Z Magdaleną Frąckowiak, polską top modelką, spotykamy się w czasie Fashion Week w Paryżu. Wieczór to jedyny czas na chwilę wytchnienia dla jednej z najbardziej rozchwytywanych twarzy modelingu. Tego dnia pracowała m.in. dla Isabel Marant na wybiegu kolekcji jesień zima 2013, następnego planowała już przymiarki do Givenchy.
LAMODE.INFO Magdalena zdradziła jak wygląda dzisiaj branża mody i opowiedziała m.in. o pracy z legendarnym fotografem Steven’em Meisel’em oraz kontrowersyjnym Terrym Richardson’em oraz przyjaźni w modelingu.
Obecnie jesteś jedną z najbardziej rozchwytywanych modelek w branży, ale nie od razu trafiłaś na okładki Vogue. Jak wyglądała droga Twojej kariery?
Jako pierwszy zauważył mnie Dariusz Kumosa, założyciel agencji Model Plus, ale na samym początku była też krótka historia z konkursem Waterproof Model Search, na który zdjęcia wysłała za mnie mama, kiedy miałam 19.lat.
Pierwszą profesjonalną sesję zdjęciową zrobiłam dla Machiny, choć pamiętam trochę jakby przez mgłę. Potem historia potoczyła się klasycznie – zostałam wysłana przez agencję macierzystą do Paryża, zrobiono mi pierwsze polaroidy (fresh face polaroids), które poszły do casting directors pokazów mody.
Nie zaczęłam jednak od najlepszych pokazów i edytoriali, przeszłam długą drogę, przez Japonię, castingi w Paryżu i Mediolanie. Osobiście uważam, że nie są one potrzebne, bo początkująca modelka powinna od razu lecieć do Nowego Jorku.
Jak wyglądało to później?
Karl Lagerfeld, Ungaro, Chanel… mnóstwo castingów w Nowym Jorku i nic. Nic się potem nie działo. Nie było tak, że zrobiłam jedną wielką rzecz, i ona pociągnęła za sobą wielką machinę sukcesu. Wszystko ruszyło dość późno, ale z dzisiejszej perspektywy sądzę, że to nawet lepiej.
Nie jest też do końca tak, że mogę powiedzieć kto konkretnie „mnie odkrył”. Składa się na to wiele wydarzeń, opinia wielu osób, ciężka praca i bardzo długa droga
Muszę jednak przyznać, iż jednym z przełomowych momentów w mojej karierze był Steven Meisel i wspólna sesja do włoskiego Vogue oraz otwarcie pokazu Yves Saint Laurent.
fot. prywatne archiwum Magdaleny Frąckowiak/ Magdalena Frąckowiak z Lindsey Wixson za kulisami pokazu Ralhp Lauren
Jesteś uznawana za muzę Stevena Meisela, prawda?
Nie wiem, czy mogę siebie nazwać muzą Meisela. Zrobiłam z nim bardzo dużo sesji, ale równie dużo pracowałam z Paolo Roversi, Terrym Richardsonem… Prawdą jest, że Meisel wprowadza modelki do branży, szlifuje diamenty. Steven ma bardzo dobre oko. To jest swoją drogą ciekawe zjawisko – dziewczyna pracuje od dłuższego czasu, jest znana w branży, chodzi na castingi, ale dopiero kiedy stanie przed obiektywem Meisela, wszyscy chcą z nią pracować (śmiech). Meisel fotografuje też prawie każdą kampanię Prada, Louis Vuitton, Alberta Ferretti i każdego włoskiego Vogue’a.
Potrafi zauważyć piękno w każdej dziewczynie, dobrać do niej odpowiednią koncepcję i zrobić z niej gwiazdę.
fot. archiwum prywatne Magdaleny Frąckowiak/ Magdalena Frąckowiak w Paryżu
A co składa się na sukces w branży?
Na pewno profesjonalizm o którym już mówiłam. Trzeba być bardzo skupionym na swojej pracy, maksymalnie oryginalnym, bez kopiowania innych (co często się przy sesjach niestety zdarza), wypada też być zwyczajnie, po ludzku, miłym i otwartym.
Ważne jest, żeby pracowało się w dobrej atmosferze, z sympatycznymi ludźmi?
Tak, bardzo zwracam na to uwagę. Co prawda rzadko zdarza się, żeby osoby profesjonalne, które wiele osiągnęły były nieuprzejme czy opryskliwe. Ważne jest też, żeby niczego nie udawać. Szczerość i pomysł na siebie – dwie rzeczy, które biorę pod uwagę przy decyzji o współpracy. Nie cierpię udawania, a jest mnóstwo kopistów, to jest dla mnie dość mało kreatywne.
fot. Jakub Pleśniarski/LAMODE.INFO/ Magdalena Frąckowiak w Paryżu
Współpracujesz też bardzo często z Terrym Richardson’em, a na jego temat powstało wiele mitów, niekoniecznie podkreślających profesjonalizm…
Z Terrym bardzo lubię pracować i spotykać się również poza planem, gdzieś na kawie w Nowym Jorku. To człowiek, który żyje dla fotografii, pełen pasji. Potrafi na przykład wyciągnąć aparat w trakcie rozmowy w knajpce i spontanicznie zrobić mi kilka zdjęć.
Lubię jego styl, taki pop’artowy, z mocnym fleszem. Nie ma może tego całego anturażu, scenografii, ale zdecydowanie jego fotografie się wyróżniają. Jest kontrowersyjny, ale ze swoich doświadczeń w pracy z nim, a pracowaliśmy naprawdę bardzo dużo przy sesjach, kampaniach, edytorialach Purple Magazine (który balansuje często na krawędzi) – mogę powiedzieć, że to jest całkiem normalny, bardzo profesjonalny fotograf. Żaden szaleniec!
Prawda jest taka, że są magazyny, przy pracy z którymi możemy przekroczyć jakieś mniej lub bardziej śmiałe granice, a są kampanie, w których klienci te granice wyznaczają i trzeba się ich trzymać.
Richardson pracuje nie tylko z modelkami, fotografuje również naturszczyków, więc, choćby z tego powodu, jego albumy mogą się wydawać kontrowersyjne. Nie rozumiem jednak kompletnie rozdmuchiwania sprawy – modelki mają ładne ciała, dobre wymiary, mamy możliwości, żeby te ciała pokazywać. Akty z kolei były już robione w sztuce starożytnej.
Mnóstwo jest takich tematów tabu o modelingu – tabu związane z zaburzeniami odżywania, tabu związane z sesjami, imprezami modelek – to jest niedorzeczne.
Terry to wspaniały człowiek, który bardzo ciężko pracował na to, żeby jego styl nie był porównywany do dorobku jego ojca. Pracuje z najlepszymi, przyjaźni się z wieloma osobami, robi sesje dla francuskiego Vogue. Czy tak wyglądałby jego kariera, jeśli mity byłyby prawdą?
fot. prywatne archiwum Magdaleny Frąckowiak/ Magdalena Frąckowiak na planie sesji z Terrym Richardsonem w Nowym Jorku
Wspomniałaś o kilku prestiżowych magazynach na rynku, czy masz swoich osobistych faworytów, magazyny, marki dla których bardzo lubisz pracować? Kierunek Vogue Paris czy, powiedzmy, Dazed[&]Confused?
Nie do końca lubię sesje komercyjne, za to bardzo lubię sesje bardziej kreatywne, przy których można się pobawić przed obiektywem. Uwielbiam pracę na planie z Katie Grand, jedną z najlepszych stylistek i moją dobrą znajomą, ponieważ wiem, że z nią uda nam się zrobić coś naprawdę dobrego. Cenię też współpracę ze stylistkami francuskiego Vogue, Geraldine (Saglio przyp.red.) i Emmanuelle Alt, bo obie mają bardzo wysmakowany gust, mam więc pewność, że zawsze będę w ich stylizacjach dobrze wyglądała.
Współpracuję też z Victoria’s Secret, marką, która jest trochę na przeciwległym biegunie niż paryski Vogue czy inne pokazy, które robię, ale bardzo dobrze mi się pracuje z ekipą VS.
Jak wygląda dzień z życia top modelki?
Naprawdę normalnie. Wiem, że branża mody to świat zamknięty, dlatego ludzi interesuje co się tam dzieje. Prawda jest taka, że wszystko wygląda zwyczajnie. Wstaję rano, spieszę się na kolejną sesję, styliści pracują nad moim make up’em i włosami. Przy pracy z wieloma fotografami, zwłaszcza z Meislem trzeba wyglądać jak najbardziej naturalnie. Kończymy mniej więcej po południu. Chyba, że jest to kampania – tę dla Prady robiłam tydzień, kręcimy wideo, dwanaście zdjęć, zmiana make up, fryzur i setów. Każdego dnia robiliśmy do dwóch zdjęć. Brooklyn, wielka fabryka. Pierwszy dzień jest zazwyczaj dniem testowym.
Sesje w polskich magazynach typu Twój Styl, Pani, Elle wymagają więcej cierpliwości i pracy z mojej strony niż sesje zagraniczne. Cenię profesjonalne podejście i szanowanie czasu modelki. Czasem mam wrażenie, że niektórzy sądzą, że jeśli już mają top modelkę w studio, to można z niej “wycisnąć co się da”. Modelce trzeba zapewnić zawsze maksimum komfortu.
Kiedyś robiłam sesję z Meiselem w strasznym upale przy ciężarówkach, w pięknych sukniach Ralph Lauren, a ekipa Stevena zadbała nawet o to, żeby w przerwach między ujęciami zapewnić mi cień pod parasolem.
W życiu zawodowym spotykasz też najlepszych, światowej klasy projektantów, masz swoich ulubionych?
Tak zdecydowanie! Alber Elbaz z Lanvin jest po prostu cudowny i uroczy, Olivier z Balmain mega profesjonalny, a przy tym bardzo młody, tak jak Alexander Wang, którego kroki w Balenciaga śledzę teraz bardzo uważnie. Riccardo Tisci, który zawsze o mnie pamięta, a w tym sezonie zaproponował mi pokaz Givenchy exclusive.
Miuccia Prada jest z kolei dla mnie wielką inspiracją, podobnie jak Marc Jacobs, z którym teraz w Paryżu robiłam Louis Vuitton.
Pracowałam też w swojej karierze z McQueen’em, z Valentino, z projektantami, których już nie ma, w Yves Saint Laurent pracowałam ze Stefano Pillati. Brakuje mi zwłaszcza McQueen’a, którego ostatni pokaz otwierałam. Moda się zmienia, gdzieś znika ta kreatywność, a pieniądz napędza biznes.
fot. archiwum prywante Magdaleny Frąckowiak/ Magdalena Frąckowiak z projektantką Isabel Marant
Wybierasz pokazy przy których chcesz pracować?
Na tym poziomie kariery mogę dokonywać wyborów. Z pewnością jednak nie mogę sobie pozwolić na nie wzięcie udziału w kampanii Prada czy pokazie Louis Vuitton. Takim markom się nie odmawia.
Edytoriale wybieram głównie na podstawie koncepcji. Jeśli jest ciekawa, będę przy nim pracować, wiadomo też, że czasem pracuje się ze względu na znajomość. Dużo ludzi nie rozumie, że niektóre etapy mam już za sobą. Tak samo jest w każdym zawodzie, np. dziennikarka, która pracowała już na przykład dla paryskiego Vogue, nie będzie chciała pisać dla magazynów, których prestiż jest wątpliwy.
A co sądzisz o polskim rynku mody?
Nie mamy absolutnie podstaw, żeby się porównywać. Między Polską, a innymi krajami jest ogromna przepaść, która pogłębiała się przez systemy polityczne i historię naszego kraju. Polska przez długi czas była komunistyczna, nikt wtedy nie myślał o rozwoju krajowej mody! Ten cholerny komunizm zamknął nam granice i nie pozwolił wyjeżdżać. To wszystko do tej pory odbija się mniejszym czy większym echem w branży. Nie współpracujemy z najlepszymi makijażystami czy stylistami, top modelki również rzadko pracują w Polsce. Nie możemy się jednak zadręczać, po prostu się nie porównujmy. Porównuje się rzeczy podobne w poziomie.
Ostatnio jednak, odkąd trochę dłużej mieszkam w Polsce, obserwuję, że coś się zaczyna dziać w branży. Nie ma już zastoju, ciągle jednak brak nam doświadczonych projektantów, stylistów, młodych ludzi, którzy uczyliby się mody za granicą, na stażach w domach mody. Sama planuję otworzyć kiedyś fundację, która pomagałabym młodym zdolnym się wybić na rynku.
Top modelki nie często pracują w kraju, ale sporo jednak z ścisłej czołówce modelingu jest polskich twarzy. Lubicie się, nie rywalizujecie?
Nie ma szans na rywalizację na tym poziomie modelingu. Znam dziewczyny – Anję, Zuzę, Kasię, lubimy się i zawsze zamieniamy kilka słów. Ale w tej branży można zawrzeć prawdziwe przyjaźnie, takie jak moja z Editą Vilkeviciute. Znamy się bardzo długo, odwiedzamy w czasie wakacji, zapraszamy nawzajem do domów. Jutro nawet jesteśmy umówione na wspólną kolację w Paryżu (do grona top modelek podczas kolacji dołączył słynny fotograf Patrick Demarchlier przyp.red.).
Bardzo miło się tego słucha, zwłaszcza, że o świecie mody i osobach z branży mówi się różne rzeczy.. Kate Moss wciągająca kokainę, John Galliano z hukiem wylatujący z Diora…
To jest bardzo duży, intratny biznes, w którym ciągle się coś dzieje, są deadline’y, zlecenie za zleceniem. Każdy ma swoją wytrzymałość, zdarzają się więc i takie historie. To co jednak stało się w przypadku Johna Galliano, bardzo mnie zasmuciło. Człowiek, z którym pracowałam od długiego czasu, wielki kreator, tworzący historię mody został zlinczowany publicznie przez media i na skutek presji opinii publicznej wyrzucony z Diora. Potraktowany jak najgorszy z najgorszych. Zgadzam się oczywiście, że słowa, które padły z usta Galliano w jednej z paryskich restauracji były nie w porządku, że posunął się o krok za daleko, ale jesteśmy tylko ludźmi, a on akurat jest człowiekiem wybitnym, wizjonerem. Takie historie nie powinny się zdarzać.
Teraz powrócił pod szyldem Oscar de la Renta, a ja miałam przyjemność wyjść na wybiegu w przepięknej sukni jego projektu. Niesmak po potraktowaniu Galliano w taki, a nie inny sposób przez opinię publiczną i samą branżę jednak pozostał…
fot. archwium prywatne Magdaleny Frąckowiak/ Magdalena Frąckowiak za kulisami Oscar de la Renta
Jak oceniasz branżę z perspektywy lat doświadczenia?
Naprawdę dużo się w modzie zmieniło, a ja dużo już widziałam, zrobiłam wiele sesji, kampanii, pokazów… Obecnie wszystko zdecydowanie bardziej opiera się na biznesie i pieniądzach. Moda nie opiera się kryzysowi, firmy i projektanci są często zmuszeni podporządkowywać się sponsorom. Wiadomo, pieniądz rządzi światem. Modeling daje jednak szansę na tworzenie kreatywnych projektów, ze wspaniałymi ludźmi.
Dziękuję za rozmowę.