Znała blask fleszy i splendor największych wybiegów. Przez lata Katarzyna Butowtt była ucieleśnieniem marzenia o karierze w modzie – jej twarz zdobiła okładki magazynów i kampanie reklamowe, wyznaczając standardy polskiego modelingu. Widzieliśmy w niej muzę, ikonę, niedościgniony wzór. Ale jak to czasami bywa, za publicznym wizerunkiem kryło się życie, którego trudno byłoby już zazdrościć. Dziś Katarzyna Butowtt odważnie dzieli się swoją historią w książce “Oddycham odkąd moi rodzice umarli”, opowiadając w niej o trudnym domu i skomplikowanym dzieciństwie.
Katarzyna Butowtt – ikona modelingu wydała książkę o trudach swojego dzieciństwa
Katarzyna Butowtt to bez wątpienia jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich modelek, która świat mody zaczęła podbijać w latach 70. Pracowała z największymi, zdobywając międzynarodowe uznanie w czasach, gdy rodzimy modeling dopiero się rozwijał. Zjawiskowa uroda otworzyła jej drzwi do świata, o którym marzyły miliony. Była muzą, ikoną i twarzą tamtych czasów .
Jednak za tą fasadą perfekcji toczyła się prywatna walka. Książka “Oddycham odkąd moi rodzice umarli” autorstwa Wiktora Słojkowskiego nie jest więc laurką o sukcesie na wybiegu, lecz brutalnie szczerym i intymnym rozliczeniem ze swoją przeszłością. Mowa bowiem o biografii, która opowiada o trudnym dorastaniu i o konieczności zbudowania wewnętrznej siły daleko od wsparcia, którego oczekuje się od rodziny. Katarzyna Butowtt udowadnia w niej też, że prawdziwa siła to odwaga do konfrontacji z najboleśniejszymi wspomnieniami.
Jak na pomysł napisania książki reagowali bliscy? Co dziś Katarzyna powiedziałaby małej Kasi, czy myśli o napisaniu kolejnej publikacji i jak wspomina swoją zawodową pracę? O tym wszystkim miałyśmy okazję porozmawiać. Zapraszam do lektury.
Z serii #FASHIONMEMORY Katarzyna Butowtt: “Z dużą ciekawością weszłam po przerwie do świata mody”
Wywiad lamode.info z Katarzyną Butowtt
Joanna Andrzejewska-Sarnowska: Czy pamięta Pani konkretny moment, taki impuls, w którym wiedziała pani, że ta historia powinna zostać napisana?
Katarzyna Butowtt: Myślę, że czułam, że ta historia może się komuś przydać – terapeutycznie, albo żeby ktoś mógł się z nią utożsamić. Nie chodziło mi jednak o to, żeby tworzyć opowieść o moim życiu ot tak. Chciałam, żeby to czemuś służyło.
Czy traktowała to Pani jako formę terapii?
Absolutnie nie. Nigdy tak nie myślałam. Formą psychoterapii było prędzej dla mnie „Jezioro słone”, gdzie moje filmowe małżeństwo bardzo przypominało to, które budowali moi rodzice. Oczywiście pisząc tę książkę dużo myślałam, ale jestem bardziej zadaniowcem.
A co Pani czuła, kiedy książka pojawiła się na rynku?
Wystraszyłam się. Zastanawiałam się, czy warto było i czy zrobiłam dobrze.
Były jakieś wątpliwości, czy powinna ona ujrzeć światło dzienne?
Tak, gdy książka szła do druku. Cały czas myślałam: „co ja najlepszego zrobiłam?”.
Obawiała się Pani reakcji otoczenia?
Nie. Wiedziałam, że moi najbliżsi – nawet mąż i przyjaciółki – nie znali dokładnie historii mojego dzieciństwa. To było dla nich zaskoczenie. Owszem, mieli świadomość, że coś piszę, ale nie znali treści. Myśleli, że co coś na kształt autobiografii – byłam, widziałam, doświadczyłam. Pojawiły się głosy: „Po co?” To przecież twoje prywatne życie”. Ale reakcje zwrotne, które dostałam od wielu, są niesamowite.
Coś szczególnie utkwiło Pani w pamięci?
Odezwała się szefowa „Niebieskiej Linii”, co było dla mnie szokiem. Powiedziała, że gratuluje i że takie głosy są potrzebne. Była też pewna młoda mama, która napisała, że nie miała pojęcia o moim istnieniu, ale moja historia ją poruszyła, bo nie wyobraża sobie, jak można skrzywdzić własne dziecko.
Gdyby mogła pani cofnąć się do dzieciństwa i powiedzieć coś tej małej dziewczynce, to co by to było?
Jesteś bohaterką.
Piękne słowa.
Niedawno zostałam zaproszona do cyklu o „kobietach bohaterkach”. Katia Paliwoda, która go wymyśliła, powiedziała mi, że znane osoby mogą wybierać i wskazywać bohaterki – też te, których działań może nie widać na pierwszy rzut oka. I proszę sobie wyobrazić, że ona mnie nominowała. Przyznała, że tak płakała nad moją historią, że chciała to właśnie zrobić. Później zaprosiła mnie też do podcastu i zapytała na początku „czy czujesz się bohaterką?” I ja po chwili odpowiedziałam jej, że tak.

Katarzyna Butowtt, fot. Jacek Szydlowski / Forum
Modeling był dla pani ucieczką od trudnego domu?
Wiedziałam, że jestem silna, więc tam miałam trochę bezpieczniej. Nikt na mnie nie czyhał – w takim osobistym znaczeniu. Więc dobrze się tam czułam. Traktowałam to początkowo jak “chwilówkę” i nie planowałam kariery w modzie. Do głowy mi nie przyszło, że tak długo będę funkcjonować w tej branży. To była fajna odskocznia.
A kim chciała pani zostać jako dziecko?
Weterynarzem, ale uczulenia sprawiły, że to było niemożliwe. Chciałam też być społecznikiem, pomagać innym. Zaczęłam studiować więc psychologię, ale nie obroniłam pracy magisterskiej, bo ciągle miałam za dużo pracy i odkładałam ten moment na później… A później udzielałam się jako wolontariusz Doktor Guzik w Fundacji Dr Clown.
A kiedy pojawił się moment, że pomyślała Pani o modelingu na serio?
Nigdy tak nie pomyślałam. To się po prostu toczyło.
Jak wyglądał najpiękniejszy dzień w karierze modelki?
Nie używam słowa „kariera”. W mojej pracy zawodowej cieszę się każdym dniem – jak się coś dzieje to dobrze, jak nie, to też nie płaczę i robię wtedy przetwory z pomidorów w ilościach fabrycznych.
Co ma być to będzie?
Zdecydowanie. Zresztą jak przyszła do mnie pierwsza rola w filmie „Jezioro słone” Katarzyny Rosłaniec, to był dla mnie szok i abstrakcja. Potem się moda o mnie upomniała, bo moja bohaterka weszła do tego świata. A jak wróciłam do mody, to się pojawił kontakt ze strony reżysera mieszkającego w Gwatemali – Blaise Grissona – i kolejna główna rola. To pokazuje, że nic nie dzieje się bez powodu.
Widzi się dziś Pani bardziej jako modelka, aktorka czy pisarka?
Pisarką się nie czuję. Choć kilka osób pyta, czy powstanie druga część – nawet Cezary Łasiczka z radia Tok FM mówił, że według niego w książce są jeszcze tajemnice. No więc… zobaczymy. Muszę podejść do tego na spokojnie.
Ale nie wyklucza Pani takiego scenariusza?
Nie, choć to wciąż dla mnie abstrakcja, że ta pierwsza książka w ogóle się ukazała, została tak dobrze przyjęta i okazała się potrzebna.
Jakie ma Pani dziś marzenia?
Żeby te 8 kilogramów pomidorów, które chwilę temu kupiłam, zmieściło się do garnka.
A takie niekulinarne?
Naprawdę nie mam. Trochę daję się nieść losowi.
Jest Pani dziś szczęśliwa?
Bardzo.
Wyświetl ten post na Instagramie

Katarzyna Butowtt, fot. Krzysztof Kuczyk / Forum