Wyjazd do Londynu na pokaz F[&]F miałam zaplanowany niemalże od dwóch miesięcy i wiedziałam, że nic nie jest w stanie zaburzyć tego terminu. Wszystko, jak to moim życiu, działa lekko się zazębiając i nie pozostawiając wiele czasu na przygotowanie czy dokładne przepakowanie. Przyjmuje jednak ten chaos z lekkim uśmiechem i nawet go lubię.
Marka F[&]F może nie wstrząsa rynkiem mody, a jej kolekcje nie wyznaczają nowych trendów i nie zaskakują, ale jednak bardzo byłam ciekawa tego, czy w jakikolwiek sposób mnie poruszy. Czyżby nieadekwatne słowo, zbyt mocne? Dlaczego tylko luksusowa moda na wysokim poziomie ma sprawiać, że jesteśmy podekscytowani? Osobiście w swojej pracy stylistki czy w programie zdarza mi się wybierać rzeczy z sieciówek.
Gdy jednak mam wizję – szukam ubrań i dodatków wszędzie i do upadłego. Kolekcja F[&]F na jesień zimę 2013 przywołała punkowe wspomnienia, grunge w odsłonie lat 70. i momenty z lat 40. (szczególnie jeśli chodzi o formy niektórych sukienek i spódnic).
Męska kolekcja przełamuje zasady, miesza nieco w męskiej klasyce – nie znajdziemy tu typowej dosłowności. Jest także kolor – mocny, zdecydowany niebieski, zieleń, czerwień, kobalt…odważnie…. bo i nie do końca handlowo.
Kolekcja jest równie ciekawa co same stylizacje – modelki pozbawione obcasów, w motocyklowych butach maszerują po wybiegu przy dźwiękach The Clash. Pokaz ogląda się przyjemnie, a wychodząc z Somerset House (to miejsce, w którym odbywa się większość pokazów podczas London Fashion Week) nie mam poczucia, że chcę czegoś więcej… ale czy to dobrze?