Jacek Sroka jest absolwentem Akademii Fotografii w Krakowie, studentem trzeciego roku zarządzania w Wyższej Szkole Promocji w Warszawie, pracuje jako fotoedytor i fotograf mody – sporo jak na 22-latka. Fotografia jest jego miłością, pasją i siłą napędową. Poznajcie bliżej Jacka, zdolnego magika obiektywu.
Skąd pomysł na bycie fotografem mody?
Nie umiem dzielić pod kreską, piłka nożna też nie jest moją mocną stroną, ale lubię tworzyć, a fotografia mody pozwala mi wykazać się na wielu płaszczyznach, udowodnić, że coś potrafię zrobić dobrze. Wszystko to przyszło spontanicznie, nagle i zmieniło moje życie.
Kiedy zacząłeś interesować się tą formą sztuki?
Kółka plastyczne, taneczne czy teatralne – miałem kontakt ze “sztuką” odkąd pamiętam, interesował mnie każdy element kreatywny, chciałem spróbować wszystkiego i we wszystkim być jak najlepszy.
Czy fotografia to hobby czy sposób na życie?
Fotografia jest dla mnie wszystkim, to mój amerykańsko-warszawski sen. Początkowo zajmowałem się nią hobbistycznie, niepewnie i niezadawalająco, a teraz wiem, że nic innego w życiu robić nie chce. Pomysły na karierę paleontologa, psychologa czy instruktora nurkowania zostały bezpowrotnie wymazane i skupiłem całą energię na tej “dyscyplinie”.
Gdzie najczęściej szukasz inspiracji?
Magazyny, portale modowe, blogi, portfolia znajomych czy agencję skupiające wybitne nazwiska – podglądam, szukam inspiracji i z ekscytacją przeglądam nowe trendy. Inspirują mnie osoby, które miałem szczęście poznać – fotografowie, modele, modelki, styliści, projektanci – motywują, krytykują i wspierają, są najlepszym źródłem pomysłów.
Które z wielkich nazwisk w fotograficznej historii podziwiasz?
Avedon, Dimitris Theocharis, Andrew G. Hobbs, Ben Hassett, Terry Richardson, Steven Meisel, David LaChapelle i Annie Leibovitz. Z polskich twórców inspirują mnie Marcin Tyszka, Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek oraz Radek Polak i Rafał Milach – zawsze zaskakują, wyznaczają trendy, kreują rzeczywistość.
fot. Jacek Sroka
Na czym skupiasz się robiąc zdjęcie?
Moment naciśnięcia migawki jest już końcowym rezultatem i najmniej wymagającą czynnością z całej serii przygotowań – od inspiracji, pomysłu, rozmów, dopracowania detali, dobrania ekipy współtwórców. Ten moment jest tylko dla mnie, moja osobista chwila i przyzwolenie na prywatę. Ode mnie zależy efekt końcowy, ta odpowiedzialność determinuje, by wyszło lepiej, niż zaplanowałem. Zależy mi na emocjach, chcę, by każdy był zafascynowany i bezwzględnie zaangażowany w projekt, a mimo to, wszystko działo się samo, bez stresu.
Styl Jacka Sroki to…
Nie chcę szufladkować, staram się różnicować, nie zajmować określonej niszy, chociaż charakterystycznym elementem, fetyszem jest wyszukiwanie osób androgynicznych, generacji unisex.
Jesteś fotografem z dyplomem czy doskonale orientującym się amatorem?
Jestem absolwentem Akademii Fotografii w Krakowie, ale nadal bez dyplomu. Nie czuję się jeszcze na siłach, by dyplom był reprezentatywny, odkrywczy, by był tym dokumentem, którym przez jakiś czas mógłbym się chwalić, z którego byłbym dumny. Jeszcze nie czas na dyplom, nie dojrzałem do niego.
fot. Jacek Sroka
Czy nazwisko Sroka będzie niedługo znane w Polsce i za granicą?
Problem w tym, że nie lubię swojego nazwiska. Jednak w środku, w Jacku chciałbym, by było znane, by mnie zapamiętano.
Jaką masz strategię samorealizacji?
Strategia? Uczą mnie jej technik na studiach reklamy. Chodzi o to, bym wykorzystał potencjał do realizacji określonych celów, ale to planowanie to dziedziny ścisłe, konkretnie i bezwzględnie? Nie dziękuję! Mam to szczęście, że wszystko w moim życiu dzieję się spontanicznie, szybko i intensywnie, intuicyjnie dokonuję wyborów. Jedyną strategią sukcesu może być związek pasji z pracą, aby w pracy nigdy nie odczuć, że się pracuje.
Do jakich magazynów najchętniej zrobiłbyś sesję? Z kim chciałbyś przy niej
współpracować?
Nie będę oryginalny, że chce zrobić sesję okładkową do Vogue. Chciałbym współpracować z typem androgynicznej urody – Andrejem Pejic, Tildą Swinton czy Kate Moss.
Dziękujemy za rozmowę.