Dawid Klepadło ma zaledwie 21 lat i pochodzi z Białegostoku. Fotografią interesuje się od dziecka – to jego sposób, by opanować wewnętrzny chaos. Rozmawiamy z nim o inspiracjach, przekonaniu o trudnym biznesie fotografii w Polsce i marzeniach, które już są sprecyzowane.
Od kiedy interesujesz się fotografią?
Fotografią interesuję się odkąd dostałem aparat fotograficzny, czyli w gruncie rzeczy od szóstego roku życia. Jednak już jako pięciolatek wykazywałem duże zainteresowanie człowiekiem, którego wpisywałem w obraz. Kładłem się na podłodze, brałem do ręki kartkę papieru, kredki i zaczynałem tworzyć dość abstrakcyjne, jak na małego chłopca, rysunki. Fascynowała mnie ludzka twarz, nieregularne rysy i głębokie spojrzenie. Najlepiej jak umiałem rysowałem twarze z bardzo wyraźnymi ustami i długimi rzęsami. Najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę nie potrafię rysować i ciągle mam słabość do pełnych ust i długich rzęs.
Gdzie szukasz inspiracji do swoich prac?
Inspiruje mnie wszystko, co się wokół mnie dzieje. Pociąga mnie zarówno piękno jak i brzydota. Uważam, że fotografowanie jest tworzeniem pewnej baśni. Może niekoniecznie szczęśliwej, ale zawsze magicznej. Jestem człowiekiem chaotycznym, a dzięki fotografowaniu potrafię opanować ten mój wewnętrzny chaos. Bałagan w mojej głowie zostaje skondensowany i dochodzi do jego zwizualizowania. W fotografii cenię sobie umiejętność pokazania człowieka, tak, jak nikt go do tej pory nie widział. Nie ukrywam, że uwielbiam przeglądać „Vogue’a”, „I-d” czy „Harper’s Bazaar”. Niewątpliwie tego typu magazyny są największym źródłem inspiracji, ale z drugiej strony moja wyobraźnia jest na tyle nieograniczona, że dobry film, książka, spektakl często sprzyja palącym się we mnie pokładom natchnienia.
fot. Dawid Klepadło
Czy uznani fotografowie w jakiś sposób wpływają na twoje pracę, traktujesz ich jako wzór?
Zabrzmi to nieskromnie, ale jeszcze nie znalazłem swojego mentora, którego tropem chciałbym podążać. Jestem estetą, który dokonuje weryfikacji własnych prawd. Kocham dziwaczność i wariatów. Mogę sobie przejrzeć piękne albumy Sally Mann, mogę podziwiać sfotografowaną przez Anne Lebovitz aktorkę na słoniu, ale chyba najbardziej cenię sobie Davida LaChapelle’a za awangardowość i pewnego rodzaju dystans do tego, co robi i swobodę w przekazie. LaChapelle skupia się na samym uchwyceniu tego, co widzi. Zresztą sam się kiedyś przyznał, że jest na bakier z techniką fotografowania, że kompletnie nie zna się na oświetleniu. To potwierdza fakt, że fotografowanie zaczyna się za źrenicami fotografa, a sprzęt służy tylko utrwaleniu, zapisaniu widzianej przestrzeni. Technika zawsze przegra z wrażliwością.
Czy aby nauczyć się fotografii należy wybrać się do odpowiedniej szkoły?
Nie mam pojęcia. Może należy. Ja takiej szkoły nie skończyłem. Aby nauczyć się fotografii trzeba przede wszystkim umieć patrzeć, kochać ludzi i nie bać się uzewnętrzniać własnej wrażliwości.
Jak oceniasz rynek fotografii w Polsce? Czy młodzi i zdolni mają szansę się przebić?
Ciężko mi się wypowiadać na ten temat, gdyż nie jestem żadnym ekspertem. Jednak z moich własnych obserwacji wynika, że szanse na przebicie się są niestety niewielkie. Paradoksalnie fotografia mody jest oceanem o szerokiej powierzchni, ale nie każdy może mieć dostęp do tego oceanu. I nie chodzi tu o weryfikację tego typu, czy ktoś umie pływać – ma talent, czy go nie ma – ale chodzi mi o sam dostęp do tego oceanu, który jest dla młodego człowieka bardzo ograniczany. W tej wodzie pływają stare, grube ryby, które jeszcze pewnie długo będą tam pływać. Pewnie trzeba też skonfrontować swój ogon z ogonem rekina, aby zrozumieć bezlitosne mechanizmy rządzące tym światem. To smutne, ale mam wrażenie, że jest to w gruncie rzeczy ciasny świat, w którym dominuje prestiż, znane nazwiska, a nie świeże spojrzenia. Ja jestem rybką Nemo. W razie gdyby ktoś pytał: gdzie jest Nemo? – Nemo pomieszkuje w akwarium w Białymstoku.
Czy wiążesz przyszłość z fotografią modową?
Odpowiem krótko – tak, chciałbym związać swoją przyszłość z fotografią modową. Póki co stawiam pierwsze kroki w tym kierunku. I niesamowicie przekonuje mnie ten brak określonych konwencji w fotografowaniu mody. Oczywiście im większy prestiż fotografa, tym większe możliwości przy wyprodukowaniu takiej sesji i na pewno jest łatwiej pod każdym względem. Nienawidzę stagnacji, rutyny, dlatego już czuję, że muszę działać. Razem z przyjaciółmi rozkręcamy projekt pod nazwą Mus Obrazu. Chcemy skupiać się na wyjątkowości, esencji obrazu. Moda jest wolnością, która nas pociąga. Stylizujemy, malujemy i fotografujemy. Jesteśmy bardzo zżytą trzyosobową ekipą, która pragnie rozbudowywać portfolia modelom i modelkom. Determinacja i talent to nasze drugie imiona. Głęboko wierzymy w to, iż wkrótce będzie o nas głośno.
fot. Dawid Klepadło
Jakie są twoje marzenia, co chciałbyś osiągnąć?
Marzenia wiążą się z czymś bardzo abstrakcyjnym. Nie chcę zostać kolejnym, przeżutym przez los sprzedawcą marzeń, dlatego opowiem o zamiarach, które choć odległe, mają większą możliwość spełnienia. Zamierzam kiedyś zrobić okładkę dla „Vogue’a”, ale wcześniej chciałbym, aby kilku dyrektorów kreatywnych czy redaktorów naczelnych, dostrzegło we mnie potencjał i w konsekwencji mi zaufało.
Czym według Ciebie powinna się charakteryzować dobra fotografia?
Powinna bronić się przekazem, być czytelna i zatrzymać na sobie przez dłuższą chwilę wzrok odbiorcy. Najważniejsze jest zwrócenie uwagi, wywołanie niepokoju. Gdyż samo piękno jest wartością względną, jest czymś bardzo subiektywnym.
Dziękujemy za rozmowę.