Radzimir Dębski ma zaledwie 27 lat, a na swoim koncie niesamowity dorobek muzyczny. Szerszej publiczności znany jest jako JIMEK, a głośno się o nim zrobiło w kwietniu 2012 roku, po wygranej w konkursie na remix utworu Beyonce pt: „End of time”. Kompozytor pokonał 3000 uczestników, a jego remix znalazł się na EP-ce “4. The Remix”, która dostępna jest w serwisie iTunes od 24 kwietnia 2012 roku. Niedawno wrócił Z Mediolanu gdzie wspierał uczestników konkursu ”Wygraj Porsche 911” organizowanego przez Martini Polska, gdzie miał okazję poznać Bena Collinsa- legendarnego Stiga, słynnego tajemniczego kierowcę rajdowego z Top Gear.
O swoich pasjach – Jaki jest prywatnie? Nad czym teraz pracuje? Zapraszamy do lektury wywiadu.
Pierwsze pytanie będzie dla Ciebie pewnie dość standardowe. Wygrałeś konkurs na remix utworu Beyonce. Co się zmieniło od tego czasu w Twoim życiu?
Bey dała mi walidację wyższej instancji i chyba większy spokój wewnętrzny. Całe życie czułem presje żeby udowadniać że coś potrafię
Masz już przecież na swoim koncie wiele sukcesów! Od wielu lat komponujesz muzykę do filmów fabularnych, seriali telewizyjnych, festiwali muzycznych, spotów reklamowych czy spektakli teatralnych.
Tak, ale zaczyna się bardzo powoli i przy każdej takiej pracy trzeba się przebić, złożyć propozycje, wygrać konkurs, akceptację, kolaudacje itp. jednak przy każdym projekcie, w który jestem zaangażowany, muszę udowadniać sobie, że jestem w stanie sprostać wszystkim zadaniom na najwyższym poziomie. Wiele razy nie udaje się wygrać i można stracić grunt pod nogami, poczucie wartości tego co się robi.
Dopiero dzięki Beyonce poczułeś, że jesteś dobry w tym co robisz?
Wtedy na pewno bardziej uwierzyłem w siebie. Każdy artysta jest trochę niepewny swojej twórczości, bo opiera się tylko na własnym instynkcie. Zawsze są wahania, czy to jest dobre. Jeżeli słuchasz siebie bezgranicznie i bezkrytycznie, to jesteś o krok od robienia sztuki dla sztuki, której jedynym odbiorcą będziesz Ty sam. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
Po wygranej w konkursie dostałeś wiele propozycji wydania płyty. Wciąż jej nie ma. Nie jesteś przekonany, czy to, co stworzyłeś jest dobre?
Chciałem na początku załatwić wszystkie sprawy pozamuzyczne. Zdobyć pieniądze na studio, na orkiestrę symfoniczną czy teledyski… Postanowiłem, że jeżeli będę robić coś swojego, to tylko najlepiej, jak się da. Nie wyobrażam sobie płyty bez orkiestry symfonicznej, a kosztuje to bardzo dużo pieniędzy. Dopiero niedawno udało mi się to wszystko zorganizować. Oczywiście, że miałem propozycje wydania płyty w kwietniu dwa lata temu i wiem, że wtedy sprzedałaby się genialnie, na fali, jednak dla mnie nie liczy się tylko biznes i popularność.
A czujesz się popularny?
Mam wrażenie, że jestem coraz mniej rozpoznawalną osobą w Polsce. Dwa lata temu nie mogłem mieć chwili dla siebie, ludzie zaczepiali mnie na ulicy, teraz już absolutnie tak nie jest.
Czujesz się częścią show biznesu?
Po zakończeniu promocji kawałka [przyp. red. Remix „End of Time”], pracowałem w swoim zawodzie kompozytora, czyli za kulisami show biznesu. Nie udzielałem wywiadów, bo nie chciałem tego robić bez celu. Wywiad powinien być przywilejem – trzeba na niego zapracować, mieć coś do zaoferowania. Zimą osiem miesięcy pracowałem nad dużym projektem w Los Angeles i też z braku czasu trochę się wycofałem. Niedawno wydarzyło się kilka bardzo fajnych projektów w Polsce, ostatnio napisałem muzykę do bardzo wyjątkowej sceny w filmie Jana Komasy „Miasto 44”, miałem kilka dużych koncertów m.in. dwa w nowej Filharmonii w Szczecinie.
Zatrzymajmy się na chwilkę przy temacie Szczecina. Wspominałeś, że była to dla Ciebie najbardziej wyjątkowa chwila w życiu – koncert w ramach tygodnia inauguracyjnego Filharmonii.
Wyobraź sobie, że kochasz sztukę, estetykę, architekturę, faktury, kształty czy surowce – aspekty, które sprawiają, że stajesz się zupełnie innym człowiekiem – i coś takiego powstaje w Polsce, a dokładniej w mieście w którym się urodziłaś. W dodatku taka świątynia, ze wszystkich rzeczy na świecie ma być świątynią muzyki, najlepszą nową salą koncertową, a ja mam mieć swój udział w historycznej inauguracji tego miejsca i napisać dwa dwudziestominutowe utwory i poprowadzić orkiestrę symfoniczną. Kumulacja Zyliard!
Gratuluję! Słyszałam o owacjach na stojąco po Twoim koncercie, których nie dostał nawet Pan Penderecki 🙂!
Nawet teraz nie wiem jak się zachować, czy dziękować czy tylko dyplomatycznie się patrzeć.
Mam wrażenie, że jesteś niesamowicie skromną osobą…
Wielu ludzi mi to mówiło, jak zadzwoniła do mnie Beyonce, ale ja nie wiem jaki miałem być? Nie miałem żadnego powodu, żeby nie być skromnym. Przede mną jeszcze bardzo dużo pracy i nawet wtedy chciałbym dalej być po prostu normalny. Ona jest najlepszym przykładem bo sama też jest piekielnie skromna a kto jak kto, Ona nie musi kompletnie taka być.
Starasz się być bardzo blisko ze swoimi fanami. Często przygotowujesz dla nich specjalną pulę biletów na swoje koncerty.
Nie mam fanklubu czy setek tysięcy fanów więc jest mi łatwiej. Mam wrażenie, że nie ma tam przypadkowych ludzi i trolli. Są to jakby wyselekcjonowane osoby, które dobrze wiedzą, dlaczego znalazły się na moim profilu. Oni we mnie wierzą, a ja chcę przy nich być. Oddawanie ludziom dobra powinno być najbardziej naturalną rzeczą na świecie. A propos, ostatnio znalazłem się przez zupełny przypadek na koncercie Prince’a. Takim bez szyldu, prasy, prawie za darmo. Dostałem bilet godzinę przed a śpiewał dwa metry ode mnie. Spontaniczne rzeczy są najfajniejsze. Jeżeli ja mam możliwość dać komuś coś od siebie, chętnie to robię i będę to robił dalej. To nie jest żaden marketing, tylko przyjemność. Wygranie konkursu pomogło mi zrozumieć, jak niesamowita jest siła w muzyce pop. Czujesz tyle dobrej energii, gdy ludzie Ci mówią, że słuchali Twojego kawałka przez tydzień non stop. Wtedy zdałem sobie sprawę, że także z muzyką poważną trzeba wyjść do ludzi, żeby ludzie odkryli Filharmonię na nowo. Dlatego po tych dwóch koncertach w Szczecinie na które bilety sprzedały się w godzinę, zorganizowałem jeszcze darmowy happening – dla wszystkich ludzi w mieście, spontanicznie, bez biletów, marynarek, czasu i zobowiązań. Chciałem zachęcić ludzi którzy w ogóle nie chodzą do filharmonii. Byłem w szoku ile ludzi przyszło. Kiedy to czytacie klip który wtedy nakręciliśmy powinien już się ukazać. Nazywa się Prologue i jest też dla mnie taką genezą tego z czego się wywodzę i z czego wyrosłem.
Oprócz muzyki, Twoją pasją są samochody i motory. Wystartowałeś w tegorocznej edycji Martini Rage jako kierowca Porsche 911 Carrera 4S i byłeś bezkonkurencyjny na torze MotoPark. Teraz wróciłeś z Mediolanu, gdzie jeździłeś z Benem Collinsem – Stigiem, wspierając uczestników konkursu „Wygraj Porsche 911” z marką Martini. Nie wspominając, że przyjechałeś na wywiad najszybszym motorem na świecie, który właśnie testujesz. Kręci Cię adrenalina?
Medytacja. Kiedy wsiadam za kierownicę lub na motor, jest to jedyna chwila, kiedy nie myślę o muzyce. Jestem w stu procentach skupiony na drodze. Adrenalina jest dla mnie właśnie taką medytacją, momentem, kiedy to instynkt zaczyna działać i nie wiesz dlaczego robisz pewne rzeczy. Niebezpieczeństwo wymaga pełnej koncentracji, która w pewnym momencie puszcza i czujesz w tym największym niepokoju nagłą ciszę. Nie myślisz lewo czy prawo, ile masz na liczniku – to wszystko dzieje się samo. Do tego cała otoczka lifestyle’owa – Martini Rage w którym zjechałem z kumplem całą Polske, a Grand Prix Włoch Formuły 1 w Monzy to oczywiście klasyka gatunku. Kiedy jechałem ze Stigiem czyli Benem Collinsem gdzieś między 250 – 300 km na godzinę zapytałem go jak to by było grać ze STINGiem zwracając się do niego per Phil Collins. Próbowałem go wkurzyć żeby szybciej jechał. Opiekowałem się też kilkoma rodakami którzy przyjechali wygrać własnego „porszaka” w konkursie Martini i jeden z moich podopiecznych był o włos, zabrakło mu 5pkt.
A jakieś bezpieczniejsze sporty 🙂?
Koszykówka. Tak naprawdę zawsze bardziej chciałem być koszykarzem niż muzykiem.
I co się nagle stało?
W wieku 14 lat miałem już ponad 190cm, ale nagle przestałem rosnąć.
Jednak jako 6-latek zacząłeś już swoją edukację muzyczną.
Cały czas gwizdałem, grałem na instrumentach rodziców i podobno byłem dobry. Posłali mnie do szkoły muzycznej w wieku 6lat. Później jako nastolatek trochę miałem ADHD i zrezygnowałem. Wtedy zacząłem uczyć się muzyki sam i wreszcie mogłem grać też w kosza. Potem oczywiście wróciłem do szkoły, nie chciałem być amatorem. W końcu skończyłem kompozycje, jako trzeci w linii prostej mojego nazwiska.
Przed wywiadem wspominałeś, ze nie spałeś od trzech dni…
Oj tam, dzisiaj się nie kładłem ale wczoraj i przedwczoraj coś tam jednak drzemałem.
Jakie są teraz Twoje cele? Nad czym tak pracujesz?
Ja jestem raczej z gatunku ludzi, którzy mniej gadają, a więcej robią. Jest mnóstwo projektów które robię, nawet niektórych pozamuzycznych, ale jak to w życiu bywa nie wszystko wychodzi, więc nie mówię przed czasem. Oczywiście najbardziej zależy mi na płycie nad którą najwięcej działam. Wszystko, ale to wszystko, robię na niej sam.
Żeby nie być od nikogo zależnym?
Bardziej, żeby sobie coś udowodnić. Teraz już wiem, że nie muszę nic udowadniać przed całym światem, lecz przed samym sobą. Płyta to aktualnie mój priorytet. Nie chcę zapraszać do utworów żadnych gości, choć jest to genialny ruch marketingowy. Na to jeszcze przyjdzie pora. Chcę aby ta płyta była swojego typu bagażem, który zrzucam i wyruszam w świat.
Materiał już jest?
Oczywiście, jest go nawet za dużo J Tak z pięćdziesiąt kawałków?
Pewnie wszystkie są świetne, ale Ty nie jesteś ich pewny…
Hm…
Czego się boisz?
Nie umiem puścić czegoś, kiedy wiem, że może być lepsze.
Uważasz, że nadejdzie moment kiedy stwierdzisz, że jest wystarczająco dobre?
Wiem – to jest w pewnym sensie pułapka. Kieślowski mawiał że nigdy nie ma skończonego filmu, tylko w pewnym momencie „wyrywają Ci go z rąk”… (śmiech).
Czyli Tobie jest potrzebny termin!
Nie do końca, w mojej pracy mam jakiś deadline w każdym tygodniu, jestem do tego przyzwyczajony. I taki mam zawód – robienie muzyki do filmów, telewizji, reklam. Są takie projekty, których nie mogę odmówić. Wtedy muszę skupić się na nich w 100%, a swoje odłożyć na bok. Często ludzie nie wiedzą, że to moja muzyka jest przy danej produkcji. Gdybym miał taką sytuację, że nie muszę płacić rachunków, to jasne, że siedziałbym tylko przy płycie i inwestował w nią wszystkie pieniądze.
Jesteś uważany za jednego z najlepiej ubranych Polaków.
Uważam to za duży komplement, ale też zauważam obie strony medalu – Pamiętam swój koncert w Opolu. W Internecie znalazłem kilka opinii na temat tego, jak wyglądałem, a nie znalazłem nawet jednej o tym, co zaprezentowałem muzycznie na scenie, dlatego nie chcę żeby moja działalność ograniczyła się tylko do wychodzenia na eventy. Chodzę tylko na te, na których pracuję, o czym też nigdy nie napiszą J ostatnio nawet grałem z Brodką, genialny koncert.
W branży mody niestety często jest podobnie. Zanim pojawi się recenzja pokazu (jeżeli się pojawi), wszyscy piszą o gwiazdach- jak wyglądały…
Często nawet
nie piszą, co to był za pokaz (śmiech)! Mój styl to coś naturalnego, nie
poświęcam temu czasu, nie mam stylistów. Żyje w świecie gustu, wyborów, zawsze dokładnie
wiedziałem, co mi się podoba, bo gustem też kieruję się w mojej pracy. Ubrania
są estetyką, a estetyka jest dla mnie światem. Kiedy wchodzisz do takiej Filharmonii,
czujesz się świeżo, jakbyś miała najlepszy ciuch na sobie. Sztuka ma nas unieść
choć centymetr nad ziemię. To jest najpiękniejsze uczucie.
Dziękuję bardzo za wywiad!