Logotyp serwisu lamode.info

MARIA LOKS – WYWIAD Z MODELKĄ D’VISION

O pracy w Sądzie Rejonowym, rysowaniu i o tym, że nie ma nic złego w byciu dziwną. Z modelką D’Vision Marysią Loks spotkaliśmy się w czasie ostatniego Paris Fashion Week.

MARIA LOKS – WYWIAD Z MODELKĄ D’VISION 12312 124152

Dobrze radzące sobie w branży modelki rodzą się z przypadku. Nigdy wcześniej nie interesowały się modą. Są znajdywane na ulicy, zakupach lub same przychodzą do agencji, co też jest zbiegiem okoliczności. Dokładnie tak, jak Marysia Loks z D’Vision, która z Sądu Rejonowego na Pradze Południe wyrwała się na wybiegi najlepszych marek świata.

 

W swoim pierwszym sezonie dostała pokaz exclusive Céline. Chodziła u takich marek jak Saint Laurent Paris, Louis Vuitton, Chanel, Rochas, Dires Van Noten, Peter Pilotto, Mulberry, Paul Smith, Marc Jacobs czy Kenzo.


Sesje zdjęciowe z jej udziałem pojawiły się w największych magazynach od Vogue przez V Magazine aż do Dazed[&]Confused i CR Fashion Book. Mogliśmy zobaczyć ją w lookbookach Céline wraz z Magdą Jasek, Kenzo i Zary. Wciąż jednak wydaje jej się to nierealne.

 

Wszystko robi na 100%, bo wie, że kariera modelki nie trwa wiecznie. W przyszłości nie chce zarzucać sobie, że nie poświęciła pracy wystarczającej ilości czasu. O tym oraz o rysowaniu, nowym życiu w stolicy Francji i zepsutym komputerze rozmawialiśmy z Marysią Loks w Paryżu, gdzie obecnie mieszka, w czasie ostatniego Tygodnia Mody.

 

 

Dlaczego Paryż?


Po raz pierwszy przyjechałam tu jakieś 2 lata temu. Zaczęłam pracować, ale nie szło mi tak dobrze jakbym tego chciała. Poznałam w tym czasie pana Jamesa Thompsona, który okazał się miłością mojego życia. I jak głupia para nastolatków po trzech miesiącach znajomości postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Spakowałam, więc wszystkie rzeczy w jedną walizkę. Postanowiłam, że wyjeżdżam w sobotę i w środę byłam już w Paryżu rozpoczynając nowe życie.

 

 

Zostawiając dotychczasowe w Polsce.


Mniej więcej. Kiedy się wprowadziłam nie wiedzieliśmy jak to będzie wyglądać i czy się nie znienawidzimy po trzech dniach. To była ryzykowna decyzja, ale okazała się najlepszą, jaką podjęłam w życiu. Obecnie jesteśmy zaręczeni i bierzemy ślub w przyszłym roku w Warszawie.

 

 

Jesteś Warszawianką?


Tak.

 

 

Stąd decyzja?

 

Nie. W Warszawie jest dużo taniej. Nie zamierzam wydać na wesele wszystkiego, co zarobię. Chciałabym zaplanować dla siebie jakąś przyszłość, pójść na uniwersytet.

 

 

To znaczy?


Skończyłam liceum z dość dobrymi wynikami. Próbowałam studiować kilka różnych przedmiotów, ale w zasadzie nigdzie nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Stwierdziłam, że poczekam, nauczę się czegoś i dowiem się, co naprawdę chciałabym robić w życiu. I kiedyś pójdę na studia.

 

 

Wtedy postawiłaś na modeling?


Na modeling postawiłam, gdy przez około rok pracowałam w Sądzie Rejonowym na Pradze Południe i zepsuł mi się komputer. Bardzo chciałam kupić nowy, ale z tamtej pensji ciężko byłoby coś takiego zrobić. Stwierdziłam, że jestem wysoka, nie jestem gruba, więc może będę modelką.

 

 

I tak się zaczęło?


Tak.

 

 

Sąd rejonowy „wypchnął” Cię do mody (śmiech).


Tak, zdecydowanie był bardzo dużą mobilizacją. Po spędzeniu tam kilku miesięcy czy roku, bardzo szybko uczysz się tego, czego nie chcesz robić nigdy w swoim życiu. Nie była to najlepsza praca (śmiech).

 

 

I zarobiłaś na komputer.


Dokładnie. Pamiętam, że kiedy zaczynałam przygodę z modelingiem miałam bardzo dużo uprzedzeń, które ma wiele osób, kiedy myśli o tym zawodzie.

 

 

Co myślałaś?


Bałam się, że zamienię się w głupią dziewczynę, która rozmawia głównie o torebkach, butach i kremach do twarzy. Że będę obracać się w bardzo smutnym i pustym świecie. Okazało się, że dzięki tej pracy mam możliwość poznać wiele naprawdę interesujących osób. Że modeling daje mi niesamowitą szansę zmienienia mojego życia w ogromnym stopniu.

 

 

Z Sądu Rejonowego na światowe wybiegi.


Nie byłam dziewczyną, która miała marzenie, by zostać modelką. Nigdy nie widziałam siebie na wybiegu. Do tej pory chyba tak mam (śmiech). Bardzo lubię pracować przy sesjach zdjęciowych z kameralną ekipą, bezpośrednio z fotografem. Wybieg wciąż jest dla mnie rzeczą bardzo abstrakcyjną. Nigdy nie chciałam być tą dziewczyną, która idzie środkiem i wszyscy się na nią patrzą.

 


Jednak sobie poradziłaś.


Z każdym pokazem jest to zdecydowanie łatwiejsze. Kiedy robiłam swój pierwszy byłam tak zdenerwowana, że nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się dzieje.

 

 

Stres zrobił swoje?


Był ogromny. W moim pierwszy sezonie zrobiłam z największych marek pokazy Louis Vuitton oraz Céline. Szłam wtedy bardzo zestresowana, zastanawiałam się czy nie wyglądam głupio, czy te wszystkie dziewczyny, które powinny być właśnie na moim miejscu, myślą sobie – co ona w ogóle tu robi? I czemu tak koślawo idzie (śmiech)?

 

 

Czujesz już, że jesteś we właściwym miejscu?


Myślę, że tak. Powoli przyzwyczajasz się do tego, kiedy robisz dwudziesty czy trzydziesty pokaz. Jednak wciąż mam takie wrażenie, że nie do końca wszystko jest realne. Wygląda to trochę jak sen. Ale bardzo dobry i przyjemny.

 

 

Który jego fragment był najważniejszy?


Na pewno cała moja pierwsza praca przy pokazie Céline była wielkim, wielkim wydarzeniem. Ale ważne są też takie sytuacje jak na przykład pokaz Paula Smitha, który zrobiłam w swoim pierwszym sezonie, byłam wtedy zupełnie nieznaną osobą. W kolejnym sezonie ominęłam Fashion Week w Londynie. W tym roku pojawiłam się tam na castingu i cała ekipa otworzyła ramiona i powiedziała „Maria tak bardzo się cieszymy, że znów jesteś z nami!” (śmiech). To było bardzo miłe i wzruszające.

 


Kampania Céline pojawiła się w wielu miastach. To krępujące? Wydajesz się być dość nieśmiałą osobą.


To przyjemne uczucie. Pamiętam jak stałyśmy z Magdą Jasek pod tą reklamą z naszym wizerunkiem, przybiłyśmy sobie piątkę i zrobiłyśmy zdjęcia. Bardzo poprawia to dzień i nastrój. Szczególnie, gdy np. przyjaciel wysłał mi z Tokio zdjęcie tej kampanii.


Zabawne jest to, że możesz stać pod tym plakatem, wyglądać identycznie jak na nim i nikt z przechodniów się nie zatrzyma i nie zorientuje, że to jesteś ty. Mimo, że nasza praca polega na sprzedawaniu wizerunku, jako modelki, to na ulicy jesteśmy bardzo anonimowymi osobami.

 


Wszędzie?


Tak. Oczywiście, co jakiś czas zdarza się, że ludzie pracujący w modzie spotkają mnie w metrze czy samolocie. Ale dla ogółu społeczeństwa, do którego skierowane są wszystkie kampanie i tego typu rzeczy, jestem kolejną dziewczyną mijaną na ulicy, co jest bardzo, bardzo przyjemne.

 

 

 

maria loks wywiad paris fashion week lamode.info

fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO


 

Poza modelingiem także rysujesz.


Zawsze trochę rysowałam, ale nigdy nie traktowałam tego poważnie. To moje bardzo osobiste i relaksujące hobby.


 

Twoje ilustracje pojawiły się wiosną w Another Magazine.


To zupełny przypadek. Stylistka kampanii Whistles, była jedną z osób, odpowiedzialnych za Another Magazine. Zobaczyła jak w przerwach między zdjęciami siedzę z zeszytem i powiedziała – super, modelka, rysuje, Fashion Week, świetny materiał. I zaproponowała mi zrobienie rysunków na temat tygodni mody.


 

Dokładnie dwóch serii.


Pierwsza była na temat Tygodnia Mody w Nowym Jorku. Pokazałam w niej trendy w make-up’ie oraz czekanie, ponieważ jest bardzo dużą częścią naszej pracy (śmiech). Czekamy na przymiarki, na pokaz, na casting, na ułożenie włosów, na metro po zakończonym pokazie (śmiech). Rysunki przedstawiały też różne dziewczyny, które stały się w tamtym czasie moimi koleżankami lub były nimi wcześniej. Druga seria rysunków to były moje osobiste przemyślenia na temat pokazu Margieli, który zrobiłam w zeszłym roku.

 


Zajmiesz się tym na poważnie?


W przyszłości chciałabym studiować ilustrację w Londynie.


 

Jesteś samoukiem?


Nigdy nie chodziłam do żadnej szkoły artystycznej. Nie miałam też za bardzo zajęć z rysunku. Mój tata skończył ASP w Warszawie, więc może rodzinnie gdzieś odziedziczyłam pewne zdolności.


 

Podobno polskie modelki spotykają się u Ciebie na kolacje.


Uważam, że jesteśmy wyjątkowymi szczęściarami. Jako Polki mamy dużą i naprawdę mocną grupę dziewczyn. Wszystkie są miłe, mądre, zorganizowane i nie ma między nami chorej rywalizacji. Plotki o podcinaniu sobie obcasów są nieprawdziwe. Spotykamy się w wolnych chwilach, trzymamy za ręce i klepiemy po plecach.

 


Gdy jest źle?


Myślę, że to jest naszą największą siłą, że jedna dla drugiej jest podporą. Fashion Weeks są bardzo stresującym i bardzo trudnym okresem dla nas wszystkich. Mało śpimy, dużo biegamy i musimy umieć sobie radzić nie tylko z sukcesami, o których wszyscy wiedzą, ale także czasem z odrzuceniem. Na każdy z pokazów, w którym idziemy przypada kilka, których nie mamy możliwości zrobić. Są fajne momenty, ale są też stresujące chwile. A to, że wtedy możemy pobyć razem, dzielić się sukcesami i porażkami jest najlepszą rzeczą na świecie.

 


Jest równie mocna ekipa jak polska?


Trudno powiedzieć, ale pomaga nam to, że mam duża grupę dziewczyn z tej samej agencji matki i to, że jesteśmy w tej samej agencji za granicą. Mamy też bardzo dobry kontakt z Magdą Jasek czy Martą Dyks, z którą na przykład mieszkałam w Nowym Jorku, Londynie i Mediolanie w jednym pokoju. Cały czas jesteśmy koleżankami, choć bałyśmy się, że wspólne mieszkanie może zaważyć na naszej przyjaźni. Decyzja okazała się jedną z najlepszych. Dziękuję Marta i przepraszam za bałagan (śmiech).

 


Myślisz już o wyprowadzce z Paryża na studia?


Jestem bardzo ciekawą świata osobą, więc to jakaś kolej rzeczy. Wyprowadziłam się z Warszawy gdzie się urodziłam i którą znam bardzo dobrze, ale stwierdziłam, że czas na coś nowego. Teraz jeszcze trochę pomieszkam w Paryżu dopóki pracuję, ale za jakiś czas przyjdzie czas na zmiany. Szukanie nowych doznań, nowych przygód i możliwości.


 

Teraz wykorzystujesz je na 100%?


Staram się. Albo robisz coś na 100%, albo w ogóle.

 


Czego byś nie zrobiła?


Trudno powiedzieć. Wszystko zależy od kontekstu i czego od ciebie oczekują. Są sytuacje, kiedy przychodzisz na sesję i fotograf mówi, że masz się rozebrać. Wtedy na przykład mówisz „nie ma mowy”. Bo nie czujesz się komfortowo i nie wnosi to nic do sesji. Są też takie, kiedy wiesz, że powstanie z tego piękny, porządny obraz. Uważam, że po prostu nie należy robić nic wbrew sobie, wbrew własnej woli. Należy kierować się intuicją i tym czy  czujesz się bezpiecznie w danej sytuacji.

 


Nie zawsze można jednak powiedzieć „nie”?


Zdarzyło mi się kilka sesji, które były po prostu brzydkie. Czasami przychodzisz na sesję do magazynu i widzisz już na początku, że zdjęcia będą koszmarne. Budzisz się rano i myślisz „stracę cały dzień, robię coś, co mi się nie podoba i coś, co się nie przyda”. Jesteś jednak w tej sytuacji, że nie za bardzo możesz wyjść i trzasnąć drzwiami.

 


Czasem masz taką potrzebę?


Bardzo rzadko, ale czasem tak. Nie ma pracy idealnej.


 

Chciałaś kiedyś rzucić to wszystko?


Nie. Za bardzo zdaję sobie sprawę, jaka to dla mnie szansa. Myślę, że dużym plusem jest to, że zaczęłam pracować w wieku 22 lat, podejmując bardzo świadomą decyzję. Nie byłam w sytuacji, że do modelingu pchali mnie rodzice, gdy byłam mała. Nie znalazła mnie także żadna agencja. Sama, jako dorosła osoba chciałam zostać modelką i sama muszę uporać się z konsekwencjami tej decyzji.

 


I poszłaś do D’Vision.


Wcześniej poszłam do innej, warszawskiej agencji, ale usłyszałam tam, że nie zostanę modelką. W D’Vision powiedzieli, że jak najbardziej.

 

 

Powiedzieli, że się nie nadajesz, a mimo to nie odpuściłaś.


Myślę, że wszystko zależy od sposobu, w jaki zostajesz odrzucona. Gdyby powiedziano mi, że jestem zbyt gruba, zbyt niska czy zbyt taka i inna, przeanalizowałabym to. Ale hasło, że mogę grać w koszykówkę, ale modelką nie będę, nie było dla mnie żadnym argumentem. Postanowiłam, więc zasięgnąć drugiej opinii.


 

A jeśli po raz drugi usłyszałabyś „nie”?


Nie wiem. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła.

 


Przed Sądem Rejonowym miałaś plan na życie?


Wydaje mi się, że zawsze pływałam po powierzchni życia szukając sensu, celu i pomysłu, co mogę właściwie robić.

 


Sąd był przystankiem?


Wyprowadziłam się z domu, gdy byłam bardzo, bardzo młodą dziewczyną. Musiałam się utrzymać, a nie byłam w sytuacji, gdy mogłam wynająć mieszkanie i nie robić nic. Więc jeśli nie studiujesz musisz znaleźć pracę. W Warszawie nie było tak łatwo, jakby mogło się wydawać.


Miałam plan żeby zostać kelnerką. W połowie dnia próbnego usłyszałam, że niestety państwo mi bardzo dziękują za współprace, ponieważ nie potrafię się ładnie uśmiechać (śmiech). Próbowałam pracować też w recepcji hotelu. Ogólnie miałam bardzo dużo różnych rozmów o pracę, ale zawsze okazywało się, że jestem trochę zbyt dziwna, trochę zbyt nieśmiała i zbyt jakaś tam.

 


Powiedziano Ci, że jesteś dziwna?


I to nie raz. Słyszę to nawet w świecie mody.


 

Tutaj to komplement?


Chodzi o to, by uczyć się przekładać swoje wady w zalety. I swoje trudności w siłę. W tym momencie jestem trochę dziwna, ale jest to zaletą. Nie uważam żeby było w tym cokolwiek złego.


 

Śledzisz, co dzieje się w rodzimej modzie?


Mam całkiem dobre rozeznanie, bo przyjaźnię się ze stylistą Andrzejem Sobolewskim, ale że śledzę wszystko to za dużo powiedziane. Uważam, że polska moda przechodzi przez bardzo duże przemiany. Na przykład w Warszawie widać, że ludzie czują się bardziej komfortowo i przywiązują większą uwagę do tego jak wyglądają.

 


Polska w zagranicznej modzie brzmi już znajomo?


Jest tyle polskich modelek na świecie, szczególnie w ciągu ostatnich 2-3 sezonów, że gdy mówisz – „Jestem z Polski” odpowiadają „Ty też?” (śmiech).

 


Polki wtargnęły z impetem do światowego modelingu.


Wtargnęłyśmy, rozgościłyśmy się i mam wrażenie, że zostaniemy tam na dłużej.


 

 

podobne artykuły