie czujesz, że to ten Dolce i ten Gabbana.
Ktoś zaskoczył Cię pozytywnie mimo złych wyobrażeń?
Ja nigdy nie miałam złych wyobrażeń o projektantach.
Zdarzają się tacy, którzy każą czekać modelkom trzy godziny aż zjedzą pizzę.
To, że czekamy jest dla nas normalane i wpisane w naszą pracę.
Nie ma w niej jednak poszanowania czasu drugiej osoby?
Zależy. Czasami rzeczywiście mało, kogo obchodzi to, że gdzieś się spieszę. Zdarza się jednak, że z tego względu robią pewne rzeczy specjalnie w 5-10 minut.
Wiem, że to może rzeczywiście wyglądać strasznie, że często wszystko trwa wiele godzin. Ale to też jest ich praca. Zapewne mogliby zrobić wiele rzeczy o połowę krócej, ale chcą to zrobić jak najlepiej. Zobaczyć czy dziewczyna się nadaje lub czy look jest odpowiedni. Czekają też na ubrania, które praktycznie szyją się w trakcie naszych castingów i przymiarek.
Jak się regenerujesz po całym sezonie Fashion Weeks?
Dla mnie to zawsze musi być dom. Taki jeden dzień nic nie robienia.
Jeden dzień?
Może być jeden, bo drugiego zaczynam się nudzić (śmiech). Tak żeby nikt nie dzwonił, żebym mogła poleżeć w domu w dresie. Normalny, leniwy dzień.
Nie potrafisz nic nie robić skoro po jednym dniu wolnego się nudzisz (śmiech).
Są dni, kiedy nie ma nic, ale są tygodnie, kiedy ciągle coś się dzieje. To uzależnia w jakiś sposób. Po Paryżu będą teraz akurat dni ciszy. Każdy musi się zregenerować, choć Nowy Jork zaczyna już działać, bo minęły 3 tygodnie i odpoczął. My jeszcze nie. Niebawem jednak trzeba będzie tam polecieć.
Jakieś plany?
Nie ma planów. Są opcje pracy, ale to wyjdzie w praniu. Mój plan jest taki – Nowy Jork. A co się okaże w trakcie? Jestem przygotowana na wszystko i mam ze sobą wszystko. Przez to mam nawet nadbagaż (śmiech).