Bryanboy w pierwszym rzędzie na pokazie Lanvin, 15-letnia Tavi Gevinson konsultuje kolekcję Rodarte, blondwłosa Elin Kling projektuje dla H[&]M, Scott Schuman z The Sartorialist robi uliczną kampanię dla Burberry, a Tommy Ton z Jak[&]Jil regularnie fotografuje dla style.com. Te nazwiska wymienia się pośród bloggerów-celebrytów, którzy wzbudzają zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawią. Nie można też nie wspomnieć o Yvanie Rodicu, który niestrudzenie „poluje na nowe twarze” jako Face Hunter, czy uroczej Paryżance, Garance Dore, która dobry styl „wyczuwa na kilometr”. Przed wejściem na pokazy ostatniego fashion week’u w Paryżu tłum bloggerów znacznie przewyższał ilość dziennikarzy i stylistów.
Co sprawiło, że „ulica” na dobre wkroczyła w elitarny świat mody? Pierwsze blogi zaczęły pojawiać się w sieci w 2004 roku, wtedy też swoją stronę założył nastolatek z Filipin Bryan Grey-Yambao, bardziej znany jako Bryanboy. Bryan pisał i marzył o modzie z najwyższej półki, był subiektywny i krytykancki, zabawny i złośliwy, no i wrzucał regularnie na blog zdjęcia nowych, oryginalnych stylizacji. Czytelników zaczęło przybywać, ci którym strona się spodobała, przesyłali link dalej. W ten sposób na blog Bryanboy’a trafił Marc Jacobs, który postanowił nazwać jedną z torebek imieniem Filipińczyka, a oferty od reklamodawców zaczęły napływać z prędkością światła. Kilka lat później, w wieku 11 lat swój blog założyła Tavi Gevinson, dziewczynka z małego miasteczka w Stanach, która o modzie wiedziała na tyle dużo, że zaciekawiła same Kate i Laurę Mulleavy, czyli projektancki duet Rodarte. Zafascynowane ekstrawagancją małej Amerykanki, wysłały jej zaproszenie na pokaz do Nowego Jorku. Potem POP umieścił Tavi na okładca, a Harper’s Bazaar (!) zaproponował współpracę.
Rzecz miała się zgoła zupełnie inaczej w przypadku Scott’a Schumana, przemierzającego ulice Nowego Jorku, Paryża i Mediolanu w poszukiwaniu ciekawych stylizacji. Wykształcony w kierunku technologii materiału Scott w 2005 roku zbankrutował i stracił posadę w branży. Za namową przyjaciół, postanowił się więc trochę przekwalifikować i zajął się fotografią street fashion. Na blogu The Sartorialist możemy zobaczyć dziennikarzy, stylistów, Karla Lagerfelda, Annę dello Russo oraz anonimowych przechodniów.
Pomyślałem, że mogę robi ludziom zdjęcia w sposób, w jaki patrzą na nich projektanci i zarówno dawać inspirację wielu ludziom w branży. Moją jedyną strategią, kiedy zakładałem blog, było fotografowanie ulicy w sposób, w jaki większość projektantów poluje na inspirację – mówi Scott. Fotografie i charakterystyczny styl Scott’a tak się spodobały branży, że zaproponowano mu pracę dla style.com, Vogue, Elle, Burberry czy GAP (tę kampanię zrobił z równie znaną bloggerką i ilustratorką z Francji Garance Dore). Liczbę czytelników The Sartorialist liczy się w milionach, a autor zdążył już wydać książkę. Podobnie zresztą jak Face Hunter, czyli Yvan Rodic, który żyje na walizkach. Wszędzie go pełno, choć przyznaje, że ciężko jest utrzymywać się na szczycie przy takiej ilości nowych blogów w sieci.
Bo blogi rosną jak grzyby po deszczu, jedne lepsze, inne gorsze, jeszcze inne absolutnie wyjątkowe. Czytelnicy też przybywają, ponieważ, sama się do tego przyznaję, łatwiej szukać inspiracji na ulicach niż na wybiegach. Oglądając ludzi z krwi i kości w projektach wielkich domów mody, w ciuchach z sieciówek czy skarbach vintage, zmiksowanych wedle gustu, ma się poczucie szczerości przekazu. Oczywiście że jest to także reklama, sprytnie ukryta, ale chyba bardziej skuteczna niż kampanie na bilboardach. Ten potencjał zauważyło już nawet Chanel, które rozdaje popularnym bloggerkom najnowsze modele torebek, aby „uzupełnić” ich stylizacje. Zauważyła go też m.in. Francesca Sozzani z Vogue Italia, która najpierw urządziła video konferencję na Skype z popularnymi bloggerami, a później wytknęła większości niekompetencję i „parcie na szkło” w kontrowersyjnym wpisie (uwaga!) na własnym blogu.
Czyżby konserwatywna Włoszka obawiała się o posadę? A może miała rację? Jedno jest pewne, można ich krytykować, można śledzić i podziwiać, ale machina ruszyła i bloggerów nie zatrzyma już nikt.