Mówi się, że istnieje Chanel N°5 i istnieją inne zapachy. W ramach uczczenia setnych urodzin Chanel N°5 przybliżamy historię tego kultowego zapachu.
(fot. materiały prasowe CHANEL.COM)
Gdy powstała formuła perfum N°5, Mademoiselle Coco miała już za sobą pierwsze sukcesy w modowej branży. Była znana w środowisku artystycznym i arystokratycznym, przyjmowano ją na salonach. To wtedy Chanel zrozumiała, że ludzie tak naprawdę nie pragną pięknych ubrań ani rewolucyjnych kolekcji, ale luksusu samego w sobie. Była jedną z pierwszych projektantek, która dołączyła sygnowany swoim nazwiskiem zapach do linii odzieżowej. Jednak to jej zapach odniósł niezaprzeczalny sukces.
Zapach stworzył Ernest Beaux, perfumiarz pracujący niegdyś na carskim dworze, który musiał uciekać z Rosji po rewolucji w 1917 roku. Legenda mówi, że jego bazą była tajemnicza formuła, stworzona dla Marii Medycejskiej. Ambicją jego twórcy i samej Coco było zerwanie ze stereotypowym wizerunkiem kobiety, która miała pachnąć jak kwiat, najlepiej jak symbol piękna – róża, gardenia lub lilia. Dzięki kombinacji ponad 80 składników (między innymi jaśminu i róży majowej z Grasse, ylang-ylang z Komorów i bergamotki) oraz zastosowaniu nowych wówczas aldehydów, powstał pierwszy w dziejach zapach-kompozycja, który przełamał ówczesne normy perfumeryjne. Według legend, perfumiarz pomylił się i użył zbyt wielu aldehydów – stąd moc i wyjątkowość tego zapachu. Jak było naprawdę – prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy.
POLECAMY: MARION COTILLARD NOWĄ TWARZĄ ZAPACHU CHANEL N°5
Do sukcesu przyczynić się miała także nazwa – intrygująca, „naga” cyfra – N°5. Niektórzy twierdzą, że z próbek perfum, Mademoiselle wybrała tę opatrzoną właśnie tą cyfrą, a stało się to 5 maja 1921 roku i ta zbieżność została przez projektantkę dostrzeżona. Podobno jednak Coco uwielbiała tę cyfrę, jej kształt i symbolikę, a także traktowała ją jak talizman. Wszystko to dzięki fascynacji numerologią, którą zaraziła się od miłości swego życia, czyli Arthura Edwarda „Boy” Capela.
Gdy Amerykanie wkroczyli w 1944 roku do Paryża, były to perfumy najłatwiejsze dla nich do kupienia – wyciągali oni bowiem rozpostartą dłoń, pokazując pięć palców. Wraz z nimi zapach wkroczył do Stanów Zjednoczonych. Ku rozczarowaniu Gabrielle, komercyjny sukces flagowym perfumom przyniosła amerykańska ikona lat 50. – Marylin Monroe. W jednym z wywiadów aktorka przyznała, że jedyne, co zakłada do łóżka to kilka kropel N°5. Zapach wyswobodził się z objęć marki, która powołała go do życia, co przez długie lata było dla Coco Chanel bardzo bolesne. Także jego popularność i dostępność zaprzeczyła pierwotnym założeniom projektantki, by sprzedawać coś ekskluzywnego, czego ludzie nie mogą mieć na wyciągnięcie ręki i dlatego go pożądają.
Jego sekretem zdaje się być to, że był on na wskroś nowoczesny, na miarę nowych czasów – zrywający z konwenansami i społecznymi stereotypami. Dał kobiecie siłę, której nie mogła mieć, będąc jedynie „jak kwiat”. Zawsze wymagał od kobiet odwagi – najpierw do tego, by wyprzedzać swoją epokę, a dziś – aby być nienowocześnie elegancką.
W 2021, roku setnych urodzin kultowego zapachu do udziału w kampanii zaproszona została Marion Cotillard, francuska aktorka i muza francuskiego domu mody.
WIĘCEJ O KAMPANII PRZECZYTACIE W: MARION COTILLARD W KAMPANII CHANEL N°5
(fot. materiały prasowe CHANEL.COM)