SUOVA to „polski projekt ambient-jazzowy, zahaczający o pop, electro, trip hop, world music z silnie nakreślonym wokalem”, którego założycielem jest Arcadius Mauritz – fotograf, filmowiec i wykładowca. Za kompozycje w SUOVA odpowiada trio: Arcadius Mauritz (instrumenty klawiszowe), Martyna Zając (wokal/teksty), Artur Pruziński (bas). SUOVA tworzą również: Rafał Dubicki (trąbka) i Paweł Nowak (perkusja). W związku z tym, że 2 lutego 2018 roku miała miejsce oficjalna premiera debiutanckiego krążka “Somewhere in the middle”, na który składa się 8 autorskich kompozycji SUOVA, postanowiliśmy sprawdzić, co Im w duszy gra!
Arcadius, jesteś fotografem i filmowcem. Skąd pojawił się w Tobie impuls do założenia grupy muzycznej i jaka jest geneza powstania zespołu?
Z muzyką mam do czynienia od czasów liceum. Na własne życzenie. W mojej rodzinie były tradycje artystyczne, ale nikt z moich przodków nie zajmował się muzyką. W tym miejscu myślę, że zasadne będą podziękowania dla moich Rodziców za to, że wychowali mnie z otwartą głową, bez ograniczających przekonań i swobodą w wyrażaniu siebie. Za dzieciaka próbowałem różnych form ekspresji od rysunku i malarstwa przez rzeźbę, podstawową sztukę jubilerską, aż po muzykę i fotografię. I film, rzecz jasna. Jestem samoukiem – wszystkiego co umiem, nauczyłem się sam lub samodzielnie, ale konsekwentnie szukałem wiedzy na dany temat i powtarzałem daną czynność tak długo, aż zaczęło mi to gorzej lub lepiej – wychodzić. W 2015 roku, niedługo po przeprowadzce do Warszawy, zacząłem komponować „do szuflady” w domowym zaciszu. Z czasem postanowiłem przenieść te kompozycje na zespół. Tak powstało SUOVA.
Muzyka to dla mnie kolejna forma ekspresji, z którą lubię eksperymentować. W czasach licealnych udzielałem się w wielu projektach muzycznych i zespołach. Ale dopiero SUOVA stało się takim w pełni dojrzałym i świadomym działaniem. Muzyka pozwala mi trochę odpocząć od fotografii – i na odwrót. Staram się obdarzać obie przestrzenie tą samą wrażliwością i w pewnym sensie jedna wynika z drugiej.
SUOVA, (fot. materiały prasowe)
Muzyka SUOVA to „mozaika muzyczna”. Miks popu, jazu, nu-jazzu, ethno i soulu. Na debiutanckim krążku „Somewhere in the middle” znajdują się tytuły anglojęzyczne i tylko jeden polski „Kołysanka dla Świerszczy”. To właśnie ten jeden unikalny utwór z polskim tekstem jest zapowiedzią całej płyty. Skąd taki wybór?
Martyna: Chyba lubimy przewrotność. Tym utworem chcieliśmy trochę dać do zrozumienia, że w naszej muzyce będą nie tylko miłe dźwięki, ale i szansa na zadumę nad otaczającym światem, uczuciami, przyrodą.
Waszej muzyki nie da się zaszufladkować. Słuchając piosenki „Clouds Like Trees” da się poczuć niesamowicie pozytywną energię, z kolei „Kołysanka dla Świerszczy” wywołuje stan melancholii, a utwór „Let It Happen” dodaje siły. Czy to właśnie takie emocje pragniecie wywołać u odbiorcy?
Martyna: Piszę teksty, które odnoszą się do bardzo skrajnych emocji i wspaniale to odczytałaś. Ta płyta jest tak różnorodna jak emocje, których doświadcza każdy z Nas.
Arcadius: Przede wszystkim, jak chyba każdy twórca pragnę, by w tym co tworzę odbiorca znalazł coś dla siebie. Nie chcę nikomu nic narzucać, ale cieszę się jak dziecko kiedy współtworzona przeze mnie sztuka trafia w gusta odbiorcy.
Martyno, skąd Ty czerpiesz inspirację do tworzenia tekstów na płytę?
Nie powiem nic wyjątkowego. Z życia. Ja się przyglądam i sobie notuję. Poznaje dużo ciekawych osób, słyszę niestworzone historie i to mnie inspiruje.
SUOVA, (fot. materiały prasowe)
Jak kumulujecie wspólne inspiracje, by powstał jeden spójny projekt SUOVA?
Martyna: Kumulujemy je na próbie, a właściwie to konfrontujemy swoje wizje. I drogą „za i przeciw” dochodzimy do kompromisu.
Artur: Robimy raz na miesiąc wspólny seans przed telewizorem z losowo wybranym odcinkiem Klanu. A tak na poważnie – jesteśmy bardzo różni pod wieloma względami, ale mamy do siebie nawzajem ogromny szacunek i bardzo się lubimy. Dzięki temu jestem spokojny o zespół SUOVA.
Arcadius: Workflow w większości przypadków jest ten sam: przynoszę gotowy układ akordów i harmonii na próbę. Potem ogrywamy go z chłopakami w podstawowej aranżacji. W tym czasie Martyna słuchając naszego grania dopieszcza tekst i układa melodię. Kiedy partia Martyny jest z grubsza osadzona, pracujemy wnikliwiej nad aranżacją utworu, konfrontując swoje pomysły. Czasem, kiedy w danym utworze są jakieś bardziej wymagające instrumentalnie elementy, spotykamy się we trzech (ja, Artur, Paweł) i dopieszczamy technikę, a Rafał w mig podłapuje klimat utworu. Jego doświadczenie i wszechstronność robią swoje. Tak powstaje spójny projekt utworu SUOVA.
Co każdy z Was wnosi do zespołu, zarówno pod względem talentu, jak i osobowości?
Martyna: Arcadius – wyszedł z całą inicjatywą, jest głową, mózgiem, a przede wszystkim wrażliwym kompozytorem. Ja zaś – staram się „uczulać” (nie mylić z rozczulać, bo raczej nie przebieram w słowach) i czasami rzucę słowo konstruktywnej krytyki albo jakiś przełomowy pomysł. Artur – oprócz talentu muzycznego, ma talent do marketingu i często analizuje różne drogi do sukcesu, pokazując je na przykładach z wielu dziedzin życia, co oczywiście Nam pomaga w wybraniu drogi dla siebie. Paweł – oczywiście trzyma wszystko w „time”, ale ma też w sobie bardzo dużo ciepła i pozytywnej energii, dzięki czemu pomaga Nam bardziej patrzeć na tą długą i trudną drogę, która Nas czeka, przez różowe okulary. Jest też bardzo rzeczowy, zaangażowany i systematyczny. Rafał – pięknie gra, ale ma przy tym świetne poczucie humoru i bardzo duże doświadczenie muzyczne, cenimy go za to.
Arturze, poza tym, że w KA1 grasz na kontrabasie elektrycznym to prowadzisz także bloga muzycznego. Zdradzisz coś więcej na ten temat?
W KA1 od początku pełniłem także funkcję kogoś na kształt impresario, managera. Próbując przebić się z twórczością do mediów, uświadomiłem sobie, jak trudny jest to proces. Zobaczyłem, jaki potencjał twórczy znajduje się w polskim narodzie i równocześnie jak bardzo jest on…niedochodowy. Zasady wolnego rynku w erze Internetu uderzają niestety w wielu artystów. Ich twórczość trudno zmonetyzować. Wszystko jest za darmo, a ogrom pracy jaki artysta wnosi w dzieło nie bierze się z kapelusza. To poświęcony czas i często niemałe pieniądze. Postanowiłem, że chcę promować ludzi, którzy tworzą rzeczy godne uwagi, a że jestem przy okazji autorem powieści i pisanie przychodzi mi z łatwością, powstał blog ciekawieomuzyce.pl. Projekt się rozrósł, razem ze wspólnikiem Kubą Badełkiem tworzymy również video na Ciekawie o Kulturze. Nie mam z tego tytułu dochodów, ale implikacje są cudowne. Poznaję wspaniałych, twórczych ludzi, polecamy się nawzajem, wchodzimy w kooperacje artystyczne itd.
Słuchając Waszej płyty można poczuć ducha podróży. Gdzie Wy muzycznie zmierzacie?
Martyna: To jest właśnie podróż w głąb siebie. W różne stany emocjonalne. Każda piosenka pozwala mi uwolnić z siebie emocje. Niekoniecznie te pozytywne, ale i te głęboko zakopane, niechciane. I mam nadzieję, że będzie to taka forma spowiedzi dla każdego słuchacza.
Artur: Poza Polskę 🙂
Arcadius: Dalej.
SUOVA, (fot. materiały prasowe)
Jak oceniacie polski rynek muzyczny? Czy jest tutaj wystarczająco dużo miejsca na „rozwinięcie skrzydeł” przez młode talenty?
Martyna: Uważam, że przeżywa rozkwit. Pięknie się rozwija, bardzo szybko. Startuje mnóstwo świetnych zespołów i solowych debiutów. Mamy coraz lepsze teksty i melodie. Nie ma się czego wstydzić na Zachodzie. A na nowe zawsze znajdzie się przestrzeń. Trzeba tylko dać sobie samemu na to przyzwolenie…
Artur: Pracowałem kiedyś w polskim start-up’ie, który odniósł sukces globalny. Szef firmy opowiedział mi historię, jak to sparzył się na kilkunastu wcześniejszych projektach – ich wspólnym mianownikiem było ograniczenie do polskiego rynku. Uruchomił pierwszy biznes o skali globalnej i niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – stał się milionerem. Ja nie mam ambicji bycia milionerem, ale chciałbym żyć na przyzwoitym poziomie z bycia artystą, nie martwić się o sponsorów, nie musieć dorabiać na etacie. Moim zdaniem trzeba otworzyć się na rynek zagraniczny i utwory anglojęzyczne są w tym kontekście bardzo na miejscu. Nasza muzyka jest za ciasna na polski grunt, ma co prawda potencjał popowy do szerokiej dystrybucji, ale na pewno nie przebije się przez disco-polo ani przez Kombi (nic nie ujmując kolegom po fachu). Aktualnie Martyna śpiewa coraz więcej po polsku i wszyscy się z tego powodu cieszymy, bo robi to równie pięknie, jak nie piękniej, gdy śpiewała po angielsku. Ja jednak twardo stoję przy zdaniu, że powinniśmy anglojęzyczne utwory promować poza Polską i wyważyć proporcje językowe.
Czy planujecie kontynuację projektu muzycznego i jakie cele stawiacie sobie po drodze?
Martyna: Ooooooczywiście. Celów jest cała masa. Nie brakuje Nam pomysłów. Ale nie chcemy wszystkiego zdradzać od razu.
Artur: Twórczość, sztuka sprawia nam ogromną radość. Osobiście blisko mi do filozofii małych kroków. Chciałbym, żeby kolejnym “stepem” była twórczość nieskrępowana ograniczeniami finansowymi, a to w skrócie oznacza stale powiększającą się publiczność.
Arcadius: Zdecydowanie tak! W najśmielszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że tak to się wszystko potoczy. Od paru schowanych kompozycji do przysłowiowej szuflady, aż do pełnoprawnego zespołu, płyty, teledysku i rosnącego zainteresowania naszą muzyką. Jestem ogromnie szczęśliwy, że tak się to wszystko potoczyło – a skoro tak – to znaczy, że jesteśmy na właściwej drodze.