Pomiędzy światem rzeźby a branżą mody, w pięknej i awangardowej krainie sculpt-couture, żyje i tworzy jedna z najbardziej oryginalnych polskich projektantek młodego pokolenia. Zaglądamy do położonej na warszawskim Powiślu przytulnej pracowni Haliny Mrożek i podglądając artystkę przy pracy, podziwiamy jej projekty oraz rozmawiamy o celach, marzeniach i szczególnie ważnych projektach w jej karierze.
Z wykształcenia jesteś rzeźbiarką. W jaki sposób trafiłaś do świata
mody?
Studiowałam na wydziale rzeźby krakowskiej ASP i od początku pociągało mnie
tworzenie przestrzennych, wielowymiarowych form. Zawsze też bardzo ważny był
dla mnie bezpośredni kontakt z materiałem, z którego tworzyłam, jednak w
pewnym momencie rzeźba po prostu przestała mi wystarczać. Zaczęłam wtedy
zastanawiać się, w jaki sposób mogę ją oswoić i przetworzyć, tak by była mi
bliższa.
Próbuję żyć w zgodzie z moimi zainteresowaniami i pasjami, szukałam więc formy, która mogłaby dla mnie stać się najpełniejszym środkiem wyrazu. Musiałam dobrze zastanowić się nad tym, co najbardziej przykuwa moją uwagę i zrozumiałam, że od zawsze ważne dla mnie było to, jak ubierają się inni ludzie. Lubię obserwować ich styl i wygląd oraz analizować społeczne mechanizmy, które powodują, że nosimy się tak, a nie inaczej.
Pomyślałam wtedy, że skoro rzeźba i moda to dwie rzeczy stanowiące centrum mojego wszechświata, powinnam je ze sobą połączyć! Kiedy zaczynałam, i ta koncepcja dopiero się we mnie wykluwała, tego typu myślenie było bardzo abstrakcyjne i dość niekonwencjonalne. Dziś nikogo już nie dziwi przyrównywanie mody do rzeźby, ale kilka lat temu takie połączenie uznawane było za niezwykle awangardowe.
Za co najbardziej lubisz modę?
Moda jest “żywa” i bardzo szybko reaguje na zmiany zachodzące w świecie. Z wyglądu ludzi można naprawdę dużo wyczytać o państwie, społeczeństwie i kulturze, a także o zawodzie, otoczeniu, a nawet stosunku do siebie danej osoby.
W takim razie, co mogłabyś powiedzieć o
osobie ubranej w Twoje projekty? Czy projektując, myślisz o jakimś konkretnym
typie odbiorcy?
Nigdy nie zastanawiam się nad moimi pracami w takich kategoriach, ponieważ nie tworzę z myślą o wywołaniu konkretnego odczucia. Wolę myśleć, że moje projekty prowokują do tego, by w inny sposób spojrzeć na kogoś lub na coś… Przywołują wspomnienia lub budzą pewne skojarzenia, lecz nie stanowią najprostszej, bo bezpośredniej, formy wyrazu.
Nie chcę nikomu niczego narzucać. Każdy może przecież w inny sposób odbierać to co tworzę, doceniać coś innego lub wyłapywać akurat te aspekty, które są mu szczególnie bliskie. Oczywiście jestem w stanie określić pewien temat przewodni każdej z moich prac, przykładowo to, że jedna z nich mówi o uczuciu zamknięcia i wyobcowania, a inna o odwadze, energii i sile, ale według mnie interpretacja jest bardzo osobistą kwestią i w stu procentach zależy od naszych doświadczeń.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO/ Z wizytą u… Haliny Mrożek
Pracujesz już kilka lat, co uważasz za swój największy dotychczasowy sukces?
Wystawę w Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie. Jest to najbardziej wartościowa rzecz, która mi się do tej pory przydarzyła i cenię ją tym bardziej, że wernisaż zorganizowano tuż po zakończeniu moich studiów! To dla mnie wielkie wyróżnienie i niesamowite doświadczenie. Bardzo doceniam fakt, że moje prace miały szansę pojawić się w MOCAKu tuż obok dzieł wielu wspaniałych i bardzo zasłużonych artystów.
Nie był to wprawdzie mój pierwszy wernisaż – na swoim koncie mam już parę wystaw, tak zbiorowych, jak i indywidualnych – ale wydarzenie to było dla mnie niezapomnianą okazją do bezpośredniego spotkania z osobami, które oglądają, odczuwają i oceniają moje prace. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, jak mocny i silny wydźwięk mogą mieć moje dzieła. Zdarzyło mi się usłyszeć od zwiedzających: „widziałem te rzeczy 3,4 lata temu w jakimś magazynie i nie mogę o tym zapomnieć” lub „to mnie zachwyca, do tego czuje dystans, a to do mnie zupełnie nie przemawia”…
Wydaje mi się, ze dla artysty najgorsza jest sytuacja, gdy jego praca nie spotyka się z żadnym odzewem. Po prostu nie wywołuje żadnej reakcji. Natomiast jeżeli pojawiają silne, nawet skrajne uczucia, dzieło spełniło swój cel. Poruszyło, zmusiło do myślenia, rozbudziło uczucia i zostawiło ślad w świadomości.
W jaki sposób tworzysz swoje prace? Niektóre ze stosowanych przez Ciebie technik są bardzo zaskakujące…
Każdy z moich projektów jest inny, a techniki i materiały, których używam przy pracy, odwołują się zawsze do moich korzeni, czyli rzeźby. Stosuję przeróżne tworzywa, także te, w których niegdyś rzeźbiłam w czasie studiów. Często używam tekstyliów, trochę szyję. Ważny jest dla mnie przede wszystkim sposób podejścia do materiału. Czasami go niszczę, innym razem tnę, multiplikuję, łamię, wykręcam… Przeprowadzam wiele prób, by poznać jego potencjał.
Pracujesz na gotowym pomyśle, czy raczej
dajesz „żyć” swojej koncepcji?
Nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze wymyślenie i narysowanie projektu oraz
późniejsze zrealizowanie go w dokładnie identycznym kształcie. Zapisanie myśli
w formie szkicu jest dopiero wstępem do pracy. Najwięcej dzieje się bezpośrednio
w pracowni, gdzie prowadzę długi i żmudny dialog z materiałem. Można
powiedzieć, że walczę z nim po to, by móc umieścić w nim jak najwięcej swojej
wizji. Efekty? Czasem nawet mnie samą zaskakują.
Mam dwa wiodące sposoby pracy: pierwszy to wyszukanie ciekawego materiału, który zaintryguje mnie na tyle mocno, że od razu nasuwa mi się także pewien pomysł związany z jego użyciem, zaś drugi to wymyślenie pewnej specyficznej formy bądź konstrukcji i późniejsze poszukiwanie materiałów, nadających się do „zapisania” moich myśli. Bez względu na metodę pozostawiam sobie jednak dużo wolności, gdy chodzi o przestrzeń kreatywną.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO/ Z wizytą u… Haliny Mrożek
Przedstawiłaś wcześniej bardzo artystyczną stronę Twojej działalności. Skąd w takim razie decyzja o udziale w międzynarodowym konkursie dla projektantów C[&]A Reimagine the Everyday? Mimo wszystko, to o wiele bardziej komercyjny projekt…
C[&]A po prostu zaprosiło mnie do udziału w swoim projekcie, a ja poczułam się bardzo wyróżniona tym, że ktoś uznał moją twórczość za godną reprezentowania naszego kraju w międzynarodowym konkursie. Niesamowicie urzekł mnie także koncept samej akcji Reimagine oraz podejście C[&]A do całego wydarzenia, ponieważ przedstawiciele firmy dali nam absolutną wolność twórczą.
Na żadnym z etapów uczestniczenia w projekcie nie czułam presji wynikającej z faktu, że organizatorem konkursu jest popularna sieciówka i w związku z tym muszę stworzyć coś odpowiadającego charakterowi marki. Uważam, że jest to kapitalna inicjatywa pozwalająca puścić wodze fantazji i rozwinąć skrzydła swojej kreatywności. Cały czas poszukuję nowych środków wyrazu, więc zadanie polegające na dostrzeżeniu potencjału w pozornie zwyczajnych, prostych rzeczach było dla mnie niezwykle pociągające. Tak często narzekamy, że otacza nas wyjątkowo nieciekawa, szara rzeczywistość, tymczasem wystarczy spojrzeć pod trochę innym kątem, żeby wydobyć ukryte piękno, które zewsząd nas otacza.
Zdradź nam coś więcej o swoim konkursowym projekcie.
Po pierwsze, do jego stworzenia musiałam użyć pewnych materiałów, które wybrało dla mnie C[&]A. W moim projekcie wykorzystałam więc m.in. plastikowe talerzyki jednorazowego użytku, które oczywiście uprzednio mocno przetworzyłam. Jak zwykle sięgnęłam też po elementy złożonej konstrukcji i dużą formę, która w tym przypadku przybrała wręcz „eksplodujące” rozmiary. Z pewnością jest to projekt o bardzo mocnym przekazie wizualnym.
Co zrobisz jeśli wygrasz?
Pomysł, żeby główna wygrana w konkursie (10 000 euro – przyp. Red.) stanowiła dotację na dowolny cel promujący design, jest niezwykle nowatorski. Od razu pomyślałam o kilku fundacjach, twórcach, których mogłabym w ten sposób wesprzeć.
Wydaje mi się że w tego typu międzynarodowych przedsięwzięciach nie chodzi jedynie o wygraną. Dzięki temu konkursowi z pewnością uda mi się dotrzeć do międzynarodowych odbiorców. Mam nadzieję że mój finałowy projekt jest na tyle mocy i wyrazisty że na długo pozostanie w świadomości osób interesujących się modą, oraz że zachęci nie tylko do głosowania, ale również do tego aby zapoznać się zresztą moich realizacji.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO/ Z wizytą u… Haliny Mrożek
Jakie jest Twoje największe marzenie zawodowe?
Nigdy nie wiem, jak odpowiedzieć na takie pytanie, jest ich tak wiele (śmiech).
Może zamiast “projektować” swoją przyszłość skupiasz się na “artystycznym tworzeniu tu i teraz”?
Oczywiście mam pewne wizje samej siebie w przyszłości. Chciałabym wzmocnić swoją pozycję na rynku mody i sztuki. W głowie wciąż kipi mi od nowych pomysłów! Czasami bliższa jest mi dziedzina mody, innym razem przychodzą mi na myśl totalnie rozbuchane, kosmicznie rzeźbiarskie formy, choć zwykle poruszam się gdzieś pomiędzy tymi dwoma światami.
Nie jestem jeszcze pewna, jaki kierunek w przyszłości obierze moja twórczość i co ostatecznie okaże się mi najbliższe. Na razie pozostawiam sobie jeszcze sporo swobody w tej kwestii, choć w tym roku planuję np. rozwinąć sygnowaną moim nazwiskiem linię ubrań prêt-à-porter. Jest to dla mnie ogromne wyzwanie i bardzo pociąga mnie idea przeniesienia mojej estetycznej filozofii na obszar mody ulicznej.
W tym celu musiałabyś chyba jednak zmienić nieco skalę swoich projektów.
Na szczęście obróbka tekstyliów nie stanowi dla mnie problemu, choć chciałabym, żeby rzeczy, które stworzę, zachowały typowy dla moich prac charakter. Już teraz szyję sporo dla siebie i dla moich przyjaciół. Są to rzeczy naprawdę przykuwające uwagę, więc często jestem zaczepiana na ulicy. Ludzie pytają mnie skąd mam dany ciuch i nie mogą uwierzyć, kiedy im mówię, że sama go zrobiłam! Myślę, że zawsze warto spróbować czegoś nowego, w końcu tak użytkowo do mody dotąd jeszcze nie podchodziłam.
Który tworzywo lub materiał uważasz za najbardziej plastyczny?
Wszystko zależy od projektu nad którym pracuję. Zwykle wykorzystuję tworzywa sztuczne, które dają naprawdę bardzo dużo możliwości przy obróbce. Im dłużej pracuję z tego typu materiałami, tym sprawniej potrafię ich użyć, choć nie ukrywam, że niedawno w głowie zaświtała mi myśl o powrocie do bardziej naturalnych form.
Zdarzają Ci się czasem wypadki przy
pracy?
Oczywiście, tak jak każdemu artyście. Parę razy, siedząc długie godziny w pracowni, przyszyłam się do projektu (śmiech). Przy moich realizacjach używam różnych narzędzi, przeważnie przydarzają mi się małe, na szczęście niegroźne skaleczenia.
Dziękuję za rozmowę.